Wilczyca szybko cofnęła łapę. Wyglądała na spłoszoną. Nie chciałem jej zawstydzać, a tym bardziej przestraszyć, również cofnąłem więc swoją, nie dając po sobie poznać zmieszania.
- A więc ten, siostrzyczko - odezwałem się energicznie, aby tylko zmienić temat. Na chwilę umilkłem, zorientowawszy się, że nie bardzo pamiętam, co powiedziała Palette zanim przedstawiła mi tą śliczną istotę. Była bowiem po prostu śliczna. Poza tym wydała mi się delikatna, a takie piękno u wadery ceniłem najbardziej - dobrze będzie, jak przyjdziesz szybko... - znów przerwałem. Nie chciałem, by zabrzmiało to obcesowo, czy zbyt bezpośrednio, ale nagle najdroższa kobieta w moim życiu odeszła na chwilę na drugi plan, a mi zależało, aby bliżej poznać jej nową znajomą. I moją nową znajomą.
- Przecież powiedziałam, za moment pójdę - odrzekła stanowczo - muszę jeszcze odprowadzić Caeldori do jej nowego domu.
- A może... ja mógłbym to zrobić? - zaproponowałem ochoczo - wiesz, to naprawdę ważne sprawy. Jesteś tam potrzebna, a za przewodnika mogę robić nawet ja - uśmiechnąłem się niewinnie, chyba trochę nieświadomie grając na ambicji siostry. No cóż, pomimo prostolinijnej i dosyć nieskomplikowanego charakteru, musiałem się kiedyś tego nauczyć.
- Jak wolisz - westchnęła - tylko nie zostaw jej gdzieś w środku lasu. I nie zrób niczego głupiego - popatrzyła mi uważnie w oczy.
- Daję radę zarządzać całą ligą, dam radę i z jedną duszą - odpowiedziałem, nie kryjąc radości.
- Proszę, nawet mi nie przypominaj, chcę cię lubić.
Paletka odeszła, a ja wyprostowałem się pewnie i stanąłem obok nowej wilczycy. Muszę przyznać, że czułem się trochę jak magnes, a Caeldori była w tym przypadku wyjątkowo przyciągającą lodówką. Ale niestety zimną lodówką. Lodowatą jak lód.
Szliśmy więc, praktycznie nie odzywając się do siebie. Cały czas chciałem coś powiedzieć, cokolwiek, żeby chociaż usłyszeć jej głos, jednak wszystko wydawało mi się zbyt błahe, niewarte zaczynania tematu.
Wreszcie znalazłem odpowiedni temat. A raczej temat znalazł się sam. I to dobry.
- Właściwie... - popatrzyłem na waderę, która zadrżała. Zakończyłem więc ciszej, prawie szeptem - gdzie chcesz mieszkać na naszych terenach? Zawilec już coś mówił?
Moja rozmówczyni pokręciła głową.
- Nie widziałaś jeszcze całych naszych terenów, prawda?
Znów zaprzeczyła w milczeniu. Ze zrezygnowaniem usiadłem na ziemi. Nie przypominała mi się żadna wolna jaskinia, w której mogłaby przenocować choć dzisiaj. A robiło się już naprawdę ciemno. Przez chwilę myślałem, co dalej. Palette zniknęła a gonienie jej po lesie byłoby pewnie bezcelowe.
I co teraz, Wrotku? Znowu coś nie wyszło, weź ty tylko w czymś zamocz paluchy zaraz schrzanisz.
- Głupio mi proponować - powiedziałem w końcu - może zechciałabyś przenocować u nas, w lidze?
- W lidze? - nasze spojrzenia spotkały się wreszcie. Przez tą chwilę jej oczy, które oczywiście po sekundzie znów z zakłopotaniem uciekły gdzieś w przestrzeń były jednym, wielkim pytaniem.
- To moja... moi obywatele. Potem postaram ci się to wytłumaczyć - zacząłem myśleć, jak mógłbym opowiedzieć o lidze, aby nie przestraszyć mojej chwilowej podopiecznej jeszcze bardziej. Zostawiłem to jednak na później - będę jednak zobowiązany, jeśli się zgodzisz - skłoniłem się lekko widząc, że na pyszczku Caeldori pojawia się odcień wstydu - jeśli nie masz jeszcze przeznaczonego miejsca na sen, nie mogę zostawić cię samej w lesie. To moja wina, przepraszam. Powinienem był pomyśleć o tym wcześniej.
< Caeldori? Dobra duszyczko? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz