środa, 26 grudnia 2018

Od Aisu - Opowiadanie konkursowe

Otworzyłam leniwie oczy. Na początku obraz wydawał się rozmazanym, lecz z czasem wyostrzył się. Przetarłam swoje oczy. Nagle zamarłam. Spojrzałam na swoje łapy. Okazało się, że nie wyglądają tak jak wcześniej. Nie miały na sobie brązowego futra z białymi detalami. Zastałam jasnokremową, pozbawioną sierści skórę. Moje łapy nie wyglądały tak samo. Miałam znacznie krótsze pazury i dłuższe palce, których było pięć. Rozejrzałam się. Znajdowałam się w jakimś pomieszczeniu, ale jakim? Nie znałam tego miejsca. Siedziałam na jakimś dziwnym przedmiocie, który był wykonany z drewna. Opierałam się o dziwną rzecz, drewnianą z czterema nogami. Nagle usłyszałam czyjeś kroki.
- Nareszcie się obudziłaś. Wiesz ile czasu spałaś?- odwróciłam się zaskoczona. Zauważyłam małego ludzkiego chłopca, który wyglądał jak... Rysio?!
- R-Rysio?!- spytałam zaskoczona. 
- Coś się stało? Miałem ci przekazać, że Kou czeka na dole. Lepiej się pospiesz. – odparł chłopiec i zniknął z pomieszczenia. Starałam się wstać. Nie było to za łatwe, ale się udało. Chód na dwóch nogach nie był łatwy. Gdy pochyliłam głowę do przodu na moje ramiona spadły długie brązowe nicie. Czyli sierść mam tylko w jednym miejscu? Zauważyłam gdzieś na ścianę dziwny materiał, który odbijał przedmioty przed nim. Chwiejnym krokiem podeszłam do wiszącej rzeczy. Stanęłam na przeciwko i spojrzałam przed siebie. Gdy tylko zobaczyłam „siebie” straciłam równowagę. Na szczęście utrzymałam się na nogach. Spojrzałam ponownie. Nie wyglądałam jak „ja”. Mogłam zauważyć parę podobizną, ale wyglądałam, jak człowiek?! Wycofałam się parę kroków. Starałam się siebie przypomnieć coś z wczorajszego dnia, lecz nic. Pustka. Nie pamiętałam niczego. Zaczęłam się niepokoić. O co chodzi? Czemu nic nie pamiętam?!
- Aisu!- usłyszałam krzyk. Chwiejnym krokiem wyszłam z pomieszczenia. Okazało mi się inne pomieszczenie. Znajdowało się w nim więcej ludzi. Wszyscy wyglądali dziwnie znajomo. Widziałam w nich wszystkich z watahy. 
- Aisu!- krzyknął chłopiec podobny do Rysia i przytulił mnie. Zaskoczona również go objęłam. Chłopiec uśmiechnął się do mnie promiennie. 
- Aisu. Ile można na ciebie czekać?- spytała zielonowłosa kobieta. Wyglądała całkiem jak Kou. Miała nawet kolczyki w dolnej wardze. 
- Wybacz.- odparłam niepewnie. 
- Musisz się przebrać. Nie pamiętasz? Idziemy do Zawilca. Nie możesz pójść w piżamie.- spojrzałam na swoje ciało. Miałam na sobie jakieś długie materiały, które zakrywały moją skórę. 
- Możesz ubrań tą bluzkę. Kupiłem ci ją na urodziny, a jeszcze ani razu jej nie miałaś.- chłopiec podał mi wspomnianą bluzkę. Głupio mi było przyznać, że nie wiem jak ją założyć, ale musiałam udawać. Inaczej wyszłoby na jaw, że nie mam bladego pojęcia co ja tu robię. Kou zabrała mnie do wcześniejszego pomieszczenia. Podała mi bluzkę od Rysia i podeszła do dziwnego wysokiego przedmiotu. Nagle otworzyła go i w jego środku ujrzałam wiele takich bluzek. Każda w innym kolorze i wyglądzie.
- Musimy znaleźć ci do niej jakieś spodnie. Co powiesz na te? Ten dżins będzie idealnie pasował to twojej bluzki.- przytaknęłam skinieniem głowy. – w takim razie ściągnij tą koszulę nocną i ubierz bluzkę oraz spodnie. Zostawię cię samą. Jak coś to wołaj. – powiedziała Kou i wyszła. Zaczęłam się zastanawiać, dlaczego oni się tak zachowują. Z dnia na dzień stajemy się ludźmi, a oni zachowują się tak, jakby już nimi byli. Przypomniałam sobie jak kiedyś zobaczyłam jakąś kobietę. Spodnie miała na nogach, a bluzkę na górnej części tułowia. Ubrałam się i wyszłam z pomieszczenia. 
- Widzę, że ta czarna bluzka z wilczą łapą idealnie pasuje do tych białych dżinsów. Brakuje ci tylko jakiejś narzutki. Może ta skórzana kurtka?- spojrzałam podejrzliwe na Kou.- Spokojnie to skajka.- przyjęłam kurtkę od Kou. Popatrzyłam na rzecz przez dłuższą chwilę. Kou westchnęła i pomogła mi ją ubrać. Następnie pomogła mi ubrać ( jak się później okazało ) trampki. Wyszłyśmy na zewnątrz. Okazało się, że jest zima. Wszędzie wokoło śnieg i lód. Rozejrzałam się. 
- Chodź. Dom Zawilca nie jest daleko.- odparła Kou ciągnąc mnie za rękę. Szłyśmy bardzo szybko. Czułam jak tracę równowagę. Nagle wpadłam na kogoś. Spojrzałam w górę. Był to chłopak wyglądający jak Conguest. 
- Wszystko w porządku Aisu?- spytał. 
- T-tak.- odparłam lekko zarumieniona. 
- Gdzie się tak spieszycie? 
- Idziemy do Zawilca. Chcesz iść z nami?- spytała energicznie Kou.
- Pewnie im nas więcej tym weselnej. – Conguest pobiegł mi stanąć na proste nogi. Następnie znów udaliśmy się w drogę. Po paru minutach doszliśmy do jakiegoś budynku.
- Jesteśmy na miejscu.- oznajmiła radośnie Kou. Więc to musi być dom Zawilca. Kou podeszła do drewnianej bariery.
- Lepiej zadzwonić dzwonkiem czy zapukać do drzwi?
- Zapukaj do drzwi.- odparł Conguest. Kou podeszła do drewnianej rzeczy i zapukała. 
- Już idę!- rozległ się znajomy mi głos. Po chwili drzwi się otworzyły i ukazał się w nich białowłosego chłopak. 
- Witajcie. Nareszcie jesteście. Inni już czekają.- odparł i wpuścił nas do środka. Niepewnie szłam za Kou. Zielonowłosa radośnie podskakiwała i brnęła przed siebie. Doszliśmy do jakiegoś pomieszczenia. Znajdowało się w nim więcej ludzi. Zauważyłam, że niektórzy są mi znajomi. Zauważyłam Kurahę, którego często widywałam, ale nigdy nie miałam odwagi podejść. Zauważyłam Palette, Wrotycza i Notte. Znajdowało się tam jeszcze dwoje dzieci, których nie kojarzyłam. Białowłosy chłopiec z blizną na prawym oku i czarnowłosa dziewczynka. W tym tłumie dojrzałam również Wuwuzelę. Paru osób nie kojarzyłam, ale jednego byłam pewna. Chłopak o rudych włosach i różowych oczach to na pewno Kyohi. Podeszłam niepewnie do zgromadzonych. 
- Jak wiecie zebraliśmy się tutaj z bardzo ważnego powodu. Dziś Raito ma urodziny. Musimy więc przygotować jej przyjęcie. Kou i Aisu. Wy musicie upiec tort. Wuwuzela. Ty zajmujesz się Raito. Reszta ma przygotować wszystko na przyjęcie. Ruszajcie. Mamy mało czasu.- wszyscy ruszyli, by przygotować jakiś pokój na przyjęcie. Kou wraz ze mną poszła do kuchni. 
- Masz. Zawiąż ten fartuch. Wtedy się nie pobrudzisz. 
- A pomożesz mi? - spytałam niepewnie. Kou przytaknęła. Pomogła mi zawiązać fartuch i pokazała co mam robić. Po około godzinie, może dwóch, tort był gotowy.
Praktycznie Kou sama robiła tort, ponieważ ja nie rozróżniałam ludzkich dodatków. Nic nie widziałam o świecie ludzkim. Po co noszą ubrania? Dlaczego tak dziwnie wyglądają? Nic. Kompletnie nic. Źle się z tym czułam. W środku mnie panował rozbieżności strach. Ten świat był dla mnie nowy. Wiem, że ludzie czasem polują na wilki. Może dlatego czułam ten dziwny niepokój? Przecież to moi przyjaciele. Więc dlaczego? Tego nie rozumiałam. Poszłyśmy razem z Kou zanieść tort do specjalnego pokoju. Wszystko wyglądało w nim pięknie. Tak kolorowo i zabawowo. Uśmiechnęłam się lekko. Nagle przybiegła Wuwuzela. 
- Zaraz będzie tu Raito.- powiedziała wchodząc do środka.
- Wszyscy się chowają.- odparł Zawilec. Kou pociągnęła mnie za sobą. Wszyscy schowali się w przeróżnych miejscach. Zawilec zgasił światło i również się schował. Po chwili do środka weszła Raito. Gdy zapaliła światło wszyscy wyskoczyli z ukrycia i krzyknęli „Wszysykiego najlepszego!" Zauważyła, że Raito się wzruszyła. Podeszła do każdego i zaczęła dziękować każdemu z osobna. Nawet mi. Czułam się dość dziwnie. Pod pretekstem pójścia złapania trochę świeżego powietrza wyszłam na zewnątrz. Usiadłam na ziemi i zaczęłam rozmyślać. Dlaczego tak jest? Co się stało wcześniej i dlaczego nie jestem wilkiem?
- Aisu? Wszystko w porządku?- usłyszałam głos Rysia. Odwróciłam się, by spojrzeć na chłopca. 
- Tylko trochę źle się czuję. To wszystko.- skłamałam. Nie chciałam martwić Rysia. Od zawsze był moim przyjacielem. Chłopiec usiadł obok mnie. Nagle położył głowę na moich nogach. Położyłam rękę na jego włosach i zaczęłam go głaskać. Ku mojemu zdziwieniu Rysio zaczął mruczeć. Nie przerwałam jednak czynności. 
- Jesteś pewna, że wszystko w porządku. Troszkę dziwnie się zachowujesz. Może jesteś chora? 
- Nie. Jestem całkowicie zdrowa. To nic. Chodźmy. Raito na nas czeka.- chłopiec przytaknął i wszedł razem ze mną do środka. Impreza trwała dwie... może trzy godziny. Następnie wszyscy zaczęli się zbierać. Zostałam tylko ja, Kou, Rysio i Zawilec. Pomogliśmy w sprzątaniu i same udałyśmy się do swoich domów. Kou poszła w nieznanym mi kierunku, a Rysio brnął przed siebie z szerokim uśmiechem. Nagle poślizgnął się i wpadł w zaspę. Podbiegłam do Rysia spanikowana.
- Rysio? Żyjesz?
- Tak, ale.. APSIK!- Rysio kichnął, a ja spojrzałam na niego z troską. Wzięłam chłopca na ręce. Muszę przyznać, że jako ryż jest bardziej lekki. Otworzyłam drzwi i położyłam chłopca miękkim legowisku. Przykryłam go miękki materiałem i usiadłam na podłodze tuż przy nim. 
- Spokojnie Aisu. To tylko przeziębienie. 
- Ale o tak jesteś chory.
- Ale nie musisz się mną tak martwić. Jestem już dużym chłopcem.- uśmiechnęłam się i pogłaskałam Rysia po głowie. Czułam jak lekko się trzęsie. Nie wiedziałam co mam robić. Czułam lekki strach. Nagle Rysio wstał i złapał moje ramiona. Zaczął mną miotać w przód i tył. 
- Aisu! Aisu!- krzyczał. Nagle obraz zrobił się rozmyty. Zamknęłam oczy. Gdy ponownie je otworzyłam zobaczyłam Rysia. Nie był on już chłopcem, a normalnym rysiem. Przytuliłam go mocno do siebie. 
- Aisu?- spytał zaskoczony Ryś.
- Cieszę się, że jesteś. Proszę nigdy mnie nie opuszczaj. 
- Dobrze. Wiesz, że zawsze będę przy tobie.- odparł Ryś i wtulił się we mnie. 
Koniec^^

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz