Ahh zima. Nie jest to co prawda moja ulubiona pora roku, lecz ogromne śnieżne zaspy swym wyglądem wręcz zachęcały do zabawy. Spacer z Aisu był bardzo przyjemny, waderze nie przeszkadzało moje skakanie w śniegu, co mnie bardzo ucieszyło.
Podczas wyskoku z metrowej zaspy wpadłem w poślizg tuż przed waderą, co poskutkowało długim ślizgiem na plecach. Wadera stała w miejscu, a mimo otwierających się szerzej oczu, dostrzegłem, że samica walczy z uśmiechem. Leżałem brzuchem do góry, a moje łapy ułożone były w przeróżnych, komicznych wręcz pozycjach. Wadera mruknęła pod nosem z zaciekawieniem, po czym podeszła ostrożnie bliżej.
- Żyjesz? - zapytała z lekkim zaniepokojeniem, pochyliwszy się nad mną. Jej soczyście zielone oczy wydawały się z tej perspektywy takie ogromne...
- Hmm.. - zamruczałem nie odrywając wzroku od tęczówek samicy, która po tym spojrzała na mnie pytająco.
- Conquest? - przechyliła lekko głowę.
- Otóż.. żyję. - zaśmiałem się. - Tylko odcinek lędźwiowy trochę boli.
- Jejku, to moja wina, przepraszam - wadera usiadła. Szybkim półobrotem znalazłem się na brzuchu, po czym także usiadłem. Lekkie skrzywienie dopadło mój pysk. Dolna część kręgosłupa zapiekła srogo po tym gwałtownym ruchu.
- Coś Ty, to ja jestem nie uważny. Przyzwyczaj się - zaśmiałem się. Aisu spojrzała jeszcze raz niepewnie, lecz mój uśmiech przeszedł na Jej wyraz pyska, co wytworzyło u mnie miłe uczucie. Mój ogon zaczął śmigać na prawo i lewo. Obecność wadery to jedna z najlepszych rzeczy, która ostatnio mi się przydarzyła.
< Aisu? :3 >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz