Po pewnym czasie ryzyko, że któryś z członków watahy zauważy przedwcześnie moje zniknięcie i mnie wytropi, zmalało praktycznie do zera. Przestałam przedzierać się między splątanymi gąszczami nagich gałązek krzaków i wyschniętych, wysokich łodyg traw, wystających jeszcze spod śniegu, i wyszłam na dość szeroką, leśną drogę, wydeptaną, sądząc po wyglądzie, przed wieloma laty. Rozkoszowałam się ciszą, przerywaną jedynie od czasu do czasu łopotem skrzydeł wróbla lub skrzeczeniem sójki. Z całych sił starałam się odgonić galopujące myśli, nacierające na zaporę martwej obojętności. Byle tylko zdobyć te parę chwil błogiej pustki, bez wyrzutów sumienia ani wspomnień, bez radości ani smutku. Po prostu chłonąć wszystko dookoła.
Słyszałam jedynie monotonne skrzypienie łap na śniegu i swój jednostajny, świszczący oddech. Wciąż nie odzyskałam nawet połowy dawnej sprawności i byłam już nieco zmęczona, jednak nie przeszkadzało mi to. Przystanęłam na moment i przymknęłam powieki, pragnąc wczuć się w otoczenie, lecz gdy tylko spróbowałam, po mojej głowie przetoczyły się znane mi obrazy. Otworzyłam prędko szeroko oczy i pokręciłam łebkiem, po czym ruszyłam dalej. Wiatr przyjemnie muskał moją sierść. Świat jest piękny. I bezlitosny. Rodzi potwory z mrocznych czeluści, niszczy siebie samego, a mimo to wciąż się odradza. Nie potrafiłam sobie odpowiedzieć na pytanie, dlaczego przeżyłam - choć od strony technicznej odpowiedź była banalna. Dni mijały niczym koło za kołem, niezmienne, bezbarwne, nieodmienne. Błędna pętla. Ścieżka zaczynała być coraz bardziej stroma. Wzięłam głęboki wdech.*
Down by the water, under the willow
Sits a lone ranger, minding the willow
He and his wife, once lived happily
Planted a seed, that grew through the reeds
Summers and winters, through snowy Decembers
Sat by the water close to the embers
Missing out the lives that they once had before
I wouldn't leave you
I would hold you
When the last day comes
What if you need me
Won't you hold me
On the last day, our last day
Mr. & Mrs., dreamed of a willow
Carving their names, into their willow
If he had spoken, love would return
spoken inside, too soft to be heard
Summers and winters, through snowy Decembers
Sat by the water, remembering embers
Missing out the lives that they once had before
I wouldn't leave you
I would hold you
When the last day comes
What if you need me
Won't you hold me
On the last day, our last day
Somewhere the timing will all come together
The mishaps will turn into sunny Decembers
The lovers – will be able - to find their willow
I wouldn't leave you
I would hold you
When the last day comes
I wouldn't leave you
I would hold you
When the last day comes
What if you need me
Won't you hold me
On the last day, our last day...
Przyłożyłam czoło do szorstkiego, grubego pnia-strażnika. Podniosłam jedną z przednich łap. Cienka warstwa świeżego puchu nie była w stanie całkowicie zakryć śniegu pobrudzonego zanieczyszczoną, czerwono-czarną posoką. Czułam napływające do oczu łzy. Nie miałam już siły ich powstrzymywać.
Nagle usłyszałam niepokojący szelest i trzask. Oderwałam szybko głowę od drzewa, jeżąc sierść i kuląc się nieco. Jednocześnie narastały we mnie niepokój i złość. Nie mogłam zaznać nawet chwili świętego spokoju...
Wtem z pobliskich gąszczy wyłoniła się postać białego szczenięcia o fiołkowych oczach; jedno z nich opatrzone było podłużną blizną. Wyprostowałam się trochę.
— Co...tu robisz? Kim jesteś? - wydusiłam.
< Lukas? >
*Słowa nie mają tu znaczenia i nie je mam na myśli - tego trzeba posłuchać i wczuć się w melodię:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz