- Nic nie szkodzi - zaśmiałem się, ku swojemu przerażeniu, przez łzy - nigdy nie byłem zbyt... uczuciowym typem... - każde słowo było jednak wymówione chyba coraz bardziej emocjonalnie, z większą głębią i trochę cieńszym tonem. Tonem który wskazywał całkowicie jednoznacznie na stan emocjonalny tego, kto wymówił ostatnie zdanie. Nieco bezwładnie opuściłem głowę, nie czując jednak smutku, który mógłby mi towarzyszyć w takiej lub podobnej sytuacji. Nie czułem nic takiego. Moje serce przepełniała raczej delikatna, chłodna euforia z powodu poznania kolejnej części prawdy. Prawdy której chciałem, której potrzebowałem i której miałem stanowczo za mało w życiu. Tym otaczającym mnie, którego często nie rozumiałem, a które chciałem pojąć za wszelką cenę, którego ukrytych między wierszami odpowiedzi łaknąłem jak najlepszego przysmaku, jak wody na pustyni. Moje istnienie czasem zamieniało się w pustynię. Pustynię bólu. Pustynię niepokoju. Pustynię niewiedzy. Tak czułem.
- Przepraszam - wyszeptała Caeldori. W tamtej chwili naprawdę mocno pragnąłem otrzeć jej łzy, które zdobiły jej pyszczek jak przeźroczyste perełki. Ale wiedziałem, nie wolno.
- Przywołałaś miłe wspomnienia, Kwiatuszku - uśmiechnąłem się wprost do niej, bez niepotrzebnych uników i ucieczek spłoszonym wzrokiem. A ona spojrzała na mnie. Spojrzała.
- Porozmawiajmy o czymś przyjemnym - dopiero teraz odwróciła głowę, przymykając jednocześnie oczy. Wyglądała, jakby coś ją strapiło. Odruchowo pomyślałem o zadaniu pytania o jej rodziców, ale ostatecznie ugryzłem się w język. Jeśli o tym nie mówi, być może jest za wcześnie, by pytać.
< Caeldori? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz