Właśnie byłam w trakcie porannej przebieżki, kiedy zaskoczył mnie obcy głos. Nie chcąc od razu rezygnować z tak przedniej rozrywki, zwolniłam tylko kroku, strzygąc uszami i rozglądając się wokół z dozą zdziwienia we fioletowych oczach. Ujrzałam obcą waderę o podobnym do mojego, brunatnym ubarwieniu, chyba trochę niższą ode mnie. Błyskawicznie zmniejszyła dzielący nas dystans i, truchtając teraz obok mnie, zapytała:
- Kim jesteś?
- A ty? - rzuciłam odruchowo.
- Spytałam pierwsza.
- Po co mam przedstawiać się nieznajomej, i to takiej, której wcale nie mam ochoty poznawać?
- Musisz. Tak się składa, że jestem stróżem tych terenów.
Zdziwienie jeszcze wyraźniej wymalowało się na mojej twarzy.
- To znaczy jakiś leśny duszek? Stróż puszczy?
- Nie. - parsknęła w dziwny sposób, może zmęczona biegiem. - Stróż terenów Watahy Srebrnego Chabra.
- I moje imię Tobie po co?
- Sprawdzam, czy nie jesteś zagrożeniem.
- Po imieniu? - odwróciłam od niej wzrok, nużąc się już tą wymianą zdań, o którą wcale nie prosiłam. Patrzyłam przed siebie, na drzewa, które mijałam.
- To tylko formalności. I tak muszę zabrać cię do Alfy.
- Po c...
- Porozmawiasz z nim. Wyjaśnisz cel wizyty na tych terenach. - ucięła szybko, wyraźnie zmęczona kolejnym pytaniem z jednej serii.
- Jakoś nie mam ochoty.
- Wystarczy. - w jej głosie nie słychać było gniewu, można było raczej wyczuć, że chce tylko spełniać swoje obowiązki.
Pewnie taki też był powód wycelowania lodowego powiewu w moje tylne udo. Szok termiczny spowodował, że kończyną wstrząsnął dreszcz i chwilowo zesztywniała, czym brązowo-biała wadera ucięła mój bieg. Upadłam na ziemię niczym raniona strzałą. Zdenerwowałam się.
- O ty... - mruknęłam do siebie, kopiąc ją ową łapą.
Zareagowała szybko, posyłając podmuch w moją twarz. Zmrużyłam na chwilę oczy, po czym wyczarowałam pnącza, które owinęły ją ciasno. Jeszcze nie do końca się z nich oswobodziła, a już przyłożyła lodowy sopel do mojego gardła. Widząc, jak poważnie się zrobiło, wybuchnęłam nagle śmiechem. Odwołałam resztę zielonych lin oplatających ciało samicy.
- W porządku, w porządku. Jeśli nie szykujecie zasadzki, to pójdę z tobą.
Ucieszona, skinęła cicho głową na znak zgody. Wskazała mi drogę i ruszyła ze mną, trzymając się dziwnie blisko mojego boku. Po jakimś czasie znaleźliśmy się przed okazałą jaskinią. Moja przymusowa towarzyszka dała mi znak, że mam poczekać, po czym powoli weszła do wnętrza groty, zachowując ostrożność, by nie zaskoczyć nieprzyjemnie jej mieszkańca. Odwróciłam pysk na bok w zadumie. Przez głowę przeleciała mi myśl, czy nie skorzystać z okazji i nie nawiać, ale uznałam, że z pewnością mają tutaj jakieś wojsko i zaraz ktoś ruszyłby w pościg. Przypomniałam sobie lodowy nóż na moim gardle. Trzeba było zaakceptować fakt, że sytuacja robi się poważna. Przez łagodne echo z wnętrza do moich uszu dobiegało może co drugie słowo rozmowy dwóch wilków. Poznałam po głosie, że rozmówca mojej nowej znajomej rzeczywiście był samcem. Po tym, jak zwrócił się do owej wadery dowiedziałam się, że jej imię brzmi Aisu. Zapytałam sama siebie, czy to może być przydatna wiedza. Po krótkiej wymianie zdań tych dwojga zostałam zaproszona do środka. Samiec Alfa Watahy Srebrnego Chabra, którego ujrzałam po przekroczeniu wejścia, okazał się być mniej więcej w moim wieku. Miał białe futro i jasne oczy zdradzające pewną łagodność i dziwną nieobecność. Widywałam podobne króliki. Wpatrywał się we mnie, a ja ze zdziwieniem stwierdziłam fakt, że nigdy nie spotkałam się z żadnym przywódcą stada. Zastanawiałam się, jak się do niego zwrócić.
- Panie Alfo... - podjęłam bez większego przekonania. - Nazywam się Etain i naprawdę nie rozumiem, dlaczego koleżanka chciała Cię niepokoić. Według mnie nic wielkiego się nie stało.
- Skąd przyby... - zaczął, jednak ja ciągnęłam dalej swoje.
- W sumie to może ja sobie już pójdę...
- Ale przecie...
- Mi tam na waszych dobrach wcale nie zależy, mieszkajcie, gdzie chcecie, polujcie, na co chcecie...
- Czy mogłaby...
Odwróciłam się w stronę wyjścia.
- Ja już pójdę, dobrze? Przepraszam za kłopot.
< Zawilec? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz