- Agrest? Wszystko z Tobą w porządku? – spytała Ciri, gdy cała nasza czwórka znalazła się w jaskini wojskowej. Alfa wyglądał niemrawo, telepało nim jakby przesadził z alkoholem, albo wymieszał go z jakimś świństwem. Spojrzałam na niego uważnie, czekając, czy jego umysł sam otworzy się na mnie. Nic takiego jednak się nie stało, a wolałam nie używać swojej mocy, bez wyraźnego powodu.
- Nie, wszystko jest dobrze. –
powiedział po czym stał się blady jak ściana i poleciał momentalnie do rogu
jaskini, gdzie zwrócił całość najwyraźniej niedawno jedzonego posiłku.
- O. – spojrzał za nim Mundus. –
Chyba się czymś struł. – odparł jakby to było zupełnie normalne i nie było się
czym przejmować. Agrest za to opadł przy ścianie jaskini i leżał na skraju
świadomości, wpatrując się w pustą ścianę przed sobą. – No mniejsza. Kto oprowadzi
naszego nowego członka? Trzeba mu pomóc wybrać jaskinię, lub inne leże, skoro
ma zamiar zostać na dłużej.
- Nie ufam mu. – powiedziałam krótko
i pewnie.
- A po co byś miała. – odparł dwunożny
ptak, zwracając się bezpośredni do mnie. – Jesteśmy jednak przyjazną watahą i
przyjmujemy każdego… - spojrzał na majaczącego Agresta, jakby chciał pokazać,
że to nie jego decyzja. – Należy mu się choć minimalny kredyt zaufania. –
chrząknął na koniec, jakby wypowiadane przez niego słowa były zbyt trudne.
- Ja mówię serio. – zaczęłam znów
patrząc na niego odważnie. – Jego umysł jest dla mnie zamknięty, jakby potrafił
kontrolować co zobaczę a czego nie.
- Wydaje się jednak dość miły… -
powiedziała cicho Ciri, na co ja nieświadomie przewróciłam oczami.
- To kolejna rzecz, która mi w
nim nie pasuje.
- Może jesteś po prostu
uprzedzona. Nie ocenia się książki po okładce. – duma płynąca z ust Ciri
sprawiła, że nie mówiłam już nic więcej. Czekałam tylko na rozkazy. Wolałabym
je przyjmować od alfy, ale najwyraźniej nie był w tym momencie dysponowany.
Patrząc na jego ledwo utrzymującą się na szyi głowę, aż robiło mi się go żal.
- Nymeria idzie z nowym. Ciri ty zaprowadź
tego… naszego alfę do Flory. – powiedział Mundus i zaczął już kierować się do
wyjścia.
- A może odwrotnie? Nymeria jest
silniejsza, ja pewnie nie dam sobie radę samej z Agrestem. – uśmiech na twarzy
wadery jasno mi mówił, że to kolejna z jej cichych intryg, która miała połączyć
mnie z jej stryjem. Westchnęłam cicho, ledwo zauważalnie.
- Pomogę ci z nim. Nymerio. – Skierował
się do mnie i spojrzał na mnie uważnie, a ja prawie wzdrygnęłam się na ten
pełen mocy, przeszywający wzrok. – Bardzo dokładnie wybadaj… znaczy się
oprowadź naszego nowego przyjaciela.
Kiwnęłam głową rozumiejąc przekaz
i od razu wyszłam z jaskini. Na zewnątrz czekał na mnie czarno-czerwony basior,
który na mój widok od razu przybrał na pysku szelmowski uśmiech.
- Wybacz, że wcześniej się nie
przedstawiłem – wypowiedział i złapał mnie za łapę, do której powoli zbliżył
się jego pysk. W trakcie tego niesamowicie kiczowego momentu, nie spuszczał
wzrok z mojej twarzy. Nawet powieka mi nie drgnęła. Nie mogłam wyjść z podziwu,
że tak dzielnie to zniosłam. - Mów mi Enkas, mógłbym poznać Twoje imię ?
- Nymeria. – odpowiedziałam zabierając
mu swoją łapę. – Mam Cię oprowadzić po okolicy i pomóc znaleźć miejsce do
spania. – powiedziałam od razu.
- No to chodźmy. A może po drodze
coś dla Ciebie upoluje? – spytał wysyłając mi po raz kolejny ten sam uśmiech.
- Jadłam już. Dzięki. – odparłam
nawet na niego nie patrząc. – Jaką część naszej watahy najbardziej ci odpowiada
na jaskinię? Plaża? Las? Góry? A może stepy? – tym razem spojrzałam na niego i
gdy on się zastanawiał, wysłałam nikłą wiązkę ognia, która lekko musnęła jego
głowę. Musi być jakiś sposób…. Muszę się jakoś do niego dostać.
<Enkas?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz