Na moim pyszczku rzadko pojawiał się uśmiech, ale widząc Conguesta w takiej pozycji, aż trudno było się nie uśmiechnąć.
- Widzę, że jesteś najedzony.
- I to jak. Pora na drzemkę.
- Dobrze.- odparłam. Basior ułożył się wygodnie i zamknął oczy. Uczyniłam to samo. Po chwili udałam się w objęcia Morfeusza. Moja drzemka nie trwała długo, gdyż obudził mnie płatek śniegu. Spojrzałam sennie w górę. Tak zaczął padać śnieg. Jego płatki delikatnie kołysały się we wszystkie strony. Spojrzałam w stronę Conguesta. Basior również się obudził. Spojrzał w moim kierunku i uśmiechnął się. Nagle poczułam się jakoś dziwnie. Zrobiło mi się jakoś miło. Czuła się tak jak kiedyś, w dzieciństwie. Dziwne ciepło opanowało moje ciało. Zaczęłam się zastanawiać o co chodzi. Conguest wstał ospale z ziemi i podszedł do mnie.
- Wszystko gra?- spytał przekręcając głowę na bok. Przytaknęłam i spróbowałam wstać. Moje łapy odmówiły jednak posłuszeństwa. Czemu? Co się dzieje? Byłam trochę zdezorientowana. Po długich próbach udało mi się stanąć na łapy. Poczułam nagłą ulgę. Dziwne ciepło jednak nie zniknęło, a raczej się nasiliło. Starałam się to ukryć najlepiej jak umiałam. Miałam nadzieję, że mój towarzysz niczego nie zauważy. Ruszyliśmy przed siebie. Spacer mijał nam bardzo przyjemnie. Śnieg dalej prószył, lecz nam to nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie. To było dla mnie wspaniałe uczucie. Conguestowi pogoda też nie przeszkadzała. Basior wskakiwał czasem w śnieżne zaspy. Starałam się nie śmiać, ale rzadko mi to wychodziło. Polubiłam towarzystwo Conguesta. W pewnym momencie stanęłam i niechcący zamroziłam kawałek powierzchni. Zimą moja moc wariuje. Domaga się wielokrotnego użytku. Ja jednak wolę nic ją na uwięzi. Kto wie co mogłabym nią zrobić. Złego, ale też i dobrego. Wolała. Jednak nie ryzykować.
< Conguest? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz