czwartek, 8 kwietnia 2021

Od Hyarina CD Kali - ''Szkarłatny Tulipan''

Kolejny dzień był łudząco podobny do poprzedniego. Kali znów została wezwana na rozmowę, a Hyarin postanowił spędzić ten czas, ponownie przeliczając bruzdy na suficie i rysy na kamiennej ścianie. Przedziwnym artystą jest Matka Natura, często tworzy dzieła, które zdają się wykraczać poza granicę wyobraźni. Mimo to, wciąż zaskakuje. Następną atrakcją było obserwowanie leniwego lotu trzmiela, który przebudził się z pierwszymi dniami wiosny. Przestrzeń wypełniło charakterystyczne buczenie, niższe od tego, które wydaje osa czy szerszeń. Nie napawało lękiem, wręcz koiło, przypominając o sierpniowych popołudniach, spędzonych nad rzeką, które polegały jedynie na wylegiwaniu się i chłonięciu piękna przyrody. Owad przysiadł na ścianie niedaleko basiora, będąc jedyną, odcinającą się plamą pośród monotonnej szarości nagiej skały. Wilk westchnął i przewrócił się na drugi bok, zamykając oczy. Zastanawiał się jak bardzo jego kondycja ucierpi przez to bezczynne leżenie w szpitalu. Niemal czuł już pierwsze zakwasy, które dopadną go po dłuższym biegu lub pogoni za zdobyczą. Ale będzie to doprawdy cudowny ból o smaku wolności, na pewno lepszy niż uczucie odrętwienia, które towarzyszyło mu w tym momencie. Wstał pierwszy raz tego dnia i przeciągnął zastałe mięśnie, które praktycznie natychmiast odpowiedziały mu jawnym protestem, nie zgadzając się na ten nadprogramowy wysiłek. Hyarin zacisnął zęby i wrócił na łóżko, czując jak opuszczają go siły, mimo że wyspał się aż nadto. Tak, zdecydowanie przyzwyczaił się do lenistwa i bezruchu.
Jego towarzyszka wróciła jakiś trochę później, nie wiedział ile czasu minęło, bo dawno przestał próbować oszacowywać porę dnia za pomocą mierzalnych jednostek. Pozostało mu tylko orientacyjne wyczuwanie położenia słońca, które nie zawsze był w stanie dokładnie ustalić. Kali miała dziwną minę. Była to mieszanina gniewu, szoku, bezsilności, a to wszystko wyłaziło spod nieumiejętnie nałożonej maski spokoju. W ten sposób Hyarin bez większego problemu dostrzegł, że dzisiaj musiało wydarzyć się coś złego.
- Jak było? - zapytał, niemal od niechcenia, choć w środku z niecierpliwością czekał na odpowiedź. Wadera okazała się mniej wylewna niż zwykle, co tylko wzbudziło w wilku większy niepokój. Jeśli to ważne, powiedz mi. Bardzo chciał móc wyrzec te słowa, lecz głos uwiązł mu gardle, związany strachem przed poznaniem odpowiedzi. Nie wiedział czy na pewno tego chciał.
- Wspominał coś o tym, że teraz moja kolej? - bezpieczne pytanie odwróciło na moment uwagę obojga od tego, co jedno wiedziało, a dla drugiego wciąż pozostawało tajemnicą. Wilczyca pokręciła przecząco głową. Było to coś, czego z pewnością się nie spodziewał. Vitale daje mu dzień przerwy? Nim zdążył się na dobre zanurzyć w domysłach, Kali skoczyła ku niemu i wsunęła się pomiędzy jego przednie łapy. Po raz pierwszy Hyarin nie okazał zaskoczenia z powodu tego wylewnego ruchu.
- Hyarin – jej szept, ledwie słyszalny, dotarł do uszu wilka, przypominając delikatny balsam kładziony na wewnętrzne rany. Nigdy nie podejrzewał, że jego imię będzie tak ładnie brzmiało w czyichś ustach.
- Musisz mi to powiedzieć, bo nie wiem komu innemu mogę zaufać – to wyznanie wzbudziło w nim coś na kształt dumy i wdzięczności zarazem. Zdaje się, że nigdy nie zdobył szczerego zaufania drugiej osoby.
- Musisz mi powiedzieć – jej chłodne oczy przeszyły go na wskroś, nie czyniąc jednak żadnej rany – czy ja jestem szalona?
Najprawdopodobniej. Mógł wymienić przynajmniej kilka powodów, dla których można by sądzić, że Kali istotnie - jest szalona. Lecz, czy szaleństwo nie jest cechą istot inteligentnych, a przede wszystkim żywych? Czymże byłoby życie bez, choćby krztyny tego stanu? Statecznym rejsem po spokojnym morzu rutyny, podczas którego każdy dzień wygląda tak samo, czy to deszcz, czy słońce.
- Każdy ma w sobie, choć odrobinę szaleństwa – odparł po namyśle. Nie wiedział czy chodzi jej o pozytywną cechę czy coś, co mogłoby być już objawem choroby. Wadera prychnęła, a jej nos zmarszczył się zabawnie.
- Wiesz, że nie o to pytam. Chodzi o mnie – obruszyła się.
- To tak. Trochę jesteś – powiedział wolno Hyarin, a przed oczami stanęła mu scena sprzed niedawna, choć wydawać się mogło, że minęły już tygodnie od tego wydarzenia. Kali pożerająca zwłoki zamordowanego przez niego wilka, krew ściekająca po jej jasnym futrze, odgłosy rozrywanego mięsa. Może tak wygląda ucieleśnienie szaleństwa? Nie sądził, by była ona zła do szpiku kości, nie poznał jej takiej. Z drugiej strony ile się znali... A to nie przeszkodziło mu sądzić, że już nie wyobrażał sobie bez niej życia.
- I tobie to nie przeszkadza – mimo że twierdzenie, to zabrzmiało bardziej jak pytanie, na które Kali wyraźnie oczekiwała odpowiedzi.
- Nie. – odparł krótko, po czym dodał – Gdyby mi to przeszkadzało to tak, jakbym potępił samego siebie.
To wyraźnie ją uspokoiło. Nie sądził, że jego zdanie ma dla niej tak duże znaczenie. Ufała mu bardziej niż swojemu bratu, co sprawiło, że poczuł jakąś okrutną satysfakcję. Szczególnie po tym jak Ry niemalże się na niego rzucił, gdy wrócili do watahy.
- Wiele to dla mnie znaczy. Muszę ci jeszcze coś powiedzieć – szepnęła z rozrywającym serce smutkiem. Nie zdążyła. Świat nie pozwolił im dokończyć rozmowy, brutalnie wchodząc pomiędzy ich dwójkę, stawiając tam potężny mur. Świat? Tylko jeden wilk był tego przyczyną. Drobny, niebieski wilczek, pomocnik medyka, wsunął się ledwo zauważalnie do pokoju. Hyarin był przekonany, że chodzi o rozmowę z psychologiem, ale wiadomość, którą przekazał mu basior prawie zwaliła go z nóg.
- Twój nowy pokój jest gotowy. Mam polecenie cię tam zaprowadzić – powiedział trochę strachliwie, jakby spodziewał się, że to zadanie nie będzie łatwe. Słusznie. Co sobie myśleli, wysyłając taką kruchą gałązkę? W tym momencie nawet tur nie byłby w stanie ruszyć go z miejsca.
- Co to ma znaczyć? - warknął, patrząc raz na przybysza, raz na Kali.
- To chciałam ci właśnie powiedzieć. Rozdzielają nas – wykrztusiła wadera, bezradnie siląc się na spokój. Hyarin z wściekłością zbliżył się do pomocnika, który skurczył się w sobie jeszcze bardziej. Próżno było tu szukać wilka, który minutę wcześniej nieśmiało przekroczył próg, przeczuwając zapewne, że napotka zacięty opór. Pomieszczenie oświetlone tlącymi się pochodniami zalała nagle fala silnego światła, wydobywającego się z wzoru na ciele większego z pacjentów. Informacja uderzyła go jak obuch, miażdżąc czaszkę, sprawiając, że poczuł prawdziwie fizyczny ból w każdej cząstce ciała. Jego pysk pociemniał gniewem, a oczy ciskały gromy w stronę przerażonego, niebieskiego stworzenia, które było tak naprawdę Bogu ducha winne.
- Wynoś się. I powiedz mu, że tak tego nie załatwi – wycedził kronikarz, a błękitny strzęp sierści natychmiast posłuchał i zniknął im z oczu.
- To nie jest wina Delty. On tylko wykonywał swoją pracę – powiedziała cicho Kali. Jej oczy skrzyły się jak wiekowy śnieg na północnym biegunie w odległym świetle zorzy. Ten widok roztapiał serce, przypominał długie, mroźne noce koła podbiegunowego, gwiazdy nigdzie nie świeciły tak jasno jak tam, na tej lodowej, pozbawionej życia pustyni.
- Chciałbym cię tam zabrać... - szepnął Hyarin, niekoniecznie mając zamiar wypowiadać te słowa na głos.
- Co? - Kali przekręciła głowę, a jej oczy na moment zmieniły odcień na taki, przypominający głęboki fiolet. A może to tylko jemu się tak wydawało.
- Nieważne. Nie rozdzielą nas – odparł twardo i zaczął nerwowo krążyć po pokoju. Byli zdecydowanie na gorszej pozycji, co by nie zrobili, było już za późno. A zarząd tutejszego więzienia najwyraźniej nie zwlekał z wprowadzeniem w życie swojego planu. Nie mieli czasu na ucieczkę, pozostawało stawianie czynnego oporu, zabarykadowanie się, strajk głodowy, wzięcie zakładnika. Czemu pozwolił Delcie odejść, on był idealny.
- Dostaniemy więcej leków – powiedziała Kali, zadając tym samym kolejny cios w nadzieję Hyarina. Chcieli ich spacyfikować, sprawić, by przestali walczyć i się poddali. Już teraz czuł, że nie ma pełni kontroli nad swoją mocą, zaraz może utracić ją całkiem. Vitale zaiste był ich wrogiem.
- Co zrobimy? - poczuł lekkie dotknięcie na swojej łapie. Wadera przyglądała mu się z lękiem. Nie chcę cię zostawić. Choć wcześniej zastanawiał się, czy nie lepiej byłoby, żeby ich rozdzielono, dopiero w obliczu tego, co miało nastąpić poczuł, że nie byłby w stanie tego przeżyć.
- Nie poddamy się im. Będziemy walczyć, jeśli trzeba – popatrzył na otwór w skale, który był wejściem do ich pokoju. Musiał odnaleźć w sobie determinację i, choć częściową wiarę, że to się powiedzie.
- Czuję się, jakbyśmy wyruszali na wojnę – wilczyca zaśmiała się ponuro i utkwiła wzrok w tym samym punkcie, co on. Bo wywołali wojnę. A właściwie to on ją wywołał. Wojnę bez szans na zwycięstwo.
Długo nic się nie działo. Być może gdzieś w głębi jaskini zebrał się właśnie sztab kryzysowy, by zdecydować, co zrobić z dwójką opornych pacjentów, którzy postanowili wszcząć jawny bunt na swoim drobnym terytorium. W izolatce panowała atmosfera napięcia i oczekiwania. Hyarin miał ochotę wyjść i sprawdzić, co się dzieje, Kali siedziała na łóżku i nerwowo drapała szorstki koc. Zamiast cieszyć się spokojem, oni siedzieli jak na szpilkach w oczekiwaniu na odpowiedź wrogiego obozu. Ta naszła niespodziewanie i w formie, której nikt się nie spodziewał.
- To pułapka – szepnął Hyarin do wadery, która stała jak wryta, patrząc na stojącą przed nimi postać.
- Myślisz, że chcą mi zagrać na uczuciach? - odpowiedziała tak samo cicho, wytrzeszczając oczy jeszcze bardziej.
- Mi nie mają jak. Musiałoby cię tu nie być.
W drzwiach stał Ry. Miał minę, która przypominała grymas przy bólu zęba. Gdy spojrzał na kronikarza, w jego oczach pojawił się ogień.
- Kali, nie stawiaj się decyzji Flory – przemówił stanowczo, gromiąc ją spojrzeniem. Jak nie prośbą, to groźbą najwyraźniej. Ale dlaczego postanowili uderzyć akurat w nią? To ja przecież stawiłem opór. Wykorzystują naszą relację?
- To był pomysł psychologa – wypluła ostatnie słowo z takim obrzydzeniem, jakby to było jawnie gorszące. Ry przechylił głowę, przestając zwracać jakąkolwiek uwagę na Hyarina, jakby ten po jego wejściu stał się powietrzem.
- Flora uważa, że to przede wszystkim dla TWOJEGO bezpieczeństwa – siła z jaką położył nacisk na to słowo była zdecydowanie zbyt duża. Gdyby była fizyczna, z pewnością po tym zdaniu pozostałaby dziura w podłodze. Lub dziura w Hyarinie, który był najwyraźniej solą w oku brata małej wadery.
- Wiesz, że jej na tobie zależy. – ciągnął dalej, wkraczając już powoli na tory delikatnego szantażu – Jesteś dla niej bardzo ważna, źle przyjęła fakt, że coś ci się stało.
Ton w jaki uderzał przyprawiał kronikarza o mdłości. Jak można było robić coś tak perfidnego, tak jawnie żerować na uczuciach podobno ważnej mu osoby?
- Przestań robić z siebie pajaca i powiedz im, że takie emocjonalne terroryzowanie mogą zachować dla siebie – warknął Hyarin, zbliżając się niebezpiecznie blisko do Ry'a, który zmrużył oczy pod wpływem jasnego światła, którym tamten dalej emanował.
- Odsuń się ode mnie, wariacie. Nie będę rozmawiał z kimś niepoczytalnym – odparł zimno biały basior, mierząc go pogardliwym spojrzeniem. Szary wilk zatrząsł się w niemej furii.
- Ty podły psie – wychrypiał z nieskrywanym obrzydzeniem. To, na co patrzył, nie było już bratem Kali, do którego starał się mieć szacunek. To nie było nawet wilkiem, było czymś parszywszym od robaka, egoistą bez honoru, dla którego najważniejszy był tylko czubek własnego nosa. W jego słowach nie słychać było nawet odrobiny troski o siostrę. Zdawać się mogło, że zrobił to tylko po to, by nastawić ich przeciwko sobie i zemścić się na Hyarinie. Wszystko zdarzyło się bardzo szybko, basior z opóźnieniem poczuł jak jego mięśnie kurczą się, by zaraz rozluźnić się w długim skoku w stronę białego zwierzęcia, w którym nie widział już przedstawiciela własnego gatunku. Wilk to przecież tak dumne stworzenie. Z całym gniewem jaki w nim płonął rozwarł pysk z zamiarem wgryzienia się w kark, niczego niespodziewającego się basiora.
- Nie! - krzyk Kali powstrzymał go przed zasmakowaniem krwi Ry'a, który odskoczył do ściany z wyrazem lekkiego zaskoczenia, a zdecydowanie większej złości. Wadera podeszła szybkim krokiem i stanęła między nimi.
- To tylko pogorszy sprawę. Daj mi to załatwić – szepnęła do dyszącego towarzysza. Ten kiwnął głową i wycofał się na swoje miejsce, dając im przestrzeń do rozmowy. Zniżyli głos do szeptu tak, że Hyarin, nawet gdyby chciał, niewiele by usłyszał. Położył głowę na kocu i obserwował bezgłośnie poruszające się usta rodzeństwa. Trwało to dość długo, a może tylko jemu czas wydawał się rozciągać do niebotycznej długości. W istocie minęło zaledwie dziesięć minut, które w jego umyśle wyglądały, jakby było ich, co najmniej cztery razy więcej. Wyrwał się z zamyślenia, zauważając biały ogon znikający w korytarzu. Drobna wadera z wyrazem umęczenia na pysku podeszła do niego.
- Nie wiem, co z tego będzie – powiedziała, siadając obok i spuściła wzrok na podłogę.
- Nie obwiniaj się, jeśli się nie uda – położył jej łapę na plecach tak delikatnie, jakby była kruchą, porcelanową wazą, która przez najlżejszy ruch mogła rozpaść się na kawałki. Wilczyca zwróciła na niego spojrzenie szklanych oczu, które wyglądały, jakby zaraz miała popłynąć z nich fontanna łez.
- Cieszę się, że jesteś – wyszeptała, zbliżając się do niego. Położyła się obok i oparła mu głowę na boku, przymykając oczy z wyraźną ulgą. Hyarin wstrzymał oddech, lecz po chwili rozluźnił się trochę, pozwalając sobie cieszyć się chwilą, być może ostatnią razem.


Spali jakiś czas, zmęczeni wydarzeniami dnia, skrajnymi emocjami i zmartwieniem, które opuściło ich dopiero, gdy świadomość wyruszyła do tajemniczej krainy snu. Po raz pierwszy razem, skuleni na legowisku w teorii przeznaczonym dla jednej osoby, a jednak dawno nie było im tak wygodnie. Ogarnął ich spokój, który dało się wyczytać z miarowych oddechów i błogich wyrazów na pyskach. Niestety nie trwał on długo. Obudził ich cichy szelest. Musiał być już wieczór, korytarz był mroczniejszy niż za dnia, a skwierczenie pochodni było wyraźniej słyszalne. Pierwsza obudziła się Kali, strzygąc uszami. Szturchnęła Hyarina, który zerwał głowę z posłania i rozejrzał się nieprzytomnie.
- Ktoś się zbliża – szepnęła i skoczyła do kąta, gdzie stało jej łóżko. Zwinęła się tak, że niewprawny obserwator nie zauważyłby, że wadera wciąż czujnie obserwuje otoczenie. Na pierwszy rzut oka wyglądała, jakby spała. Basior wstał niespiesznie i ruszył ku misce z wodą. Był to tylko pretekst, chciał sprawdzić czy ktoś faktycznie stoi w cieniu skalnego tunelu. Stanął przy ścianie, musnął językiem powierzchnię płynu, znajdującego się w naczyniu i nasłuchiwał. Dopiero po chwili dotarły do niego stłumione głosy:
- To się na pewno nie uda. Ry, nie można tak postępować – szept Flory był ledwo słyszalny, Hyarin musiał się naprawdę wysilić, by dosłyszeć jej słowa. Jednocześnie z pewnym rozbawieniem zdał sobie sprawę, że Kali zapewne słyszy ich doskonale.
- On omotał moją siostrę! Nie mogę tego tak zostawić. Ona sama nie wie, co robi – odpowiedział jej ostry ton towarzysza. Dało się słyszeć jeden krok w stronę wejścia. Szary wilk wstrzymał oddech, oczekując konfrontacji.
- Przemyśl to jeszcze. Daj im spokój, póki co. Bądź, co bądź, to pacjenci, mam obowiązek dbać o ich dobro. A twój pomysł nie za bardzo mi się podoba – w głosie medyczki pojawiła się niebezpieczna nuta, którą Hyarin przyjął z wyraźną ulgą. Nie miał ochoty na atak o tej porze. Zdaje się, że Flora w końcu przekonała Ry'a do odejścia i dwójka wilków udała się w stronę przedniej części jaskini. Kronikarz spojrzał na Kali, która leżała z szeroko otwartymi oczami, w których wyraźnie było widać trwogę. I niedowierzanie.
- Nic nie rozumiem … co się stało...? - wyszeptała, kręcąc głową i przytknęła łapę do ust. Basior też nie wiedział. Co takiego chciał zrobić Ry? Skrzywdzić go? Wynieść po kryjomu stąd? Opcji było całkiem sporo, zważając na to jaką nienawiścią pałał do przyjaciela siostry.
- Nie przejmujmy się tym na razie. Rano postanowimy, co dalej – powiedział uspokajająco, choć wszystko w nim wrzało. Zwinął się w kłębek i nakrył kocem, który podciągnął pod same uszy. Ten incydent sprawił, że utracił resztki poczucia bezpieczeństwa. Nie miał ochoty czuwać całą noc, odzwyczaił się od tej praktyki, ale, co jeśli naprawdę coś mu grozi? Jakiś pierwotny lęk owładnął nim, nakazując mięśniom, by się napięły, pod jego wpływem przyspieszył oddech, a zmysły się wyostrzyły. Zmęczenie gdzieś prysło, przynajmniej na tę chwilę, spodziewał się, że powróci ze zdwojoną siłą, gdy tylko minie pierwszy szok. Oddech Kali, który zdołał usłyszeć, dał mu do zrozumienia, że wadera również nie może lub nie chce zasnąć. Mimo to, dał im obojgu ten czas na przemyślenia tego, co zdołali usłyszeć. Możliwe, że właśnie zostali zdradzeni.
Sen zmorzył go po paru godzinach, koło drugiej. Nie spał spokojnie, dręczyły go koszmary z dzieciństwa, krzyki nieznanych osób, ból i cierpienie, które osobiście go dotykały. Przebudził się nad ranem, trzęsąc się z nadmiaru emocji. Przy nim stała Kali, obserwując go z niepokojem.
- Wszystko w porządku? Wyłeś przez sen... - powiedziała, gdy zauważyła, że otworzył oczy. Hyarin kiwnął głową i przeciągnął się lekko, z ulgą żegnając męczące go obrazy i dźwięki.
- Tak, coś złego mi się śniło po prostu. – mruknął lekko zawstydzony – Mam nadzieję, że cię nie obudziłem.
- Nie, nie śpię już od jakiegoś czasu – odparła, lecz miał dziwne wrażenie, że go okłamała, by nie czuł wyrzutów sumienia. Z goryczą zdał sobie sprawę, że obudzony z jednego koszmaru wszedł w drugi, być może jeszcze gorszy, bo prawdziwy. Rzeczywistość wbiła go twardym obcasem w podłoże, odbierając oddech i nadzieję. To, co się stało w nocy przez moment wydawało się tak nierealne, jakby nigdy się nie wydarzyło. Ale po minie Kali wiedział, że to prawda, że wcale sobie tego nie uroił. Nie był w stanie nawet wyobrażać sobie, co musiała czuć, słysząc nienawistny ton brata. Tajemnicą był także jego plan, o którym obecnie nie wiedzieli nic, co tylko potęgowało niepokój i dezorientację. Trwali tak obok siebie, zastanawiając się ile czasu im jeszcze pozostało, co będzie potem i przede wszystkim, czy mają na to jakikolwiek wpływ. Bo nie pierwszy raz dano im do zrozumienia, lecz pierwszy raz tak wyraźnie, że tak naprawdę z ich zdaniem nie liczy się nikt.

<Kali?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz