- Ależ oczywiście - skłoniłem się - czego jeszcze nie widziałaś, Caeldori? - zapytałem, a wadera przywołana swoim imieniem instynktownie spojrzała na mnie. Szybko jednak zmiarkowała się co robi i odsunęła wzrok. Ja zrobiłem to samo, odruchowo uciekając od możliwości sprowokowania kolejnej fali strachu u tej, która sprawiała wrażenie duszyczki już nieco bardziej oswojonej z naszym towarzystwemーi ze mną. Nie, nie zamierzałem tego zaprzepaścić tak łatwo.
I tu cynk. Dlaczego te słowa wpadły mi do głowy? Dziwnym trafem dotychczas chyba zawsze gdy chciałem zmienić swoje postępowanie w jakimś zakresie i usłyszałem w swoim umyśle coś w rodzaju "już nigdy", "na pewno nigdy więcej nie", czy chociażby "nie zamierzam tego zaprzepaścić" działo się coś niemal dokładnie odwrotnego, co zmuszał mnie prędzej czy później do kapitulacji względem swoich niedoskonałości lub rozterek i moralnie wątpliwych wyborów w moralnych dylematach.
- Nie widziałam... - niepewnie popatrzyła na Paletkę, jakby szukając pomocy. Ach, no pewnie. Przecież nie znała tych terenów, w sumie mogłem domyśleć się tego wcześniej. No cóż, najwyżej będę jakoś ratował sytuację, może chociaż nie pomyśli, że jestem wariatem. Choć trochę jestem, przyznaję.
- Nie byłaś jeszcze w Borach Dworkowych, Caeldori - odpowiedziała przyjaźnie Paletka - braciszku, zaprowadź tam proszę naszą nową członkinię. Powinna poznać całe terytorium.
- Zapraszam - uśmiechnąłem się do wadery, starając się zachować pozory zwyczajnej uprzejmości - nie wiem, czy zdążyli ci już o tym powiedzieć, ale Bory Dworkowe to ziemie przyłączone do Watahy Srebrnego Chabra na mocy układu z dawnych lat, zawartego pomiędzy parą ówczesną alfa tejże watahy oraz Watahy Wielkich Nadziei - zagłębiłem się w opowieść, na chwilę skupiając się na swoich słowach - nasza historia jest naprawdę bardzo ciekawa.
Wilczyca szła obok mnie, wydając się coraz bardziej odprężona. Znalazłem chyba sposób na to, aby poczuła się w miarę swobodnie w moim towarzystwie. Postanowiłem starać się nie zwracać uwagi na rozmówczynię, a jedynie na to, co miałem jej do przekazania. Pomysł świetny, prosty, a w sumie dosyć logiczny. To przecież miałem robić od początku.
- Zaczyna padać - spojrzałem w górę. Znad chmur posypały się drobne, białawe drobinki lodu. Niecodzienny widok śniegu. A może to bardziej grad - schowajmy się na chwilę w jaskini. Może zaraz przejdzie.
To mówiąc wdrapałem się na pagórek, nad którym wisiała pokaźna płachta iglastych gałęzi świerków, pod którymi z łatwością mogliśmy się schować. Gdy już tam byłem, podałem łapę Caeldori z zamiarem wciągnięcia jej na miejsce. Ta jednak z przestrachem lub niechęcią cofnęła łapę. Uśmiech zniknął z mojego pyska.
- Caeldori? Mogę cię prosić?
- Ja po... postoję tutaj.
- Hm... - rozejrzałem się, wpadając na nowy pomysł - trochę mało tu miejsca... wejdź, proszę. Ja poczekam na dole - to mówiąc zeskoczyłem z pagórka i zamiast podać łapę, podstawiłem pod nogi Kwiatuszka spory kamień, po którym z łatwością mogła wejść na podwyższenie.
- Nie było potrzeby - zrobiła smutne oczy, jakby czuła się za coś winna.
- Była - odparłem stanowczo - nie będziesz stać przecież w deszczu.
To powiedziawszy usiadłem na dole, opierając się plecami o pagórek. Caeldori zajęła miejsce nade mną, wpatrując się w migoczące drobinki spadające z nieba. Przez chwilę oczekiwaliśmy w ciszy, aż pogoda się poprawi.
< Caeldori? >
- Nie widziałam... - niepewnie popatrzyła na Paletkę, jakby szukając pomocy. Ach, no pewnie. Przecież nie znała tych terenów, w sumie mogłem domyśleć się tego wcześniej. No cóż, najwyżej będę jakoś ratował sytuację, może chociaż nie pomyśli, że jestem wariatem. Choć trochę jestem, przyznaję.
- Nie byłaś jeszcze w Borach Dworkowych, Caeldori - odpowiedziała przyjaźnie Paletka - braciszku, zaprowadź tam proszę naszą nową członkinię. Powinna poznać całe terytorium.
- Zapraszam - uśmiechnąłem się do wadery, starając się zachować pozory zwyczajnej uprzejmości - nie wiem, czy zdążyli ci już o tym powiedzieć, ale Bory Dworkowe to ziemie przyłączone do Watahy Srebrnego Chabra na mocy układu z dawnych lat, zawartego pomiędzy parą ówczesną alfa tejże watahy oraz Watahy Wielkich Nadziei - zagłębiłem się w opowieść, na chwilę skupiając się na swoich słowach - nasza historia jest naprawdę bardzo ciekawa.
Wilczyca szła obok mnie, wydając się coraz bardziej odprężona. Znalazłem chyba sposób na to, aby poczuła się w miarę swobodnie w moim towarzystwie. Postanowiłem starać się nie zwracać uwagi na rozmówczynię, a jedynie na to, co miałem jej do przekazania. Pomysł świetny, prosty, a w sumie dosyć logiczny. To przecież miałem robić od początku.
- Zaczyna padać - spojrzałem w górę. Znad chmur posypały się drobne, białawe drobinki lodu. Niecodzienny widok śniegu. A może to bardziej grad - schowajmy się na chwilę w jaskini. Może zaraz przejdzie.
To mówiąc wdrapałem się na pagórek, nad którym wisiała pokaźna płachta iglastych gałęzi świerków, pod którymi z łatwością mogliśmy się schować. Gdy już tam byłem, podałem łapę Caeldori z zamiarem wciągnięcia jej na miejsce. Ta jednak z przestrachem lub niechęcią cofnęła łapę. Uśmiech zniknął z mojego pyska.
- Caeldori? Mogę cię prosić?
- Ja po... postoję tutaj.
- Hm... - rozejrzałem się, wpadając na nowy pomysł - trochę mało tu miejsca... wejdź, proszę. Ja poczekam na dole - to mówiąc zeskoczyłem z pagórka i zamiast podać łapę, podstawiłem pod nogi Kwiatuszka spory kamień, po którym z łatwością mogła wejść na podwyższenie.
- Nie było potrzeby - zrobiła smutne oczy, jakby czuła się za coś winna.
- Była - odparłem stanowczo - nie będziesz stać przecież w deszczu.
To powiedziawszy usiadłem na dole, opierając się plecami o pagórek. Caeldori zajęła miejsce nade mną, wpatrując się w migoczące drobinki spadające z nieba. Przez chwilę oczekiwaliśmy w ciszy, aż pogoda się poprawi.
< Caeldori? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz