Zielonej maści wadera otworzyła powoli oczy, zamrugała parę razy i zwróciła głowę ku swemu bokowi, przy którym to stało czarne, skrzydlate szczenię. Nim zdążyło coś powiedzieć, dorosła rzekła ciepłym, przyjaznym głosem, który zdążył już z nią sobie skojarzyć:
— Witaj. Czy coś się stało? - w tym samym momencie nad jej grzbietem pojawiła się para jasnych, błękitnych oczu na tle szarawego futra, z lazurowym księżycem pośrodku czoła. Młoda wilczyca nie była tym zbytnio zaskoczona, a w każdym razie nie okazała najmniejszego zdziwienia. Uraczyła stworzenie tylko krótkim kontaktem wzrokowym, po czym przeniosła spojrzenie na Kou i odparła cicho:
— Właściwie, tak. Wuwuzela chce, żebyś pomogła jej w nauczaniu walki i obrony. - cofnęła się nieco, bowiem wadera podniosła się z ziemi i otrzepała nieco z kurzu.
— Chętnie pomogę, zwłaszcza mając takich uczniów. - uśmiechnęła się w stronę Notte. - Chodźmy zatem.
Obie wyszły na korytarz prowadzący prosto na zewnątrz. Wciąż towarzyszyła im puchata kotka, krocząc dumnie i zwinnie obok swej towarzyszki. Młoda w głębi duszy podziwiała ten lekki chód i zdawała sobie sprawę, że jest czego pozazdrościć, chociaż sama nie była wcale niezdarą. Wyjście przybliżało się coraz bardziej. Z początku słoneczny blask raził ją nieznośnie w oczy, ale nim znalazły się na dworze, zdążyła się przyzwyczaić. Od zawsze miała większe problemy z adaptacją do światła; czasami wolała pozostawać w mroku, jeżeli nie wołała nagle z jaskini pilniejsza sprawa. Bardzo rzadko jednak taka drobnostka zwyciężała pokusy życia. O tej samej porze w lato słońce stałoby już dość wysoko na horyzoncie, złociste i oślepiające, lecz dziś jego promienie na razie niemrawo przebijały się przez chłodne powietrze, a sama kula dopiero niedawno wzeszła znad, jak się zdawało, bezkresnego lasu. Z opowieści wilczycy Notte wiedziała mimo to, że tereny watahy są bardzo zróżnicowane i czekała z niecierpliwością, aż wybierze się na małą ekspedycję.
Tymczasem weszły w las. W pewnym momencie waderka dostrzegła kątem oka, jak z cichym sykiem kotka przemienia się w świetlistego ptaka i odlatuje, nie powiedziała jednak nic na głos. Kou również, o dziwo, milczała. Zatrzymały się na kawałku wolnego pola, gdzie czekała już na nich opiekunka, a zarazem zastępcza nauczycielka oraz niedawno przez małą poznany Rysio. Szczerze mówiąc, na pierwszy rzut oka wydawał się dobrym kompanem, ale jakoś nie czuła, by znajomość miała się przerodzić w trwałą przyjaźń. Ale kto go tam wie...Na rozgrzewkę zrobili parę ćwiczeń rozciągających i siłowych, po czym przeszli do właściwej nauki. Dziś Wuwuzela nauczała, jak zrobić ze swoich kłów dobry użytek. Notte słyszała już większość przemowy od ojca, lecz mimo to cieszył ją fakt, że może się z kimś bezkarnie mierzyć. Nie zabrakło zresztą i trochę śmiechu.
— To wszystko na dziś. Do zobaczenia! - pożegnała się opiekunka po około godzinie treningu. Rysio odszedł z Aisu w swoją stronę.
— Podobało ci się? - spytała Kou, gdy tylko skierowały się z powrotem do siedziby watahy.
— Tak. - odparła z lekkim uśmiechem i iskierkami w oczach, lecz poczuła się w obowiązku coś dodać: - To były ciekawe zajęcia. - rozmówczyni pokiwała z uznaniem głową, co przyjęła z ulgą.
W połowie drogi powrotnej waderka równocześnie z cichym szelestem liści pod czyimiś łapami spostrzegła kawałek brązowego futra, który mignął jej przed oczyma w oddali. Zatrzymała się, a to samo uczyniła dorosła towarzyszka.
— Mama. - córka, naturalnie, rozpoznała prędko wilczycę.
— Jesteś pewna...? Ach, faktycznie.
Saintpalis podbiegła do nich nieco zdyszana.
— Notte. - trąciła nosem małą, co ta odwzajemniła. - Wracacie z ćwiczeń? To świetnie...Muszę teraz iść na polowanie, ale wrócę niedługo i porobimy coś razem. - rzekła praktycznie na jednym oddechu, kierując swe słowa głównie do córki i zbierając się powoli do odejścia.
— Mogę wybrać się na spacer? - zdążyła jeszcze zapytać młoda.
— Nie dalej, niż na cztery tysiące kroków. - rzuciła na odchodnym poważnym tonem wadera.
Dwójka samic stała przez chwilę w milczeniu. Ciszę przerwała jako pierwsza Notte:
— Możesz już iść. Poradzę sobie. - oznajmiła pewnie, machając delikatnie ogonem i skręcając ciało w obranym przez siebie kierunku, lecz wciąż czekając na odpowiedź.
— Oczywiście...tylko pamiętaj o tym, co mówiła mama, dobrze? - gdy druga pokiwała głową, obie odeszły w swoją stronę.
Mianowicie waderka jednym, radosnym susem znalazła się po drugiej stronie niskiego krzaka i truchtem podążała na północ, zbaczając trochę na prawo. Lawirowała między gęstym, leśnym podszytem, zatrzymując czasem dłużej wzrok na soczystych porzeczkach lub dorodnych jagodach, jednak po złożonym z zająca śniadaniu wciąż nie była głodna. Po pewnym czasie doszedł ją szum wody. Ruszyła za dźwiękiem, a ten doprowadził ją do urokliwego, choć niepozornego strumyka. Brzegi porosły pierzastymi paprociami, żółtymi plamkami jaskrów i miękkim, puszystym mchem, a dookoła walało się sporo większych i mniejszych kamieni. Nie mając nic do roboty, a przed sobą zaiste piękne miejsce, usiadł na jednym z nich pośrodku nurtu z pyskiem zwróconym na północ i westchnęła głęboko, z przyjemnością wdychając tutejsze powietrze. W tej chwili była po prostu szczęśliwa.
~*~
Młoda wilczyca siedziała uparcie, niczym niewzruszony, kamienny posąg, na swoim miejscu i wytężała wzrok w leśnej gęstwinie, obserwując toczące się wokół życie skąpane we wczesnopopołudniowych promykach światła, kiedy doszedł ją zupełnie inny szelest. Odwróciła szybko głowę. Zbliżała się do niej jaskrawo-zielona wadera, Kou.
— Nie przeszkadza ci, że dotrzymam ci towarzystwa? - spytała cicho, siadając obok, na suchym brzegu.
— Nie. - odparło krótko szczenię, zanurzając łapę w lodowatej, górskiej wodzie.
— Chyba już długo tutaj siedzisz, co? Nie nudzi ci się? Rysio jest w swojej jaskini. - rzekła jakby z nutą troski. Notte pokręciła za to łebkiem. Zdrzemnęła się trochę, więc upływ czasu i monotonia nie zaczęły jej jeszcze mocno doskwierać, tylko ciało sztywniało czasem. Oczekiwanie takie było przeżyciem nowym, a więc ekscytującym.
— Nie, nie czuję nudy.
— Zdaje mi się, że na coś czekasz... - mruknęła po chwili milczenia rozmówczyni, bardziej sama do siebie, ale waderka udzieliła jej odpowiedzi:
— Tak. - oznajmiła, nieco speszona domyślnością Kou. Przez dłuższy czas wyglądało na to, że wilczyca wahała się, co powiedzieć małej, lecz wreszcie odrzekła:
— Mówili, że czekacie na jakieś wieści. To stamtąd mają nadejść? W ogóle, nie za dużo gadam?
— Nie, to nawet dobrze. I tak, stamtąd. - Notte wyjęła łapę z wody. Pierwsze zdanie mówiła bez przekonania, którego nie miała także w duszy. Z jednej strony wolałaby posiedzieć w ciszy, z drugiej rozmowa mogła okazać się całkiem ciekawa.
— Masz jakieś rodzeństwo? - spytała po kolejnej długiej przerwie rozmówczyni. Mała mogła mieć pewność, że długi nie wytrzyma bez mówienia, mając wiernego słuchacza.
— Tak. Siostrę i brata. - z każdym słowem przestawała aż tak żałować, że nie dano jej pozostać w samotności.
— Jeżeli mogę spytać...dlaczego nie przyszli z wami?
— Siostra umarła na krótko przed wojną, a brat był zbyt słaby. - na pysku wadery odmalowało się zaskoczenie beztroskim i obojętnym tonem, jakim szczenię wypowiedziało te słowa. Młoda nigdy jednak nie czuła się do nich przywiązana. Zdziwiło ją trochę spojrzenie, jakim obdarzyła ją towarzyszka.
— Gdyby tu byli, miałabyś się z kim bawić. - zauważyła jedynie Kou.
— Jesteśmy jak księżyce wokół naszych rodziców. Wszyscy krążymy naokoło tej ziemi, ale nasze orbity się nie stykają. Z rzadka przybliżają, to znów oddalają. Raczej nie. - odparła pod wpływem nagłego natchnienia.
< Kou? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz