- Jak Mitriall? - zapytałem bezbarwnym tonem, po ostatnim słowie jednak nadając przynajmniej swojemu pyskowi wyraz delikatnie zaniepokojony. Vitale pokręcił głową, jakby pytanie moje było dla niego tylko żartem o podejrzanej jakości moralnej, i błyskawicznie, choć na moje bystre niczym jaskółka oko zupełnie niepotrzebnie, przywdział swój ociekający fałszem, łobuzerski uśmieszek.
- Mitriall to nie najłatwiejszy pacjent. Majaczy bez przerwy, odkąd ją tu przyprowadziliśmy. Pewnie nie pozwoliłaby sobie nawet na spokojny sen, gdybyśmy nie wspomogli ją odpowiednimi środkami.
- Świetnie. A więc wnioskuję, że już lepiej.
Ciemnopan wreszcie podniósł wzrok, przez chwilę chybocząc niczym malutki ptaszek, w zimę, gdzieś na linii pod napiciem, na głodowej rencie i na swoich malutkich, cieniutkich nóżkach-zapałeczkach, pomiędzy dwoma jednoznacznymi, choć stojącymi na przeciwnych pozycjach słowami.
Opuściłem jedną brew, ukazując chęć uzyskania dalszych wyjaśnień, tak bardzo obrazowo i niedwuznacznie, jak tylko potrafiłem. Chyba dobrze mnie zrozumiał. Na tyle dobrze, że spróbował nawet rzucić jeszcze jakimś sformułowaniem, jednym, czy dwoma, aby zniechęcić do dalszego dopytywania. Oczywiście, nie zrozumiałem żadnego z nich. Nie po to zresztą pytałem i wiedział o tym doskonale. Ach, oto plan. I mój język, jego prosty podwykonawca. Ruszaj do dzieła, pomyślałem.
- Nie, Vitale, nie chciałem dowiedzieć się, jak działa mechanizm represji. Chciałbym, żebyś stwierdził, czy potrafisz określić dokładnie, kiedy ta zacna istotka, tak poszkodowana przez nierozsądne działanie tych... - chrzaknąłem z niesmakiem - żartownisiów, wróci do pełni sił i będzie mogła znów funkcjonować jak reszta. Tydzień minie? Dwa? Czy mam wypisywać długi urlop?
- W niektórych kwestiach medycyna pozostaje bezradna. - Rozłożył łapy w geście potwierdzającym słowa. Skrycie przewróciłem oczyma.
- Tak, szczególnie ta praktykowana przez ciebie. Daj mi tu Florę.
- Wyszła. Za jakieś pół godziny powinna wrócić - przekazał oschle, machnąwszy uniesioną wcześniej kończyną w kierunku wyjścia, po czym rozsiadł się na miejscu, które zajmował, gdy wszedłem do jaskini i zajął się jakimiś papierami.
Wolno przeniosłem wzrok na leżące nieopodal ciało. Można było odnieść wrażenie, że nie żyje. Ale oddychało, gdzieś tam, cichutko i delikatnie.
- No dobrze. Zresztą, kogo to obchodzi, mamy tu taki spokój, że wszyscy śledczy mogliby siedzieć na L4 przez osiem dni w tygodniu.
- Tydzień ma siedem dni, Agrest - rzucił Vitale, nadal chyba trochę obrażony.
- Jakby miało to w naszym lesie jakiekolwiek znaczenie, co nie? - mruknąłem, odwracając się na pięcie. Opuściłem jaskinię medyczną, powitany na zewnątrz przez lekki podmuch chłodnego wiatru, powiadamiający o śniegu, który musiał niespodziewanie spaść kilkaset kilometrów dalej. Ach, ta wiosna.
W tamtych dniach zapisałem na kartach swojej własnej historii, jeszcze jedno wydarzenie. Zapisałem, zapieczętowałem i wrzuciłem do skrytki z plakietką "Wspomnienia". To dzięki nim siedzimy dziś tu razem.
Rozglądam się. Uwielbiam lato. Mimo wszystko, przewyższa wiosnę pod względem natężenia każdej ze swoich hedonistycznych zalet.
Przechadzałem się właśnie po trawie, jak trawa zielonej, gdy moim oczom ukazała się łaciata, kobieca sylwetka. Lekko spięta, podenerwowana i chyba na kogoś czekała.
- Czekacie na kogoś, obywatelko? - zapytałem, trochę na wyrost, nie mogąc sobie przypomnieć, czy zetknąłem się już w życiu z tym pyskiem. Pustka w głowie wskazywała na to, że nie, nie spotkałem się.
- Słucham? Nie, nie, ja tu tylko... - Jej rozbiegany wzrok wyraźnie odpowiadał mi tym samym. Zatrzymałem się przed nią z grzecznym pytaniem w oczach.
- Zdaje się, że zawędrowaliście na obce tereny.
- Tak, skąd wie... to znaczy wiesz... cie? - Zachichotała.
- Takiego pyszczka bym nie zapomniał.
Widząc nieschodzące z moich oczu, nieme pytanie, wadera zacisnęła wargi, aż w końcu postanowiła przerwać przedłużającą się chwilę milczenia.
- Zbierałam grzybki.
- Grzybki?
- Grzybki. Żeby nakarmić nimi mojego partnera.
- Macie na myśli maślaczki, czy może coś bardziej... niekonwencjonalnego?
- Valerie - wypaliła nagle z szerokim uśmiechem, wyciągając do mnie swoją ciepłą łapę. Nieco zaskoczony szybko przeanalizowałem dostępne ruchy, aż w końcu z nieuwidaczniającym się oporem ująłem ją i lekko opuściłem pysk, by zetknął się z jej nadgarstkiem. W mojej głowie na moment zapaliła się ostrzegawcza lampka, przypominająca o pojawiającej się w tamtym czasie potrzebie ochrony moich, najwyraźniej cennych, danych osobowych, zgasiłem ją jednak szybko, drwiąc z niej w myślach i odpowiadając krótko.
- Agrest. Chyba o złej porze wybrałaś sią na grzyby. Kwiecień plecień, ale nie przeplata jesieni z wiosną, tylko zimę z latem.
- Każda pora jest dobra na szukanie. Po prostu nie zawsze jest możliwe, by znaleźć. A wiosną jest przynajmniej przyjemnie.
- Kiedyś słyszałem, że nie mamy tutaj wiosny... - W zamyśleniu opuściłem wzrok na jej nogi. Zanim w myślach i słowach dokończyłem zdanie, moją uwagę przykuło coś dziwnego, owiniętego wokół tej łapy, która wcześniej przez cały czas stała na ziemi. Ot, zwykła, babska ozdoba, gdyby nie to, że sierść, o którą się ocierała, była zupełnie innej barwy, niż cała reszta wilczycy. Wytarłem swój pysk opuszkami palców i dopiero wtedy dostrzegłem, że dotknięta przeze mnie łapa wadery pozostawiła szary pył również na moim ciele. Na moment znieruchomiałem, podnosząc oczy po dłuższej chwili.
- Opal, to Ty?
Ślepia wilczycy zrobiły się jeszcze większe, niż były wcześniej, ale jeszcze szybciej powróciły do normalnych, a może nawet ciut skromniejszych rozmiarów.
- Kurczę. Widzisz...
- Kto cię tak ładnie pomalował?
- Oj... - Opal starła z pyska szaro-brązowe plamy, przy okazji wichrząc rzęsy z jeleniego włosia. - No dobrze, skoro tak daleko to już zaszło, może mogę cię wtajemniczyć.
- Chyba nawet powinnaś. - Usiadłem na ziemi, czekając na dłuższy wywód.
- Chodzi o nasze nowe śledztwo.
- Domyśliłem się. Dlaczego w WSC i dlaczego ja nic o tym nie wiem?
- Wszystko robimy w porozumieniu z waszymi służbami. Nie mogliśmy cię poinformować, bo jesteś... można tak powiedzieć, zbyt blisko całej sprawy. - Nerwowo potarła jednym nadgarstkiem o drugi, odsłaniając swoją sierść barwy popiołu.
- Czy to co stało się kilka dni temu, z naszym udziałem, w waszej watasze, było częścią tego śledztwa? - Wilczyca pokiwała głową, a ja mimowolnie powtórzyłem jej gest. - Czyli mój brat o niczym nie wiedział?
- Wyjątkowo, bo on też...
- Czy wy nas podejrzewacie o jakieś morderstwo, do czorta?
- Nie, nie, to nie tak!
- Kto o tym wie, jeśli on o tym nie wie? O śledztwach na naszej ziemi powinien wiedzieć wszystko, jak ja.
- Na bieżąco informujemy... waszą kompetentną jednostkę.
- Ach, aha, mogłem się spodziewać. A ja dowiem się wreszcie, o co chodzi, czy mam iść ciągać za rękaw mojego asystenta?
- Podejrzewamy, że na naszych terenach pojawiają się szpiedzy. Wygląda na to, że ktoś śledzi... Mitriall.
< Espoir? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz