Mimo iż usłyszałem strzały dalej kierowałem się przed siebie. Coś, jakby wewnętrzna ciekawość kusiła mnie do zbadania tego wszystkiego. Intuicji zawsze trzeba się słuchać więc i tym razem nie zrobiłem wyjątku. Podążałem za dźwiękami powoli rozglądając się co chwila. Wiedziałem, że Jaskr mi towarzyszy i że również niego bardzo to niepokoi a może nawet i intryguje. Po przebyciu kilkunastu metrów zatrzymałem się w kępie krzewów. Niczego nieświadomy Jaskr wlazł we mnie. Oczywiście, zaszczyciłem go zimnym wzrokiem na to on oddalił się o dwa kroczki
- Czy coś widzisz? - Zapytał po chwili
Uwalniając swój wzrok od patrzenia na swojego towarzysza skierowałem go na wprost siebie gdzie widoczne było obozowisko myśliwych. Jaskr zauważywszy to podszedł do mnie. Znów powietłem go zimnym spojrzeniem
- Co się tak kleisz?
- C-co? Och, przepraszam... - Znów odszedł dwa kroki po czym skierował swój wzrok na obóz - myślisz, że te strzały wydobywały się z tego obozowiska?
Skinąłem znacząco głową
- Ale nigdzie ich nie wyczuwam
- To, że ich nie czujemy to od razu nie znaczy, że ich tutaj nie ma
- asz rację ale jak to w takim razie sprawdzimy?
Spojrzałem się na niego po czym cofnąłem się o kilka kroków. Zasiadłem na jeszcze mokrej trawie i zacząłem rozmyślać co takiego zrobić. Nagle wpadłem na pewien pomysł
- No tak! - Wstałem z miejsca - W końcu mogę się tam teleportować a w razie zagrożenia szybko wrócić
- A czy to na pewno bezpieczne?
- Bezpieczne czy nie, to dla mnie nie ma znaczenia - Machnąłem łapą - Liczy się efekt - Uśmiechnąłem się
<Jaskr?>
poniedziałek, 31 sierpnia 2015
Od Eclispe CD Beryla
Wszyscy przespaliśmy noc bez większych kłopotów. W nocy przebudził mnie dziwny hałas ale jak się okazało były to najzwyklejsze krzaki więc powróciłam do stanu snu. Nazajutrz rano gdy się obudziłam ujrzałam, że nie ma przy mnie Beryla. Rozejrzałam się po grocie jeszcze z to niemrawym i ospałym wzrokiem. Jak się po chwili okazało Mundusa także nie było na swoim miejscu. W tym momencie przełożyłam się z boku na brzuch otwierając szerzej oczy. "Czyżby wyszli? Ale kiedy i gdzie?" - Dręczyła mnie ta myśl. Nagle usłyszałam czyiś głos poza jaskinią. Wlepiłam wzrok w stronę wydobywającego się dźwięku. Po wytężeniu wzroku zobaczyłam, że był to Beryl i... Mundus, rozmawiali. Wzdychnęłam porządnie po czym podniosłam się z ziemi. Otrzepałam się z piachu a następnie ziewnęłam przeciągle rozciągając jeszcze to nie rozruszane kości. "Może pójdę do nich i spytam co się stało?" - Pomyślałam wgapiając się w ich dwójkę - "Tak, tak raczej zrobię.." - Jak też postanowiłam tak też zrobiłam. Jeszcze to chwiejnym krokiem podeszłam do jednej ze ścian groty. Tam też się zatrzymałam ponieważ usłyszałam dość nietypową i niespodziewaną rozmowę
- O-o czym ty mówisz?! - Zapytał Beryl
- O tym, że pracuję jako podwójny agent - Odpowiedział z goryczą ptak
- Co?! N-niby dla kogo! - Beryl podwyższył swój ton
- ... - Ptak jednak niczym nie odpowiedział
Między nimi nastała cisza. Choć była krótka wydawała się wiecznością. Przeczuwałam, że jeżeli Beryl się teraz wypowie to nie będzie zbyt miłe dlatego też nabrałam powietrza i w ostatniej chwili wychyliłam się z jaskini
- Witajcie, co tu robicie o tej porze...? - Spojrzałam się na nich z lekkim uśmiechem
- Echh... mam jedną pogadankę o pewnej sprawie z tym oto osobnikiem - Mruknął Beryl
- A wiec, o co się rozchodzi? - Podeszłam do nich a następnie usiadłam na przeciwko nim
Beryl spojrzał się oziębłym wzrokiem na ptaka zaś ten odwrócił głowę w drugą stronę z ledwością przełykając ślinę
- Em, halo? Chciałabym się dowiedzieć o co chodzi...
Beryl spojrzał się na mnie a następnie wraz ze wzdychnięciem powiedział:
- ...
<Beryl?>
- O-o czym ty mówisz?! - Zapytał Beryl
- O tym, że pracuję jako podwójny agent - Odpowiedział z goryczą ptak
- Co?! N-niby dla kogo! - Beryl podwyższył swój ton
- ... - Ptak jednak niczym nie odpowiedział
Między nimi nastała cisza. Choć była krótka wydawała się wiecznością. Przeczuwałam, że jeżeli Beryl się teraz wypowie to nie będzie zbyt miłe dlatego też nabrałam powietrza i w ostatniej chwili wychyliłam się z jaskini
- Witajcie, co tu robicie o tej porze...? - Spojrzałam się na nich z lekkim uśmiechem
- Echh... mam jedną pogadankę o pewnej sprawie z tym oto osobnikiem - Mruknął Beryl
- A wiec, o co się rozchodzi? - Podeszłam do nich a następnie usiadłam na przeciwko nim
Beryl spojrzał się oziębłym wzrokiem na ptaka zaś ten odwrócił głowę w drugą stronę z ledwością przełykając ślinę
- Em, halo? Chciałabym się dowiedzieć o co chodzi...
Beryl spojrzał się na mnie a następnie wraz ze wzdychnięciem powiedział:
- ...
<Beryl?>
niedziela, 30 sierpnia 2015
Od Jaskra CD Kasai
Jakby przez sen słyszałem głos Kasai. Wadera kilka razy wymówiła moje imię, po czym zamilkła. Zaniepokojony otworzyłem oczy.
Kasai patrzyła na krzaki poruszające się na wietrze. A może to nie wiatr? Nie, za bardzo szeleszczą.
Zza krzewu wyszedł wilk. Nie byłem jednak w stanie określić, czy należy do WWN, czy może do WSC. Gdy przyjrzałem mu się uważnie, stwierdziłem, że go nie znam. Nie mógł być więc członkiem Watahy Srebrnego Chabra. Popatrzył na nas. Wyglądał nieco strasznie, a zarazem dumnie. Był bardzo duży, ciemnobury i tajemniczy.
Jego oczy lśniły w cieniu krzewów, z których przed chwilą się wyłonił. Zmierzył nas zimnym wzrokiem.
Podniosłem głowę. Nie zdążyłem wypowiedzieć nawet słowa, gdy za wilczurem pojawił się Mundus. Kasai westchnęła lekko.
- Witaj, Jaskrze - uśmiechnął się ptak beztrosko - jeśli przyjmujesz teraz gości, przedstawię ci nowego sąsiada.
Drgnąłem. O czym mówił Mundus? Czyżby ktoś znów dołączył do WSC? Może to jakiś, nieznany mi dotąd członek WWN? Nie... chyba znam wszystkich.
- Ladyj, proszę - ptak wskazał wilczurowi polankę nad jeziorem, na której się znajdowaliśmy. Wilk ruszył w naszym kierunku.
- Kim więc jest ten nowy sąsiad? - zapytałem chłodno.
- Ladyj - Mundek z triumfalnym uśmiechem powiedział - członek WSJ.
Tknęło mnie ostatnie słowo Mundusa. A więc nasz nowy sąsiad? Członek WSJ?
< Kasai? >
Kasai patrzyła na krzaki poruszające się na wietrze. A może to nie wiatr? Nie, za bardzo szeleszczą.
Zza krzewu wyszedł wilk. Nie byłem jednak w stanie określić, czy należy do WWN, czy może do WSC. Gdy przyjrzałem mu się uważnie, stwierdziłem, że go nie znam. Nie mógł być więc członkiem Watahy Srebrnego Chabra. Popatrzył na nas. Wyglądał nieco strasznie, a zarazem dumnie. Był bardzo duży, ciemnobury i tajemniczy.
Jego oczy lśniły w cieniu krzewów, z których przed chwilą się wyłonił. Zmierzył nas zimnym wzrokiem.
Podniosłem głowę. Nie zdążyłem wypowiedzieć nawet słowa, gdy za wilczurem pojawił się Mundus. Kasai westchnęła lekko.
- Witaj, Jaskrze - uśmiechnął się ptak beztrosko - jeśli przyjmujesz teraz gości, przedstawię ci nowego sąsiada.
Drgnąłem. O czym mówił Mundus? Czyżby ktoś znów dołączył do WSC? Może to jakiś, nieznany mi dotąd członek WWN? Nie... chyba znam wszystkich.
- Ladyj, proszę - ptak wskazał wilczurowi polankę nad jeziorem, na której się znajdowaliśmy. Wilk ruszył w naszym kierunku.
- Kim więc jest ten nowy sąsiad? - zapytałem chłodno.
- Ladyj - Mundek z triumfalnym uśmiechem powiedział - członek WSJ.
Tknęło mnie ostatnie słowo Mundusa. A więc nasz nowy sąsiad? Członek WSJ?
< Kasai? >
Od Kasai CD Jaskra
Spojrzałam na Jaskra. Mimo, że ani trochę nie zdziwiło mnie jego zachowanie, poczułam dziwny niepokój. Uznałam jednak, że nie ma się czym przejmować. Zawsze podczas upałów jestem nerwowa... Przeniosłam wzrok na drugi brzeg jeziora. Zgromadziło się tam parę gęsi i co najmniej dwa jelenie. Westchnęłam ciężko. Wstałam i ponownie spojrzałam na basiora. Zasnął? W sumie, upały podobno najlepiej przespać. Usiadłam w cieniu drzewa wsłuchując się w leniwy szum wiatru. Gdzieś obok gwałtownie zaszeleściły liście. Zerwałam się na równe nogi.
- Jaskrze... - Chwilę zastanawiałam się, która z przychodzących mi na myśl opcji byłaby gorsza: Mundus czy spragnieni członkowie WSJ?
< Jaskrze? >
- Jaskrze... - Chwilę zastanawiałam się, która z przychodzących mi na myśl opcji byłaby gorsza: Mundus czy spragnieni członkowie WSJ?
< Jaskrze? >
sobota, 29 sierpnia 2015
Od Beryla CD Margo
Szliśmy więc w kierunku jeziora. Teraz już we czwórkę.
- Zobaczysz Jezioro Dziewięciu Cieni. Jest naprawdę ładne, choć niewielkie - objaśniał Mundus - nie przestrasz się, jeżeli zobaczysz nad nim coś niezwykłego... i lepiej nie pij z niego wody.
- Dlaczego?! - zapytała gwałtownie wadera, jednak po tych słowach zamilkła.
Przed nami, przez krzaki przedzierała się czarna postać. Zatrzymała się na chwilę, wbijając w nas wzrok. Potem ruszyła w naszą stronę. Gdy spojrzałem jej w oczy, przeszedł mnie zimny dreszcz. Były czerwone.
- Kim jesteś? - zadałem pytanie, które jednak nie spotkało się z odpowiedzią.
W końcu, wadera wyszła z lasu. Stanęła przed nami i oznajmiła:
- Na imię mi Nędza. Czy to Wataha Srebrnego Chabra?
- Tak... - powiedziałem zaskoczony. Wilczyca wzbudziła we mnie jakieś dziwne uczucie beznadziejności. Wyglądała poniekąd strasznie. Zwróciłem uwagę na Mundusa. Ptak zrobił krok w stronę wilczycy, jakby coś nagle wywołało w nim bardzo silne uczucia. Dużą uwagę zwrócił na trzy obrączki, które Nędza miała na nodze. Dwie z nich były zielone, jedna szara. Czy to coś znaczyło? Nie rozumiałem zachowania ptaka. Cofnął się, wbijając wzrok w ziemię. Nędza również się nim zainteresowała. Popatrzyła na niego z jakimś dziwnym uśmiechem, w którym widać było jakieś nieopisane uczucie.
< Margo? >
- Zobaczysz Jezioro Dziewięciu Cieni. Jest naprawdę ładne, choć niewielkie - objaśniał Mundus - nie przestrasz się, jeżeli zobaczysz nad nim coś niezwykłego... i lepiej nie pij z niego wody.
- Dlaczego?! - zapytała gwałtownie wadera, jednak po tych słowach zamilkła.
Przed nami, przez krzaki przedzierała się czarna postać. Zatrzymała się na chwilę, wbijając w nas wzrok. Potem ruszyła w naszą stronę. Gdy spojrzałem jej w oczy, przeszedł mnie zimny dreszcz. Były czerwone.
- Kim jesteś? - zadałem pytanie, które jednak nie spotkało się z odpowiedzią.
W końcu, wadera wyszła z lasu. Stanęła przed nami i oznajmiła:
- Na imię mi Nędza. Czy to Wataha Srebrnego Chabra?
- Tak... - powiedziałem zaskoczony. Wilczyca wzbudziła we mnie jakieś dziwne uczucie beznadziejności. Wyglądała poniekąd strasznie. Zwróciłem uwagę na Mundusa. Ptak zrobił krok w stronę wilczycy, jakby coś nagle wywołało w nim bardzo silne uczucia. Dużą uwagę zwrócił na trzy obrączki, które Nędza miała na nodze. Dwie z nich były zielone, jedna szara. Czy to coś znaczyło? Nie rozumiałem zachowania ptaka. Cofnął się, wbijając wzrok w ziemię. Nędza również się nim zainteresowała. Popatrzyła na niego z jakimś dziwnym uśmiechem, w którym widać było jakieś nieopisane uczucie.
< Margo? >
Od Margo CD Beryla
Patrzyłam na nich i najchętniej wykrzyknęłabym, że mam dość tego, że
nikt mi nie wyjaśnia co tu się dzieję, ale to nie leżało w mojej
naturze. Miałam nadzieję, że niedługo pójdziemy z tego okropnego lasu, a
ja już wiedziałam, że nie będzie mi się on dobrze kojarzył...
- Myślę, że dość już mamy Skrytego Lasu - Beryl jakby czytał w moich myślach.
- Może i masz rację, chodźmy nad Jezioro Dziewięciu Cieni! - zaproponował Mundus
- Świetnie, tak więc postanowione, chodźmy nad Jezioro - postanowił Beryl. Miałam tego już po dziurki w nosie! Postanowione, a ja nawet nie miałam szansy się odezwać... Ale co zrobić, szliśmy tak kawałek drogi, aż nagle...
- Loov! Hej, to my! - zaczął krzyczeć Mundus, a wtedy i ja go zobaczyłam. Tak, to był on, piękny jak zawsze, a ja, czułam się jak w śnie...
- O, hej, co tam? - zapytał, a ja już nie byłam smutna, zła, byłam w siódmym niebie!
- Cześć, to nowa wadera - odpowiedział Beryl.
- Cześć, jestem Loov, a... – nie dokończył pytania, gdyż....
- Margo, mam na imię Margo - uśmiechnęłam się, a on odwzajemnił uśmiech.
- Musimy już iść, chcemy przecież dotrzeć nad jezioro przed zmrokiem, nie? – postanowił Beryl
- Ach tak, mogę pójść z wami i tak zmierzałem w tamtym kierunku – zaproponował Loov. A ja… nie wiedziałam co myśleć. W końcu postanowiłam zastanowić się nad Jeziorem Dziewięciu Cieni, może to kolejne ponure miejsce? Mam nadzieję, że nie.
- Oczywiście, z chęcią będziemy kontynuowali z Tobą naszą wędrówkę, kto wie, może spotkamy jeszcze kogoś – zaśmiał się Mundus.
< Beryl? >
- Myślę, że dość już mamy Skrytego Lasu - Beryl jakby czytał w moich myślach.
- Może i masz rację, chodźmy nad Jezioro Dziewięciu Cieni! - zaproponował Mundus
- Świetnie, tak więc postanowione, chodźmy nad Jezioro - postanowił Beryl. Miałam tego już po dziurki w nosie! Postanowione, a ja nawet nie miałam szansy się odezwać... Ale co zrobić, szliśmy tak kawałek drogi, aż nagle...
- Loov! Hej, to my! - zaczął krzyczeć Mundus, a wtedy i ja go zobaczyłam. Tak, to był on, piękny jak zawsze, a ja, czułam się jak w śnie...
- O, hej, co tam? - zapytał, a ja już nie byłam smutna, zła, byłam w siódmym niebie!
- Cześć, to nowa wadera - odpowiedział Beryl.
- Cześć, jestem Loov, a... – nie dokończył pytania, gdyż....
- Margo, mam na imię Margo - uśmiechnęłam się, a on odwzajemnił uśmiech.
- Musimy już iść, chcemy przecież dotrzeć nad jezioro przed zmrokiem, nie? – postanowił Beryl
- Ach tak, mogę pójść z wami i tak zmierzałem w tamtym kierunku – zaproponował Loov. A ja… nie wiedziałam co myśleć. W końcu postanowiłam zastanowić się nad Jeziorem Dziewięciu Cieni, może to kolejne ponure miejsce? Mam nadzieję, że nie.
- Oczywiście, z chęcią będziemy kontynuowali z Tobą naszą wędrówkę, kto wie, może spotkamy jeszcze kogoś – zaśmiał się Mundus.
< Beryl? >
czwartek, 27 sierpnia 2015
Od Jaskra CD Kasai
- Witaj, Kasai! - krzyknąłem już z daleka na powitanie.
Wadera uśmiechnęła się w odpowiedzi.
- Gorąco dzisiaj, prawda? - spojrzałem w niebo.
- Gorąco - westchnęła Kasai - może przejdziemy się nad jezioro? Później zapolujemy.
- Czemu nie? Zbyt gorąco na polowanie. Nawet jeść się nie chce. Tylko pić...
Chociaż byłem okazem zdrowia (rekompensowało to prawdopodobnie brak jakichkolwiek mocy), poczułem się słabo. Zakręciło mi się w głowie. Pomyślałem, że to z gorąca, było to jednak dziwne. Z reguły nie reagowałem na temperatury - zarówno wysokie, jak i niskie.
Nie rozwodząc się dłużej nad swoim samopoczuciem, ruszyłem za wesołą wilczycą. W kilkanaście minut byliśmy już nad jeziorem. Wiał od niego chłodny, przyjemny wiatr. Położyłem się na brzegu, chcąc odpocząć. Kasai usiadła nad taflą wody. Nagle poczułem się bardzo zmęczony. Przymknąłem oczy, myśląc, że owo wycieńczenie zaraz przejdzie. Po chwili przeniosłem się pod drzewo, do cienia.
< Kasai? >
Wadera uśmiechnęła się w odpowiedzi.
- Gorąco dzisiaj, prawda? - spojrzałem w niebo.
- Gorąco - westchnęła Kasai - może przejdziemy się nad jezioro? Później zapolujemy.
- Czemu nie? Zbyt gorąco na polowanie. Nawet jeść się nie chce. Tylko pić...
Chociaż byłem okazem zdrowia (rekompensowało to prawdopodobnie brak jakichkolwiek mocy), poczułem się słabo. Zakręciło mi się w głowie. Pomyślałem, że to z gorąca, było to jednak dziwne. Z reguły nie reagowałem na temperatury - zarówno wysokie, jak i niskie.
Nie rozwodząc się dłużej nad swoim samopoczuciem, ruszyłem za wesołą wilczycą. W kilkanaście minut byliśmy już nad jeziorem. Wiał od niego chłodny, przyjemny wiatr. Położyłem się na brzegu, chcąc odpocząć. Kasai usiadła nad taflą wody. Nagle poczułem się bardzo zmęczony. Przymknąłem oczy, myśląc, że owo wycieńczenie zaraz przejdzie. Po chwili przeniosłem się pod drzewo, do cienia.
< Kasai? >
Od Kasai CD Jaskra
- Nie mam nic przeciwko - Uśmiechnęłam się.
- W takim razie do zobaczenia jutro. - odparł basior. Chwilę później zniknął między drzewami. Z cichym westchnieniem weszłam do jaskini.
Zasnęłam niemal od razu. Nie mam w zwyczaju długo rozpamiętywać przeszłości. Obudziłam się o wschodzie słońca i siedząc przed jaskinią obserwowałam myjące się w kałuży wróble. Żar dosłownie lał się z nieba. Westchnęłam. Nie mam nic przeciwko upałom, ale są granice... Czekanie na Jaskra strasznie mi się dłużyło. Na szczęście basior zjawił się po niespełna kwadransie.
< Jaskrze? >
- W takim razie do zobaczenia jutro. - odparł basior. Chwilę później zniknął między drzewami. Z cichym westchnieniem weszłam do jaskini.
Zasnęłam niemal od razu. Nie mam w zwyczaju długo rozpamiętywać przeszłości. Obudziłam się o wschodzie słońca i siedząc przed jaskinią obserwowałam myjące się w kałuży wróble. Żar dosłownie lał się z nieba. Westchnęłam. Nie mam nic przeciwko upałom, ale są granice... Czekanie na Jaskra strasznie mi się dłużyło. Na szczęście basior zjawił się po niespełna kwadransie.
< Jaskrze? >
Od Beryla CD Margo
Po moich słowach, Mundus bez słowa wyszedł z jaskini. Nie wyglądał jednak na pokonanego, czy zrezygnowanego. Nadal się uśmiechał. Gdy wyszedł z jaskini, odwrócił się i patrząc na mnie z politowaniem, powiedział:
- Taki z ciebie samiec alfa... - po tych słowach odleciał. Nie wiedziałem, o co chodziło, jednak czułem, że nie powiedział nic pochlebnego.
- Berylu... - zapytała cicho Margo - o co chodziło... przed chwilą?
- Ach, nie przejmuj się tym. Mundusowi sprawia przyjemność denerwowanie mnie.
Udaliśmy się wgłąb Skrytego Lasu. Deszcz już nie padał. W Skrytym Lesie było prawie zupełnie sucho. Wielkie korzenie drzew wystawały z ziemi a w gałęziach drzew dało się słyszeć jastrzębia polującego na niewielkiego ptaszka, który przypadkiem znalazł się tutaj.
W pewnym momencie, niebo przecięła wielka błyskawica. Znieruchomieliśmy.
- Chyba będzie padać - wykrztusiłem w końcu.
- Aha... - przytaknęła wadera - myślę, że powinniśmy poszukać kryjówki.
- Tak. Chociaż tutaj deszcz prawie nie dociera - popatrzyłem na gęste korony drzew nad nami.
Chwilę później biegliśmy w deszczu przez las. Wiatr wiał dosyć mocno, powietrze było zimne a my nie znaleźliśmy dotąd żadnej jaskini, w której można by było się ukryć.
Nagle usłyszałem wyraźny głos Mundusa, dochodzący z oddali.
- Berylu! Tutaj!
Zatrzymaliśmy się. Wymieniliśmy zdziwione spojrzenia, po czym niepewnie wyruszyliśmy w stronę, z której dobiegał głos. Szliśmy już kilka minut, jednak nie znaleźliśmy ani Mundusa, ani jaskini.
- Mundek! Gdzie jesteś?! - krzyknąłem.
- Tutaj! I jest jaskinia... - odezwał się głos, mniej wyraźnie niż poprzednio.
Udaliśmy się więc tam, gdzie go usłyszeliśmy. Biegliśmy, cali przemoczeni i zmarznięci. Zatrzymałem się. Margo zniknęła! Rozejrzałem się. Wadera przepadła jak kamień w wodę.
- Margo! Mundus! - krzyczałem.
- Przecież tutaj jesteśmy! - zadowolony głos ptaka rozległ się blisko mnie. Nadzieja powróciła. Tym razem na pewno ich znajdę. Biegłem w deszczu, prawie na oślep, co chwila krzycząc i nawołując. Nagle dostrzegłem, ze... za każdym razem głos dobiega z innego miejsca. To nie Mundus! To widmo, zwodzące mnie.
Zrezygnowany położyłem się pod drzewem. Nie nawoływałem już ani nie próbowałem znaleźć przyjaciół.
- Margo... jesteś? - zapytałem cicho, słysząc przez szum deszczu ciche kroki.
- To nie Margo, to ja.
Podniosłem wzrok. Ciarki przeszły mi po plecach. Nade mną stała ciemna, szara postać.
- Mundus? - zapytałem resztkami sił.
- Mundus - odpowiedziała spokojnie istota - chodź.
Poszedłem za istotą, która w rzeczywistości była chyba Mundusem.
- W końcu weszliśmy do dużej, ciemnej jaskini na niewielkiej polance. Było tu jednak jaśniej niż w lesie. Mundus usiadł pod ścianą, obok... Margo! Odetchnąłem z ulgą.
- Wybacz, Berylu - zaczął ptak z uśmiechem - ale nie mogłem się powstrzymać. Przynajmniej pobiegałeś sobie po lesie - zachichotał.
- Na przyszłość mi się nie sprzeciwiaj, bo potrafię być przydatny - zakończył.
< Margo? >
- Taki z ciebie samiec alfa... - po tych słowach odleciał. Nie wiedziałem, o co chodziło, jednak czułem, że nie powiedział nic pochlebnego.
- Berylu... - zapytała cicho Margo - o co chodziło... przed chwilą?
- Ach, nie przejmuj się tym. Mundusowi sprawia przyjemność denerwowanie mnie.
Udaliśmy się wgłąb Skrytego Lasu. Deszcz już nie padał. W Skrytym Lesie było prawie zupełnie sucho. Wielkie korzenie drzew wystawały z ziemi a w gałęziach drzew dało się słyszeć jastrzębia polującego na niewielkiego ptaszka, który przypadkiem znalazł się tutaj.
W pewnym momencie, niebo przecięła wielka błyskawica. Znieruchomieliśmy.
- Chyba będzie padać - wykrztusiłem w końcu.
- Aha... - przytaknęła wadera - myślę, że powinniśmy poszukać kryjówki.
- Tak. Chociaż tutaj deszcz prawie nie dociera - popatrzyłem na gęste korony drzew nad nami.
Chwilę później biegliśmy w deszczu przez las. Wiatr wiał dosyć mocno, powietrze było zimne a my nie znaleźliśmy dotąd żadnej jaskini, w której można by było się ukryć.
Nagle usłyszałem wyraźny głos Mundusa, dochodzący z oddali.
- Berylu! Tutaj!
Zatrzymaliśmy się. Wymieniliśmy zdziwione spojrzenia, po czym niepewnie wyruszyliśmy w stronę, z której dobiegał głos. Szliśmy już kilka minut, jednak nie znaleźliśmy ani Mundusa, ani jaskini.
- Mundek! Gdzie jesteś?! - krzyknąłem.
- Tutaj! I jest jaskinia... - odezwał się głos, mniej wyraźnie niż poprzednio.
Udaliśmy się więc tam, gdzie go usłyszeliśmy. Biegliśmy, cali przemoczeni i zmarznięci. Zatrzymałem się. Margo zniknęła! Rozejrzałem się. Wadera przepadła jak kamień w wodę.
- Margo! Mundus! - krzyczałem.
- Przecież tutaj jesteśmy! - zadowolony głos ptaka rozległ się blisko mnie. Nadzieja powróciła. Tym razem na pewno ich znajdę. Biegłem w deszczu, prawie na oślep, co chwila krzycząc i nawołując. Nagle dostrzegłem, ze... za każdym razem głos dobiega z innego miejsca. To nie Mundus! To widmo, zwodzące mnie.
Zrezygnowany położyłem się pod drzewem. Nie nawoływałem już ani nie próbowałem znaleźć przyjaciół.
- Margo... jesteś? - zapytałem cicho, słysząc przez szum deszczu ciche kroki.
- To nie Margo, to ja.
Podniosłem wzrok. Ciarki przeszły mi po plecach. Nade mną stała ciemna, szara postać.
- Mundus? - zapytałem resztkami sił.
- Mundus - odpowiedziała spokojnie istota - chodź.
Poszedłem za istotą, która w rzeczywistości była chyba Mundusem.
- W końcu weszliśmy do dużej, ciemnej jaskini na niewielkiej polance. Było tu jednak jaśniej niż w lesie. Mundus usiadł pod ścianą, obok... Margo! Odetchnąłem z ulgą.
- Wybacz, Berylu - zaczął ptak z uśmiechem - ale nie mogłem się powstrzymać. Przynajmniej pobiegałeś sobie po lesie - zachichotał.
- Na przyszłość mi się nie sprzeciwiaj, bo potrafię być przydatny - zakończył.
< Margo? >
Od Margo CD Beryla
Patrzyłam to na Beryla, to na Mundusa. Z jednej strony, czułam się
oszukana, ale z drugiej zupełnie nie wiedziałam jak i dlaczego.
Oczywiście zauważyłam, że Skryty Las, to nie jakiś tam po prostu las i,
że nie jest tu zbyt przyjemnie. Widziałam triumfalny uśmiech na twarzy
Mundusa i poirytowany wyraz twarzy Beryla i doszłam do wniosku, że może
lepiej nie pogłębiać tematu. W ogóle, bałam się odezwać, bałam się, że
jeszcze pogorszę sytuację. I w ten właśnie sposób czekałam tak, kawał
czasu, aż w końcu Beryl odezwał się:
- No, już przestało padać. Mundusie, jeśli chesz, IDŹ pomóc Murce, a my sobie poradzimy... - "zaproponował" Beryl.
- Oh, Mundusie, mój drogi przyjacielu, jeszcze nie jestem zmęczony i z chęcią udam się z wami w dalszą wędrówkę - odpowiedział Mundus, a teraz już wiedziałam, że napewno nie chodzi o mnie tylko... właściwie to nadal nie wiem o co chodziło. Wiedziałam tylko, że się kłócą - Beryl nie chce aby Mundus szedł z nami, a Mundus - chce. Tyle że to mi nie wystarczało...
- Ależ Mundusie, wcale nie musisz iść z nami, tyle razy widziałeś już ten las, nasze terytorium, poradzimy sobie BEZ ciebie - widziałam, że Beryl zaczął być trochę nerwowy.
- O nie, zwykle to JA oproadzam nowe wilki i nie uważam, że powinno się to zmienić! - zaczął krzyczeć Mundus.
- Ale to JA jestem Samcem Alfa i to MNIE powinieneś się słuchać! - Krzyknął ze złością Beryl, a ptak odwrócił się i poszedł, przynajmniej tak nam się wydawało...
< Beryl? >
- No, już przestało padać. Mundusie, jeśli chesz, IDŹ pomóc Murce, a my sobie poradzimy... - "zaproponował" Beryl.
- Oh, Mundusie, mój drogi przyjacielu, jeszcze nie jestem zmęczony i z chęcią udam się z wami w dalszą wędrówkę - odpowiedział Mundus, a teraz już wiedziałam, że napewno nie chodzi o mnie tylko... właściwie to nadal nie wiem o co chodziło. Wiedziałam tylko, że się kłócą - Beryl nie chce aby Mundus szedł z nami, a Mundus - chce. Tyle że to mi nie wystarczało...
- Ależ Mundusie, wcale nie musisz iść z nami, tyle razy widziałeś już ten las, nasze terytorium, poradzimy sobie BEZ ciebie - widziałam, że Beryl zaczął być trochę nerwowy.
- O nie, zwykle to JA oproadzam nowe wilki i nie uważam, że powinno się to zmienić! - zaczął krzyczeć Mundus.
- Ale to JA jestem Samcem Alfa i to MNIE powinieneś się słuchać! - Krzyknął ze złością Beryl, a ptak odwrócił się i poszedł, przynajmniej tak nam się wydawało...
< Beryl? >
środa, 26 sierpnia 2015
Od Beryla CD Margo
Truchtałem w deszczu, z głową przy ziemi. Ptak odezwał się gdzieś przede mną... martwiłem się, ponieważ byłem już w Skrytym Lesie. Co, jeśli to nie Mundus, a jedno z widm zamieszkujących las?
- Mundeeek! - krzyknąłem.
- Jesteśmy tutaj - głos odezwał się, z nieco mniejszym zaangażowaniem.
Pobiegłem w stronę, z której dochodził głos. Na szczęście, w niewielkiej jaskini siedzieli Margo i Mundus.
- Witaj, przyjacielu - przywitał mnie ptak z lekkim uśmiechem - pokazywałem Margo Skryty Las...
Coś jakby czerwona lampka zapaliła się w mojej głowie. Skryty Las? Ecipse... przecież to samo stało się, gdy do watahy przybyła Eclipse* ! Mundus zawlókł ją wtedy do Skrytego Lasu, by porzucić na pastwę niebezpieczeństw w nim czyhających. Mój ojciec i Andrei - były partner Murki, uratowali ją wtedy z narażeniem życia z rwącego nurtu rzeki.
- Mundek... - zacząłem ze złośliwym uśmiechem - może je pokażę Margo Skryty Las, co?
- Czemu pytasz? - zapytał ptak udając nieświadomego. Czułem jednak, że doskonale zna moje zamiary. Z tajemniczym uśmiechem kontynuował - czy to nie ja miałem oprowadzić ją po watasze?
Margo, przypatrywała nam się uważnie. Nie rozumiała chyba sensu naszej rozmowy.
- Owszem, miałeś... - powiedziałem wolno - ale zmieniłem zdanie... wolę sam pokazać Margo Skryty Las i ostrzec ją przed NIEBEZPIECZEŃSTWAMI.
- Och, nie trzeba - ziewnął ptak - sami doskonale sobie radzimy - uśmiechnął się znowu.
- Mundusie - syknąłem, kładąc uszy po sobie - nie jestem taki głupi...
Dalszą wypowiedź przerwał mi śmiech ptaka. Tak. Mundek wybuchł śmiechem.
- Och, Berylu... - zachichotał - jak ja cię uwielbiam!
- Co? Co... - znieruchomiałem.
- Czy jeśli powiem, że jeżeli nie staniesz na głowie, wataha wybuchnie... też mi uwierzysz? - powiedział, cały czas chichocząc.
Nadal nie rozumiałem słów ptaka.
- Berylu - powiedział poważnie - gdybym działał przeciw wam, robiłbym to tak, by nikt się o tym nie dowiedział.
Przez chwilę stałem zdezorientowany, by po chwili naburmuszony usiąść pod ścianą. Wredne ptaszysko! Specjalnie to robi, specjalnie!
< Margo? >
* Patrz: Od Eclipse CD Hiacynta, oraz ciąg dalszy tego opowiadania.
- Mundeeek! - krzyknąłem.
- Jesteśmy tutaj - głos odezwał się, z nieco mniejszym zaangażowaniem.
Pobiegłem w stronę, z której dochodził głos. Na szczęście, w niewielkiej jaskini siedzieli Margo i Mundus.
- Witaj, przyjacielu - przywitał mnie ptak z lekkim uśmiechem - pokazywałem Margo Skryty Las...
Coś jakby czerwona lampka zapaliła się w mojej głowie. Skryty Las? Ecipse... przecież to samo stało się, gdy do watahy przybyła Eclipse* ! Mundus zawlókł ją wtedy do Skrytego Lasu, by porzucić na pastwę niebezpieczeństw w nim czyhających. Mój ojciec i Andrei - były partner Murki, uratowali ją wtedy z narażeniem życia z rwącego nurtu rzeki.
- Mundek... - zacząłem ze złośliwym uśmiechem - może je pokażę Margo Skryty Las, co?
- Czemu pytasz? - zapytał ptak udając nieświadomego. Czułem jednak, że doskonale zna moje zamiary. Z tajemniczym uśmiechem kontynuował - czy to nie ja miałem oprowadzić ją po watasze?
Margo, przypatrywała nam się uważnie. Nie rozumiała chyba sensu naszej rozmowy.
- Owszem, miałeś... - powiedziałem wolno - ale zmieniłem zdanie... wolę sam pokazać Margo Skryty Las i ostrzec ją przed NIEBEZPIECZEŃSTWAMI.
- Och, nie trzeba - ziewnął ptak - sami doskonale sobie radzimy - uśmiechnął się znowu.
- Mundusie - syknąłem, kładąc uszy po sobie - nie jestem taki głupi...
Dalszą wypowiedź przerwał mi śmiech ptaka. Tak. Mundek wybuchł śmiechem.
- Och, Berylu... - zachichotał - jak ja cię uwielbiam!
- Co? Co... - znieruchomiałem.
- Czy jeśli powiem, że jeżeli nie staniesz na głowie, wataha wybuchnie... też mi uwierzysz? - powiedział, cały czas chichocząc.
Nadal nie rozumiałem słów ptaka.
- Berylu - powiedział poważnie - gdybym działał przeciw wam, robiłbym to tak, by nikt się o tym nie dowiedział.
Przez chwilę stałem zdezorientowany, by po chwili naburmuszony usiąść pod ścianą. Wredne ptaszysko! Specjalnie to robi, specjalnie!
< Margo? >
* Patrz: Od Eclipse CD Hiacynta, oraz ciąg dalszy tego opowiadania.
Od Margo CD Beryla
Później nie mogłam spać, długo myślałam jak się to dalej potoczy. Czy
znajdę tu swoje miejsce? Było mi ciężko się oswoić, ale czułam, że
wszystko wychodzi na prostą. Nawet nie zauważyłam, kiedy nastał ranek,
a...
- Dzień dobry, i co, wyspałaś się? - zapytał Mundus
- Yyy, no tak. - odpowiedziałam
- Świetnie, w takim razie możemy już ruszać do Skrytego Lasu! Już nie mogę się doczekać!- wykrzyknął Mundus. A ja w milczeniu napiłam się wody z kałuży i poszłam za nim. Byłam szczerze mówiąc trochę ospała, ale jak się okazało miałam się niedługo "obuszić" na dobre. gdy szliśmy zaczęło padać. Właściwie, nie padać, a lać. Biegłam z Mundusem, a tak właściwie ja biegłam a on latał. Twierdził, że w lesie na pewno będzie miejsce żeby się skryć. I faktycznie, było znaleźliśmy niewielką jaskinię, nie była głęboka, ale przynajmniej była sucha. Przez cały czas Mundus zanudzał mnie swoimi opowieściami, lecz ja go nie słuchałam, patrzyłam na krople deszczu i ciągle myślałam co ze mną dalej będzie.
~~~~~~~~ Tymczasem Beryl... ~~~~~~~~
Oh, nie wiem czy ich kiedyś znajdę. Z resztą, chyba raczej ich nie ma we Skrytym Lesie...
Na dodatek ten deszcz.... Ale, przecież to... MUNDUS!!
- Hej! margo, Mundus! - krzyknąłem
- Ach, to nasz ukochany Baryl. Barylu! Tutaj! - krzyczał Mundus
- Och, jak dobrze, żeich wreszcie znalazłem.
< Baryl? >
- Dzień dobry, i co, wyspałaś się? - zapytał Mundus
- Yyy, no tak. - odpowiedziałam
- Świetnie, w takim razie możemy już ruszać do Skrytego Lasu! Już nie mogę się doczekać!- wykrzyknął Mundus. A ja w milczeniu napiłam się wody z kałuży i poszłam za nim. Byłam szczerze mówiąc trochę ospała, ale jak się okazało miałam się niedługo "obuszić" na dobre. gdy szliśmy zaczęło padać. Właściwie, nie padać, a lać. Biegłam z Mundusem, a tak właściwie ja biegłam a on latał. Twierdził, że w lesie na pewno będzie miejsce żeby się skryć. I faktycznie, było znaleźliśmy niewielką jaskinię, nie była głęboka, ale przynajmniej była sucha. Przez cały czas Mundus zanudzał mnie swoimi opowieściami, lecz ja go nie słuchałam, patrzyłam na krople deszczu i ciągle myślałam co ze mną dalej będzie.
~~~~~~~~ Tymczasem Beryl... ~~~~~~~~
Oh, nie wiem czy ich kiedyś znajdę. Z resztą, chyba raczej ich nie ma we Skrytym Lesie...
Na dodatek ten deszcz.... Ale, przecież to... MUNDUS!!
- Hej! margo, Mundus! - krzyknąłem
- Ach, to nasz ukochany Baryl. Barylu! Tutaj! - krzyczał Mundus
- Och, jak dobrze, żeich wreszcie znalazłem.
< Baryl? >
wtorek, 25 sierpnia 2015
Od Beryla CD Margo
Podążałem za Margo i Mundusem. Prawdopodobnie udali się najpierw do Murki, gdyż mieszkała niedaleko. Gdy dotarłem na miejsce, Murka powiedziała mi, że owszem, byli, jednak już odeszli. Skierowali się prawdopodobnie do jaskini Lenka.
Poszedłem więc do groty zamieszkanej przez Strzygę.
~~ Tymczasem Margo i Mundus... ~~
...Wolnym krokiem zbliżali się do jaskini Lenka - szli zupełnie w odwrotną stronę.
- Lenek, to brat Murki - objaśniał Mundek - również mieszka sam. Jakoś nie może sobie ułożyć życia, biedak - tu ptak westchnął, wbijając wzrok w dal - chociaż ostatnio... ach, nieważne. To właśnie ta jaskinia.
- Witaj, przyjacielu! - Mundus wszedł do jaskini Lenka. Wilczur podniósł wzrok.
Po krótkim objaśnieniu sytuacji, Margo zapoznała się z Lenkiem. Gdy wraz z Mundusem, wilczyca znalazła się znów na zewnątrz, ptak zapytał:
- Nie jesteś może zmęczona? Co powiesz na wybranie sobie odpowiedniej jaskini? Jest ich wiele, w tym, większość niezamieszkana.
- Tak! - przytaknęła szybko wadera - bardzo zmęczona. Chodźmy tam.
Ptak w milczeniu skinął głową. Po chwili byli już nad jeziorem. Margo obejrzała jaskinie położone nad nim, po czym wybrała bardzo dużą, lodową jaskinię.
- Przyjdę jutro, dobrze? - uśmiechnął się ptak - pokażę ci Skryty Las.
Jego ostatnie słowa zabrzmiały dziwnie głucho. Nie podejrzewam jednak, by Margo - jako osoba nowa w WSC, zupełnie nie znająca Mundusa, zastanawiała się nad tym.
Ptak odszedł, obiecawszy powrócić jutro przed południem.
~~~~~~~~
Ponieważ nie znalazłem Margo i Mundusa, postanowiłem, że poszukam ich jutro. Tymczasem, zmęczony, udałem się do swej jaskini.
< Margo? >
Poszedłem więc do groty zamieszkanej przez Strzygę.
~~ Tymczasem Margo i Mundus... ~~
...Wolnym krokiem zbliżali się do jaskini Lenka - szli zupełnie w odwrotną stronę.
- Lenek, to brat Murki - objaśniał Mundek - również mieszka sam. Jakoś nie może sobie ułożyć życia, biedak - tu ptak westchnął, wbijając wzrok w dal - chociaż ostatnio... ach, nieważne. To właśnie ta jaskinia.
- Witaj, przyjacielu! - Mundus wszedł do jaskini Lenka. Wilczur podniósł wzrok.
Po krótkim objaśnieniu sytuacji, Margo zapoznała się z Lenkiem. Gdy wraz z Mundusem, wilczyca znalazła się znów na zewnątrz, ptak zapytał:
- Nie jesteś może zmęczona? Co powiesz na wybranie sobie odpowiedniej jaskini? Jest ich wiele, w tym, większość niezamieszkana.
- Tak! - przytaknęła szybko wadera - bardzo zmęczona. Chodźmy tam.
Ptak w milczeniu skinął głową. Po chwili byli już nad jeziorem. Margo obejrzała jaskinie położone nad nim, po czym wybrała bardzo dużą, lodową jaskinię.
- Przyjdę jutro, dobrze? - uśmiechnął się ptak - pokażę ci Skryty Las.
Jego ostatnie słowa zabrzmiały dziwnie głucho. Nie podejrzewam jednak, by Margo - jako osoba nowa w WSC, zupełnie nie znająca Mundusa, zastanawiała się nad tym.
Ptak odszedł, obiecawszy powrócić jutro przed południem.
~~~~~~~~
Ponieważ nie znalazłem Margo i Mundusa, postanowiłem, że poszukam ich jutro. Tymczasem, zmęczony, udałem się do swej jaskini.
< Margo? >
Od Margo CD Beryla
Nie wiedziałam co odpowiedziec, zrobiło mmi się głupio. Postanowiłam, więc bez słowa ruszyć z Mundusem do jaskini.
- To tutaj. Murka! Przyprowadziłem Ci goscia! - wołał ją ptak, a ja zaczynałam się czuć coraz bardziej... dziwnie.
- Ach, witajcie. Dawno cię tu u mnie nie było, Mundusie - skarciła go Murka.
- Ty pewnie jesteś nowa! Ach, tak. Powiedz mi kochana, jak Ci na imię? - zapytała mnie Murka
- Mam na imię Margo - odpowiedziałam
- Nasza nowa wadera jest bardzo głodna po tak długiej podróży - wtracił się Mundus.
- Ach, tak. Co powiesz na świeżo upolowaną sarnę? Mam nadzieję, że będzie Ci smakowało. - powiedziała Murka, przysuwając mi pożywienie.
- Napewno, dziękuję. - odpowiedziałam i czułam się jeszcze bardziej dziwnie, gdyż ja jako jedyna jadłam, tak właściwie "jedzeniem" bym tego nie nazwała, obrzerałam się tą sarną! A oni patrzyli się na mnie z niedowierzaniem. Gdy zjadłam Mundus powiedział:
- No, miło było, ale my musimy iść. W końcu nadal nie ma Beryla...- byłam szczęśliwa, że już idziemy. Co prawda Murka wydawała się być bardzo troskliwa i opiekuńcza, ale nie lubię być w centrum uwagi. Tak więc mieliśmy iść... właściwie, to nie wiem co zamierzał Mundus...
< Beryl? >
- To tutaj. Murka! Przyprowadziłem Ci goscia! - wołał ją ptak, a ja zaczynałam się czuć coraz bardziej... dziwnie.
- Ach, witajcie. Dawno cię tu u mnie nie było, Mundusie - skarciła go Murka.
- Ty pewnie jesteś nowa! Ach, tak. Powiedz mi kochana, jak Ci na imię? - zapytała mnie Murka
- Mam na imię Margo - odpowiedziałam
- Nasza nowa wadera jest bardzo głodna po tak długiej podróży - wtracił się Mundus.
- Ach, tak. Co powiesz na świeżo upolowaną sarnę? Mam nadzieję, że będzie Ci smakowało. - powiedziała Murka, przysuwając mi pożywienie.
- Napewno, dziękuję. - odpowiedziałam i czułam się jeszcze bardziej dziwnie, gdyż ja jako jedyna jadłam, tak właściwie "jedzeniem" bym tego nie nazwała, obrzerałam się tą sarną! A oni patrzyli się na mnie z niedowierzaniem. Gdy zjadłam Mundus powiedział:
- No, miło było, ale my musimy iść. W końcu nadal nie ma Beryla...- byłam szczęśliwa, że już idziemy. Co prawda Murka wydawała się być bardzo troskliwa i opiekuńcza, ale nie lubię być w centrum uwagi. Tak więc mieliśmy iść... właściwie, to nie wiem co zamierzał Mundus...
< Beryl? >
Od Beryla CD Margo
- Zaraz do was dołączę - uśmiechnąłem się.
Nie byłem pewny, czy mogę zostawić Margo samą z Mundusem. Był zbyt spokojny. Mimo wszystko, nigdy nie wiadomo było do czego jest zdolny. Mimo to, ptak z waderą powoli oddalili się, znikając w lesie.
Przez chwilę krążyłem po lesie. Starałem się wypatrzyć gdzieś zająca lub sarnę, gdyż przypuszczałem, że nasze zapasy pożywienia już się kończą. Trzeba je uzupełnić.
~~ Tymczasem, Mundus i Margo... ~~
- Hm... - chrząknął ptak - chcesz poznać członków naszej watahy?
- Oczywiście - odpowiedziała krótko Margo.
- Więc chodźmy do jaskini Murki. Poza tym, ona na pewno ma coś do jedzenia.
Tu zapadła chwila ciszy, którą znów przerwał Mundus:
- Jestem towarzyszem Murki. Mieszka teraz sama, gdyż... - zawahał się - jej podły partner zostawił ją dla innej. Tej "innej" z resztą, nie ma w watasze. Może jeszcze kiedyś wróci... - popatrzył w niebo. zapowiadało się na deszcz - Murka do niedawna mieszkała z córką: Lerką. Teraz Lerka jest samicą alfa Watahy Wielkich Nadziei - dokończył nie bez dumy - moja wychowanka.
< Margo? >
Nie byłem pewny, czy mogę zostawić Margo samą z Mundusem. Był zbyt spokojny. Mimo wszystko, nigdy nie wiadomo było do czego jest zdolny. Mimo to, ptak z waderą powoli oddalili się, znikając w lesie.
Przez chwilę krążyłem po lesie. Starałem się wypatrzyć gdzieś zająca lub sarnę, gdyż przypuszczałem, że nasze zapasy pożywienia już się kończą. Trzeba je uzupełnić.
~~ Tymczasem, Mundus i Margo... ~~
- Hm... - chrząknął ptak - chcesz poznać członków naszej watahy?
- Oczywiście - odpowiedziała krótko Margo.
- Więc chodźmy do jaskini Murki. Poza tym, ona na pewno ma coś do jedzenia.
Tu zapadła chwila ciszy, którą znów przerwał Mundus:
- Jestem towarzyszem Murki. Mieszka teraz sama, gdyż... - zawahał się - jej podły partner zostawił ją dla innej. Tej "innej" z resztą, nie ma w watasze. Może jeszcze kiedyś wróci... - popatrzył w niebo. zapowiadało się na deszcz - Murka do niedawna mieszkała z córką: Lerką. Teraz Lerka jest samicą alfa Watahy Wielkich Nadziei - dokończył nie bez dumy - moja wychowanka.
< Margo? >
Od Margo CD Beryla
Nie mogłam uwierzyć w to co słyszę! Dołączyć do watahy?! Mieć znowu rodzinę, przyjaciół..
- Tak! Nie wiem jak mogłabym Ci... Panu (?) dziękować... - naprawdę nie wiedziałam co powiedzieć ( oprócz TAK oczywiście ).
- Zacznijmy od tego, żeby mówić sobie po imieniu, co Ty na to, Margo? - powiedział, lecz ja czułam się z tym niepewnie. Mimo to odpowiedziałam...
- Dobrze... Berylu- czułam, jak się czerwienię, więc szybko spojrzałam w dół.
- Czy mógłbym Ci w czymś pomóc? - zapytał, ale ja wstydziłam się go prosić o cokolwiek, jednak moja potrzeba była silniejsza.
- Jestem... głodna i byłabym bardzo wdzięczna, za choćby kawałek mięsa - odpowiedziałam.
- Ach, tak! Oczywiście! Zapraszam, zaraz coś się dla Ciebie znajdzie. Skąd jesteś? - zapytał, a ja czułam, że to jest moje miejsce i tu będzie mi dobrze.
- Pocodzę z watahy, za tamtymi górami, niestety wygnali mnie za... - zaniemówiłam, te słowa nie mogły przejść mi przez gardło.
- Yyy, nieważne, nie musimy o tym mówić. Mundusie, zaprowadź Margo do reszty watahy, trzeba ją przedstawić i dać jej kolację - powiedział Beryl, a ja wreszcie czułam się bezpieczna.
< Beryl? >
- Tak! Nie wiem jak mogłabym Ci... Panu (?) dziękować... - naprawdę nie wiedziałam co powiedzieć ( oprócz TAK oczywiście ).
- Zacznijmy od tego, żeby mówić sobie po imieniu, co Ty na to, Margo? - powiedział, lecz ja czułam się z tym niepewnie. Mimo to odpowiedziałam...
- Dobrze... Berylu- czułam, jak się czerwienię, więc szybko spojrzałam w dół.
- Czy mógłbym Ci w czymś pomóc? - zapytał, ale ja wstydziłam się go prosić o cokolwiek, jednak moja potrzeba była silniejsza.
- Jestem... głodna i byłabym bardzo wdzięczna, za choćby kawałek mięsa - odpowiedziałam.
- Ach, tak! Oczywiście! Zapraszam, zaraz coś się dla Ciebie znajdzie. Skąd jesteś? - zapytał, a ja czułam, że to jest moje miejsce i tu będzie mi dobrze.
- Pocodzę z watahy, za tamtymi górami, niestety wygnali mnie za... - zaniemówiłam, te słowa nie mogły przejść mi przez gardło.
- Yyy, nieważne, nie musimy o tym mówić. Mundusie, zaprowadź Margo do reszty watahy, trzeba ją przedstawić i dać jej kolację - powiedział Beryl, a ja wreszcie czułam się bezpieczna.
< Beryl? >
Od Margo
-Tak, jednak to się stało. Zostałam porzucona przez własną rodzinę, nie
rozumiem dlaczego, ale może tak będzie lepiej.- pocieszałam się. Szłam
własnie pod górę, wysoką górę. Nie wiedziałam co mam zrobić, nie miałam
przyjaciół, rodziny...
- Może jednak wrócę, może żałują tego, że mnie porzucili, wygnali...- miałam nadzieję, ale tak naprawdę, mogłam o tym tylko pomarzyć.
- W takiej sytuacji, moje wizje, są rozmazane... Nie widzę przyszłości i czuję się z tym niepewnie. Muszę szybko znaleźć pożywienie, bo inaczej całkiem stracę siły - powiedziałam i zaczęłam szukać pożywienia. Po pewnym czasie znalazłam! Była to piękna sarna, zabłądziła, była sama - zupełnie jak ja. Poczułam między nami więź, i nie była to więź między łowcą,a jego ofiarą, tylko więź między bratnimi duszami... Nie mogłam jej skrzywdzić, postanowiłam wytraszyć ją, aby uciekła i poszukać czegoś innego. Na szczęście niedługo później upolowałam zająca.
- Może i się tym nie najem, ale przynajmniej zaspokoję potrzebę na jakiś czas - stwierdziłam, zjadłam posiłek i ruszyłam dalej pod górę. Jak doszłam na szczyt miałam zamiar odpocząc, ale nagle dojrzałam wilka, był to Loov. Zakochałam się w nim od pierwszego wejrzenia, aż nagle zobaczyłam kolejnego wilka, i kolejnego. Zbiegłam na dół ile sił w nogach i zobaczyłam ich, pięknych, potężnych - była to Para Alfa. Przyjęli mnie,a ja do dziś jestem im bardzo wdzięczna. Mogłabym skoczyć za nimi w ogień, ale to nie była jedyna zmiana. Zakochałam się.... I to bez opamiętania...
- Może jednak wrócę, może żałują tego, że mnie porzucili, wygnali...- miałam nadzieję, ale tak naprawdę, mogłam o tym tylko pomarzyć.
- W takiej sytuacji, moje wizje, są rozmazane... Nie widzę przyszłości i czuję się z tym niepewnie. Muszę szybko znaleźć pożywienie, bo inaczej całkiem stracę siły - powiedziałam i zaczęłam szukać pożywienia. Po pewnym czasie znalazłam! Była to piękna sarna, zabłądziła, była sama - zupełnie jak ja. Poczułam między nami więź, i nie była to więź między łowcą,a jego ofiarą, tylko więź między bratnimi duszami... Nie mogłam jej skrzywdzić, postanowiłam wytraszyć ją, aby uciekła i poszukać czegoś innego. Na szczęście niedługo później upolowałam zająca.
- Może i się tym nie najem, ale przynajmniej zaspokoję potrzebę na jakiś czas - stwierdziłam, zjadłam posiłek i ruszyłam dalej pod górę. Jak doszłam na szczyt miałam zamiar odpocząc, ale nagle dojrzałam wilka, był to Loov. Zakochałam się w nim od pierwszego wejrzenia, aż nagle zobaczyłam kolejnego wilka, i kolejnego. Zbiegłam na dół ile sił w nogach i zobaczyłam ich, pięknych, potężnych - była to Para Alfa. Przyjęli mnie,a ja do dziś jestem im bardzo wdzięczna. Mogłabym skoczyć za nimi w ogień, ale to nie była jedyna zmiana. Zakochałam się.... I to bez opamiętania...
Od Beryla
Leżałem na łące, rozkoszując się letnim dniem. Chmury przysłoniły słońce, więc nie piekło już niemiłosiernie. Przed chwilą spadł niewielki deszcz, zraszając zmęczoną upałami i suszą ziemię drobnymi, zimnymi kropelkami.
Lubiłem deszcz. Miło mi się kojarzył.
- Berylu! - z medytacji wyrwał mnie przyjazny, wesoły głos. Uśmiechnąłem się, otwierając oczy. Poznałem głos Mundusa.
Mundus... zawsze, ilekroć go spotkam, rozwodzę się nad jego tajemniczością, dziwnym charakterem i zachowaniem. Pojawia się nagle, cicho i tajemniczo i równie niespodziewanie znika. Jest nieprzeciętnie inteligentny, co potrafi wykorzystać zarówno w dobrej, jak i w złej wierze. Zawsze pozostaje dla mnie tajemnicą.
Mundek jest błękitnym, pełnym gracji ptakiem, nieco przypominającym czaplę. Jednak, jest jedna, zasadnicza różnica, między nim a jego szarymi krewnymi: w przeciwieństwie do czapli, Mundus posiada długi, błękitny ogon, przypominający nieco ogon koci, jednak zakończony dwoma rzędami piór. Ptak stał przede mną na wilgotnej trawie, wpatrując się we mnie ciemnymi, bordowymi oczyma.
- Cóż się stało? - zapytałem, spodziewając się nowości z kraju i ze świata. Ptak, zawsze o wszystkimi poinformowany, wiedział o wszystkim co dzieje się na naszych terenach.
- Słyszałeś, że na terenach WSC pojawiła się nowa wadera? Na imię jej chyba Margo.
- O! - wykrzyknąłem spontanicznie - wiesz, gdzie jest? Warto ją przywitać.
Mundus skinął głową. Udaliśmy się w kierunku, gdzie przypuszczalnie mogła się znajdować. Znaleźliśmy ją na granicach WSC, siedzącą samotnie w lesie.
- Dzień dobry... - przywitałem się niepewnie.
Wilczyca odwróciła się.
- Dzień dobry.
Zapadła cisza. W końcu, uznałem za stosowne odezwanie się:
- Jesteś zapewne... Margo?
Wadera przytaknęła.
- Tak... co to za wataha? - zapytała.
- Wataha Srebrnego Chabra... moja wataha. Beryl, moje imię - skłoniłem się - samiec alfa WSC.
- Miło mi poznać - uśmiechnęła się.
Kątem oka spojrzałem na Mundusa. Ptak był zazwyczaj wrogo nastawiony do obcych przybyszów. Tym razem jednak uśmiechał się patrząc na Margo. Wydało mi się to podejrzane, jednak postanowiłem nie zwracać na to uwagi.
- Może... dołączyłabyś do naszej watahy? - zapytałem.
< Margo? >
Lubiłem deszcz. Miło mi się kojarzył.
- Berylu! - z medytacji wyrwał mnie przyjazny, wesoły głos. Uśmiechnąłem się, otwierając oczy. Poznałem głos Mundusa.
Mundus... zawsze, ilekroć go spotkam, rozwodzę się nad jego tajemniczością, dziwnym charakterem i zachowaniem. Pojawia się nagle, cicho i tajemniczo i równie niespodziewanie znika. Jest nieprzeciętnie inteligentny, co potrafi wykorzystać zarówno w dobrej, jak i w złej wierze. Zawsze pozostaje dla mnie tajemnicą.
Mundek jest błękitnym, pełnym gracji ptakiem, nieco przypominającym czaplę. Jednak, jest jedna, zasadnicza różnica, między nim a jego szarymi krewnymi: w przeciwieństwie do czapli, Mundus posiada długi, błękitny ogon, przypominający nieco ogon koci, jednak zakończony dwoma rzędami piór. Ptak stał przede mną na wilgotnej trawie, wpatrując się we mnie ciemnymi, bordowymi oczyma.
- Cóż się stało? - zapytałem, spodziewając się nowości z kraju i ze świata. Ptak, zawsze o wszystkimi poinformowany, wiedział o wszystkim co dzieje się na naszych terenach.
- Słyszałeś, że na terenach WSC pojawiła się nowa wadera? Na imię jej chyba Margo.
- O! - wykrzyknąłem spontanicznie - wiesz, gdzie jest? Warto ją przywitać.
Mundus skinął głową. Udaliśmy się w kierunku, gdzie przypuszczalnie mogła się znajdować. Znaleźliśmy ją na granicach WSC, siedzącą samotnie w lesie.
- Dzień dobry... - przywitałem się niepewnie.
Wilczyca odwróciła się.
- Dzień dobry.
Zapadła cisza. W końcu, uznałem za stosowne odezwanie się:
- Jesteś zapewne... Margo?
Wadera przytaknęła.
- Tak... co to za wataha? - zapytała.
- Wataha Srebrnego Chabra... moja wataha. Beryl, moje imię - skłoniłem się - samiec alfa WSC.
- Miło mi poznać - uśmiechnęła się.
Kątem oka spojrzałem na Mundusa. Ptak był zazwyczaj wrogo nastawiony do obcych przybyszów. Tym razem jednak uśmiechał się patrząc na Margo. Wydało mi się to podejrzane, jednak postanowiłem nie zwracać na to uwagi.
- Może... dołączyłabyś do naszej watahy? - zapytałem.
< Margo? >
poniedziałek, 24 sierpnia 2015
Od Lenka CD Izayi
Razem z Izayą udaliśmy się na polowanie. Tropienie ofiary zajęło nam nie mniej niż pół godziny. Kolejne pół na zjedzenie jej (a była to niewielka sarna). Gdy pod wieczór wybraliśmy się na spacer, nagle, przed nami stanął Mundus. Zjawił się jak zwykle niespodziewanie i cicho.
- Witaj, przyjacielu - uśmiechnąłem się - to właśnie Mundus. Mój, jak mniemam, najbliższy przyjaciel. To on zawdzięcza życie weterynarzowi ze wsi - objaśniłem Izayi.
Ptak chrząknął.
- Oto Izaya - przedstawiłem.
- Dobry wieczór - skłonił się ptak - nie mieliśmy okazji bliżej się poznać... przepraszam - przyjrzał się wilczycy - jakaż pani podobna do Eclipse...
- Nie dziwota - wyprostowałem się - Eclipse to jej siostra.
- Miło mi - uśmiechnęła się wadera.
- Ta twoja kotka od weterynarza pozdrawia cię i zaprasza do siebie. Podobno tęskni.
- Ha! - Mundus drgnął - jeszcze nie zwariowałem. Ledwo udło mi się od niej uwolnić, nie po to, bym teraz ta wracał.
Zrobiło mi się trochę żal kotki. Izaya spojrzała na mnie pytająco.
< Izaya? >
- Witaj, przyjacielu - uśmiechnąłem się - to właśnie Mundus. Mój, jak mniemam, najbliższy przyjaciel. To on zawdzięcza życie weterynarzowi ze wsi - objaśniłem Izayi.
Ptak chrząknął.
- Oto Izaya - przedstawiłem.
- Dobry wieczór - skłonił się ptak - nie mieliśmy okazji bliżej się poznać... przepraszam - przyjrzał się wilczycy - jakaż pani podobna do Eclipse...
- Nie dziwota - wyprostowałem się - Eclipse to jej siostra.
- Miło mi - uśmiechnęła się wadera.
- Ta twoja kotka od weterynarza pozdrawia cię i zaprasza do siebie. Podobno tęskni.
- Ha! - Mundus drgnął - jeszcze nie zwariowałem. Ledwo udło mi się od niej uwolnić, nie po to, bym teraz ta wracał.
Zrobiło mi się trochę żal kotki. Izaya spojrzała na mnie pytająco.
< Izaya? >
sobota, 22 sierpnia 2015
Od Jaskra CD Kasai
Ładny dzień, prawda? - zapytałem, wyrywając waderę z zamyślenia.
- Tak... - westchnęła lekko poirytowana.
Postanowiłem nie odzywać się przez chwilę. Rozumiałem jej zdenerwowanie. Najpierw deszcz, potem Mundus, w końcu ten byk... dużo przeżyć, jak na dwie godziny.
Szliśmy w milczeniu. Słońce chyliło się ku zachodowi, rozpraszając wokoło czerwone promienie. Chmury powoli znikały z widnokręgu. Zapadała noc.
Gdy zbliżyliśmy się do jaskini Kasai, postanowiłem przerwać ciszę.
- Jeśli nie masz nic przeciwko temu - zacząłem nieśmiało, nie będąc pewny, czy chcę kończyć zdanie - odwiedzę cię jutro. Wybralibyśmy się na polowanie... razem lepiej niż w pojedynkę. Oczywiście, jeśli nie chcesz, powiedz.
< Kasai? >
- Tak... - westchnęła lekko poirytowana.
Postanowiłem nie odzywać się przez chwilę. Rozumiałem jej zdenerwowanie. Najpierw deszcz, potem Mundus, w końcu ten byk... dużo przeżyć, jak na dwie godziny.
Szliśmy w milczeniu. Słońce chyliło się ku zachodowi, rozpraszając wokoło czerwone promienie. Chmury powoli znikały z widnokręgu. Zapadała noc.
Gdy zbliżyliśmy się do jaskini Kasai, postanowiłem przerwać ciszę.
- Jeśli nie masz nic przeciwko temu - zacząłem nieśmiało, nie będąc pewny, czy chcę kończyć zdanie - odwiedzę cię jutro. Wybralibyśmy się na polowanie... razem lepiej niż w pojedynkę. Oczywiście, jeśli nie chcesz, powiedz.
< Kasai? >
Od Kasai CD Jaskra
- Jeśli chcesz dowiedzieć się czegoś więcej o moich umiejętnościach, to
chętnie ci je zademonstruję. - warknęłam. Ptak ziewnął i wzbił się w
powietrze. Odwróciłam się i bez słowa ruszyłam na południe z zamiarem
dokończenia "obchodu". Lepiej późno niż wcale.
- Kasai, czekaj! - Jaskier podbiegł do mnie. - Pójdę z tobą... Nie masz nic przeciwko?
- Nie. - Wysiliłam się na uśmiech. Szliśmy przez chwilę w milczeniu. Niebo było już bezchmurne, a trawa powoli wysychała. Zrobiło mi się nagle żal tego nieszczęsnego byka, ale szybko odsunęłam od siebie tę myśl. Gdyby trzymał się z dala od władających ogniem wilczyc, całkiem nieźle by mu się wiodło. Omal mnie nie zabił. Ma na co zasłużył! Jednak mimo wszystko męczyły mnie wyrzuty sumienia. Westchnęłam. Gdzieś między drzewami zauważyłam niebieskie pióro. "Zwariuję kiedyś...", pomyślałam. Z zamyślenia wyrwał mnie głos basiora.
< Jaskrze? >
- Kasai, czekaj! - Jaskier podbiegł do mnie. - Pójdę z tobą... Nie masz nic przeciwko?
- Nie. - Wysiliłam się na uśmiech. Szliśmy przez chwilę w milczeniu. Niebo było już bezchmurne, a trawa powoli wysychała. Zrobiło mi się nagle żal tego nieszczęsnego byka, ale szybko odsunęłam od siebie tę myśl. Gdyby trzymał się z dala od władających ogniem wilczyc, całkiem nieźle by mu się wiodło. Omal mnie nie zabił. Ma na co zasłużył! Jednak mimo wszystko męczyły mnie wyrzuty sumienia. Westchnęłam. Gdzieś między drzewami zauważyłam niebieskie pióro. "Zwariuję kiedyś...", pomyślałam. Z zamyślenia wyrwał mnie głos basiora.
< Jaskrze? >
Od Jaskra CD Alekei'a
- Dziwne, prawda? - spojrzałem na Alekei'a. Wilk kiwnął głową. nie byłem pewny, co chciał powiedzieć.
- Rzadko zdarza się oglądać taką pogodę, prawda... - odpowiedział, po czym popatrzył na płomienie, wolno rozprzestrzeniające się na łące - martwiłbym się raczej tym pożarem.
- Deszcz go zaraz ugasi... - moje myśli biegły teraz do strzałów, które słyszałem w lesie. Myślałem też o ujadaniu psów, które słyszeliśmy zanim weszliśmy do jaskini.Teraz, z racji nasilającego się, szumiącego deszczu i byczących co chwila gromów, nie bylibyśmy w stanie cokolwiek usłyszeć. Mimo to, byłem ciekawy, skąd pochodziły te odgłosy.
Po kilkudziesięciu minutach deszcz przestał padać. Wiatr ucichł prawie zupełnie, a spomiędzy drzew zaczęły nieśmiało wydobywać się głosy ptaków.
- Wychodzimy? - zapytałem Alekei'a.
- Rób jak chcesz - westchnął - ja zostanę. Na dworze jest wyjątkowo nieprzyjemnie.
Usiadłem. Jeszcze przez chwilę czekałem, w zamyśleniu wpatrując się w szarą, mokrą łąkę. Wyglądało to tak, jakby deszcz zaraz znowu miał zacząć padać. Westchnąłem.
Po kilku, może kilkunastu minutach Alekei wstał, powoli kierując się w stronę wyjścia z jaskini. W milczeniu podążyłem za nim.
Znów usłyszałem strzały. To pewnie myśliwi urządzili polowanie. Tyle, że znacznie bliżej nas, niż poprzednim razem.
< Alekei? >
- Rzadko zdarza się oglądać taką pogodę, prawda... - odpowiedział, po czym popatrzył na płomienie, wolno rozprzestrzeniające się na łące - martwiłbym się raczej tym pożarem.
- Deszcz go zaraz ugasi... - moje myśli biegły teraz do strzałów, które słyszałem w lesie. Myślałem też o ujadaniu psów, które słyszeliśmy zanim weszliśmy do jaskini.Teraz, z racji nasilającego się, szumiącego deszczu i byczących co chwila gromów, nie bylibyśmy w stanie cokolwiek usłyszeć. Mimo to, byłem ciekawy, skąd pochodziły te odgłosy.
Po kilkudziesięciu minutach deszcz przestał padać. Wiatr ucichł prawie zupełnie, a spomiędzy drzew zaczęły nieśmiało wydobywać się głosy ptaków.
- Wychodzimy? - zapytałem Alekei'a.
- Rób jak chcesz - westchnął - ja zostanę. Na dworze jest wyjątkowo nieprzyjemnie.
Usiadłem. Jeszcze przez chwilę czekałem, w zamyśleniu wpatrując się w szarą, mokrą łąkę. Wyglądało to tak, jakby deszcz zaraz znowu miał zacząć padać. Westchnąłem.
Po kilku, może kilkunastu minutach Alekei wstał, powoli kierując się w stronę wyjścia z jaskini. W milczeniu podążyłem za nim.
Znów usłyszałem strzały. To pewnie myśliwi urządzili polowanie. Tyle, że znacznie bliżej nas, niż poprzednim razem.
< Alekei? >
piątek, 21 sierpnia 2015
Od Beryla CD Eclipse
- Nareszcie... - westchnąłem. Nie mogłem opanować drżenia - mam nadzieję, że to tylko chwilowa sytuacja i, że odejdą jak najszybciej.
- Nie martw się. Im z całą pewnością jest lepiej u siebie, niż u nas - uspokoiła mnie Lerka.
- Mam nadzieję - chrząknąłem - a jeśli już tu są, niech lepiej cicho siedzą w puszczy i nie dają znaku życia. Nie widzi mi się kolejne spotkanie z nimi.
Ruszyliśmy w kierunku naszych jaskiń. Najpierw, postanowiliśmy udać się jednak do innej jaskini: tej, którą często odwiedzał Jaskier. Ponieważ ani jego, ani naszych synów nie było w swoich grotach, mieliśmy nadzieję znaleźć ich tutaj. Planowaliśmy wyjaśnić im całą sprawę - w końcu, to oni byli naszymi spadkobiercami i młodymi alfami - gdyby cokolwiek nam się stało, muszą wiedzieć, o co chodzi w całym tym zamieszaniu.
W jaskini zastaliśmy Oleandra i Jaskra. Alekei'a nie było, jednak pod ścianą siedział Mundus. Był tak przygnębiony i wyglądał tak żałośnie, że w pierwszej chwili pomyślałem, że umarła jego matka, lub siostra - jedyna jego rodzina. Oleander i Jaskier siedzieli przy nim.
- Co się stało? - Lerka przestraszyła się, widząc ptaka.
Ten spojrzał na nią tępo, po czym wbił wzrok w ziemię.
- Co z nim? - tym razem, wadera skierowała pytanie do naszych potomków.
- Sami dokładnie nie wiemy. Przyszedł tu przed godziną, słania się na nogach, gada coś o jakimś lustrze... - Oleander odwrócił się w naszą stronę.
- Mundek... - zmarszczyłem brwi, podchodząc do ptaka. Jakkolwiek, był on nieprzewidywalny, tajemniczy i niezwykle inteligentny, tak jednak, nieprzeciętnie wrażliwy. Nie było tego widać na co dzień, jednak w takich sytuacjach było mi go żal.
- Nic nie mów! - odpowiedział niewyraźnie, machnąwszy skrzydłem, o mało nie uderzywszy nim o ścianę jaskini - nie jestem w stanie spojrzeć ci w oczy.
Chrząknąłem. Uśmiechnąłem się w duszy. Zaczęło do mnie docierać, z czym związane było to nagłe przygnębienie.
- Nie jesteś w stanie, mówisz? - usiadłem obok niego.
- Berylu - mruknął - ja was wszystkich...
- Czy on... - Eclispe skinęła głową na ptaka, spoglądając na Oleandra.
- Daliśmy mu mak. Był strasznie zdenerwowany... - usprawiedliwiał się Oleander - gdy go zjadł, usiadł pod ścianą i tylko narzeka.
- Może odpocznij- kontynuowała wadera - prześpij się. Jutro nam wszystko opowiesz. Mam dosyć wrażeń na dzisiaj.
- I bardzo dobrze - wybełkotał - jutro wam powiem. Chcę jeszcze żyć.
Przestraszyły mnie słowa ptaka. Ponieważ było już późno a do naszej jaskini droga daleka, wszyscy spędziliśmy noc w jaskini, w której wczoraj spotkaliśmy Jaskra, Oleandra i Mundusa.
Nazajutrz, gdy tylko się obudziłem, podszedłem do ptaka, śpiącego jeszcze. Gdy usłyszał moje kroki, otworzył oczy.
- Co chciałeś nam powiedzieć wczoraj? - zapytałem cicho. Ten, rozejrzał się, po czym skinął głową w stronę wyjścia.
Gdy znaleźliśmy się na zewnątrz, Mundus zrezygnowany usiadł pod ścianą groty. Potem podniósł wzrok, przez chwilę wpatrując się we mnie. Nie mogłem już tego wytrzymać.
- Przeklęty, zatracony podwójny agent - wypalił w końcu.
- O kim mówisz? - położyłem uszy, marszcząc brwi.
- O sobie.
< Eclispe? >
- Nie martw się. Im z całą pewnością jest lepiej u siebie, niż u nas - uspokoiła mnie Lerka.
- Mam nadzieję - chrząknąłem - a jeśli już tu są, niech lepiej cicho siedzą w puszczy i nie dają znaku życia. Nie widzi mi się kolejne spotkanie z nimi.
Ruszyliśmy w kierunku naszych jaskiń. Najpierw, postanowiliśmy udać się jednak do innej jaskini: tej, którą często odwiedzał Jaskier. Ponieważ ani jego, ani naszych synów nie było w swoich grotach, mieliśmy nadzieję znaleźć ich tutaj. Planowaliśmy wyjaśnić im całą sprawę - w końcu, to oni byli naszymi spadkobiercami i młodymi alfami - gdyby cokolwiek nam się stało, muszą wiedzieć, o co chodzi w całym tym zamieszaniu.
W jaskini zastaliśmy Oleandra i Jaskra. Alekei'a nie było, jednak pod ścianą siedział Mundus. Był tak przygnębiony i wyglądał tak żałośnie, że w pierwszej chwili pomyślałem, że umarła jego matka, lub siostra - jedyna jego rodzina. Oleander i Jaskier siedzieli przy nim.
- Co się stało? - Lerka przestraszyła się, widząc ptaka.
Ten spojrzał na nią tępo, po czym wbił wzrok w ziemię.
- Co z nim? - tym razem, wadera skierowała pytanie do naszych potomków.
- Sami dokładnie nie wiemy. Przyszedł tu przed godziną, słania się na nogach, gada coś o jakimś lustrze... - Oleander odwrócił się w naszą stronę.
- Mundek... - zmarszczyłem brwi, podchodząc do ptaka. Jakkolwiek, był on nieprzewidywalny, tajemniczy i niezwykle inteligentny, tak jednak, nieprzeciętnie wrażliwy. Nie było tego widać na co dzień, jednak w takich sytuacjach było mi go żal.
- Nic nie mów! - odpowiedział niewyraźnie, machnąwszy skrzydłem, o mało nie uderzywszy nim o ścianę jaskini - nie jestem w stanie spojrzeć ci w oczy.
Chrząknąłem. Uśmiechnąłem się w duszy. Zaczęło do mnie docierać, z czym związane było to nagłe przygnębienie.
- Nie jesteś w stanie, mówisz? - usiadłem obok niego.
- Berylu - mruknął - ja was wszystkich...
- Czy on... - Eclispe skinęła głową na ptaka, spoglądając na Oleandra.
- Daliśmy mu mak. Był strasznie zdenerwowany... - usprawiedliwiał się Oleander - gdy go zjadł, usiadł pod ścianą i tylko narzeka.
- Może odpocznij- kontynuowała wadera - prześpij się. Jutro nam wszystko opowiesz. Mam dosyć wrażeń na dzisiaj.
- I bardzo dobrze - wybełkotał - jutro wam powiem. Chcę jeszcze żyć.
Przestraszyły mnie słowa ptaka. Ponieważ było już późno a do naszej jaskini droga daleka, wszyscy spędziliśmy noc w jaskini, w której wczoraj spotkaliśmy Jaskra, Oleandra i Mundusa.
Nazajutrz, gdy tylko się obudziłem, podszedłem do ptaka, śpiącego jeszcze. Gdy usłyszał moje kroki, otworzył oczy.
- Co chciałeś nam powiedzieć wczoraj? - zapytałem cicho. Ten, rozejrzał się, po czym skinął głową w stronę wyjścia.
Gdy znaleźliśmy się na zewnątrz, Mundus zrezygnowany usiadł pod ścianą groty. Potem podniósł wzrok, przez chwilę wpatrując się we mnie. Nie mogłem już tego wytrzymać.
- Przeklęty, zatracony podwójny agent - wypalił w końcu.
- O kim mówisz? - położyłem uszy, marszcząc brwi.
- O sobie.
< Eclispe? >
Od Alekei'a CD Jaskra
- Jeżeli deszcz się zerwie - pójdziemy do jakiejkolwiek jaskini, ale jak na razie nie pada więc mamy jeszcze chwilę czasu - Syknąłem po czym ruszyłem z miejsca
Usłyszałem, że Jaskier wzdycha. Dość długo głowiłem się czy to z przemęczenia fizycznego czy też psychicznego. No cóż, jakby to nie było jest ze mną i musi się przyzwyczaić, że ze mną się nie pogrywa i że ja tak łatwo się nie poddaję. Przeszliśmy kilkadziesiąt metrów po czym na niebie ukazał się błysk. Jego rozpiętość była dość duża zaś hałas - niewyobrażalny
- A może teraz gdzieś się skryjemy?
- A co, boisz się? - Odwróciłem się do niego
Bez żadnej odpowiedzi pokręcił głową. Wzdychnąłem po czym spojrzałem się w niebo. Wtedy na mój pysk zleciała kropla wody a zaraz za nią dwie następne. "Może jednak poszukamy schronienia? Krople spadają to coraz szybciej..." Myślenie przerwał mi grzmot. Jaskier aż z przerażenia podskoczył podchodząc do mnie
- Alekei...
- Tak, tak wiem, ach... - Zwiesiłem głowę po czym zacząłem się rozglądać - Zamiast tak patrzeć na mnie może zaczniesz szukać schronienia?
Wilk skinął głową po czym zaczął szukać. Chwilę nam to trwało ale ta chwila także dawała po sobie znać a co za tym szło - rozpętała się prawdziwa ulewa. Zaczęliśmy szybsze poszukiwania. Nagle na horyzoncie ujrzeliśmy jakąś jaskinię. Uradowani szybkim krokiem udaliśmy się w jej stronę. W ten przed nami ukazał się piorun który runął wprost w ziemię a co a tym szło - rozpętał się pożar i to nie tylko w tym jednym miejscu ale i w innych. Szybko wraz z Jaskrem wkroczyliśmy w progi opuszczonej jaskini. Kiedy już się w niej znaleźliśmy otrzepaliśmy się z wody. Podszedłem do wyjścia i patrzyłem jak wokół panuje chaos. Wtedy podszedł do mnie Jaskier
<Jaskier?>
Usłyszałem, że Jaskier wzdycha. Dość długo głowiłem się czy to z przemęczenia fizycznego czy też psychicznego. No cóż, jakby to nie było jest ze mną i musi się przyzwyczaić, że ze mną się nie pogrywa i że ja tak łatwo się nie poddaję. Przeszliśmy kilkadziesiąt metrów po czym na niebie ukazał się błysk. Jego rozpiętość była dość duża zaś hałas - niewyobrażalny
- A może teraz gdzieś się skryjemy?
- A co, boisz się? - Odwróciłem się do niego
Bez żadnej odpowiedzi pokręcił głową. Wzdychnąłem po czym spojrzałem się w niebo. Wtedy na mój pysk zleciała kropla wody a zaraz za nią dwie następne. "Może jednak poszukamy schronienia? Krople spadają to coraz szybciej..." Myślenie przerwał mi grzmot. Jaskier aż z przerażenia podskoczył podchodząc do mnie
- Alekei...
- Tak, tak wiem, ach... - Zwiesiłem głowę po czym zacząłem się rozglądać - Zamiast tak patrzeć na mnie może zaczniesz szukać schronienia?
Wilk skinął głową po czym zaczął szukać. Chwilę nam to trwało ale ta chwila także dawała po sobie znać a co za tym szło - rozpętała się prawdziwa ulewa. Zaczęliśmy szybsze poszukiwania. Nagle na horyzoncie ujrzeliśmy jakąś jaskinię. Uradowani szybkim krokiem udaliśmy się w jej stronę. W ten przed nami ukazał się piorun który runął wprost w ziemię a co a tym szło - rozpętał się pożar i to nie tylko w tym jednym miejscu ale i w innych. Szybko wraz z Jaskrem wkroczyliśmy w progi opuszczonej jaskini. Kiedy już się w niej znaleźliśmy otrzepaliśmy się z wody. Podszedłem do wyjścia i patrzyłem jak wokół panuje chaos. Wtedy podszedł do mnie Jaskier
<Jaskier?>
Od Eclispe CD Beryla
Wszyscy z naszej czwórki wymieniliśmy się spojrzeniami. "Obca wataha ma zostać na naszych terenach i to przez kilka tygodni? To niedorzeczne!" - Myślałam jednakże po tym skinęłam głową do Beryla
- Lepszy pokój niż wojna... - Wzdychnęłam po czym odwróciłam wzrok
- Przyznaję rację - Rzekł wilk - Poza ty, nie mamy żadnych powodów do walki
- No może oprócz tego, że wtargnęliście na nasze tereny bez żadnej zapowiedzi
- Och, tak więc, przepraszam was za to - Schylił się ku podłożu - Ale zbyt długo nie mogłem czekać. W końcu jak sami widzicie, moja wataha liczy sobie o wiele więcej członków niżeli wasze tak więc sposób wyżywienia także jest inny
- To już rozumiemy - Powiedział Beryl po czym wzdychnął głęboko - Liczę na to, że jakoś się odwdzięczycie za to, że was tak przyjęliśmy...
- Ależ oczywiście - Wilk uśmiechnął się szeroko - Na prędko coś wymyślę a gdy już to zrobię, dam wam znać - Skinął głową
- Czy jest jeszcze coś czego byś od nas chciał?
- Hymm, może pytanie gdzie można zdobyć jak najwięcej pożywienia?
- W tamtą stronę - Lerka wskazała łapą poza jaskinię - W pobliży znajduje się również jezioro
- Dziękuję jeszcze raz - Ukłonił się po czym wstał i podszedł do nas
- Jeżeli coś będzie was niepokoiło, proszę zwrócić się do mnie. Kiedy zauważycie kogoś z moich na waszych terenach bez żadnego uprawnienia zgłoście to, dobrze?
- Dobrze - Odpowiedział Beryl po czym skierował się do wyjścia
Zaraz po nim wyszłam ja a następnie Aksel i Lerka. Kiedy w końcu weszliśmy na nasze tereny odetchnęliśmy z ulgą
<Beryl?>
- Lepszy pokój niż wojna... - Wzdychnęłam po czym odwróciłam wzrok
- Przyznaję rację - Rzekł wilk - Poza ty, nie mamy żadnych powodów do walki
- No może oprócz tego, że wtargnęliście na nasze tereny bez żadnej zapowiedzi
- Och, tak więc, przepraszam was za to - Schylił się ku podłożu - Ale zbyt długo nie mogłem czekać. W końcu jak sami widzicie, moja wataha liczy sobie o wiele więcej członków niżeli wasze tak więc sposób wyżywienia także jest inny
- To już rozumiemy - Powiedział Beryl po czym wzdychnął głęboko - Liczę na to, że jakoś się odwdzięczycie za to, że was tak przyjęliśmy...
- Ależ oczywiście - Wilk uśmiechnął się szeroko - Na prędko coś wymyślę a gdy już to zrobię, dam wam znać - Skinął głową
- Czy jest jeszcze coś czego byś od nas chciał?
- Hymm, może pytanie gdzie można zdobyć jak najwięcej pożywienia?
- W tamtą stronę - Lerka wskazała łapą poza jaskinię - W pobliży znajduje się również jezioro
- Dziękuję jeszcze raz - Ukłonił się po czym wstał i podszedł do nas
- Jeżeli coś będzie was niepokoiło, proszę zwrócić się do mnie. Kiedy zauważycie kogoś z moich na waszych terenach bez żadnego uprawnienia zgłoście to, dobrze?
- Dobrze - Odpowiedział Beryl po czym skierował się do wyjścia
Zaraz po nim wyszłam ja a następnie Aksel i Lerka. Kiedy w końcu weszliśmy na nasze tereny odetchnęliśmy z ulgą
<Beryl?>
wtorek, 18 sierpnia 2015
Od Jaskra CD Kasai
- Lepiej ci, co? - syknął Mundus.
- Nikogo już nie zaatakuje... - Kasai odwróciła się do nas.
- A nie widzisz, że on oddycha? - ptak zapytał szybko.
- Co?! - wadera spojrzała na byka, leżącego na trawie.
Zwierze powoli podniosło łeb, patrząc na nas. Przeszedł mnie zimny dreszcz. Byk zaczął wstawać.
- Do zamordowania go, będziesz potrzebowała więcej dobrych chęci - zaśmiał się Mundus - przeceniłem cię.
Byk jednak, nie zamierzał atakować. Wstał powoli i zaczął kierować się w głąb lasu.
- Pewnie nie przeżyje - uspokoiłem Kasai - jest zbyt słaby.
Mundus usiadł pod ścianą jaskini. Kasai jeszcze przez chwilę stała w milczeniu, po czym powiedziała wściekła:
- ...
< Kasai? >
- Nikogo już nie zaatakuje... - Kasai odwróciła się do nas.
- A nie widzisz, że on oddycha? - ptak zapytał szybko.
- Co?! - wadera spojrzała na byka, leżącego na trawie.
Zwierze powoli podniosło łeb, patrząc na nas. Przeszedł mnie zimny dreszcz. Byk zaczął wstawać.
- Do zamordowania go, będziesz potrzebowała więcej dobrych chęci - zaśmiał się Mundus - przeceniłem cię.
Byk jednak, nie zamierzał atakować. Wstał powoli i zaczął kierować się w głąb lasu.
- Pewnie nie przeżyje - uspokoiłem Kasai - jest zbyt słaby.
Mundus usiadł pod ścianą jaskini. Kasai jeszcze przez chwilę stała w milczeniu, po czym powiedziała wściekła:
- ...
< Kasai? >
poniedziałek, 17 sierpnia 2015
Od Kasai CD Jaskra
Mundus wyleciał z jaskini. Miałam wrażenie, że ptak coś knuje... Nie, poprawka: On chyba zawsze coś knuje.
- Mam złe przeczucia. - westchnęłam siadając przy wyjściu z jaskini. Basior kiwnął tylko głową w zamyśleniu. Nie pozostało mi nic innego jak czekać.
Po niespełna dwóch kwadransach ptak usiadł na gałęzi najbliższego drzewa. Po chwili usłyszałam znajome sapanie. Najwyraźniej byk zdążył się już zmęczyć. Wyjrzałam ostrożnie z jaskini. Zwierzę stało zaledwie parę metrów ode mnie. Otoczyłam je kręgiem ognia i powoli zmniejszałam jego średnicę tak, by byk znalazł się w pułapce. Ryk palonego zwierzęcia skutecznie wypłoszył z okolice wszystkie ptaki. W powietrzu unosił się zapach pieczonego mięsa. Trawa na szczęście wciąż była mokra. Po chwili można było już poczuć swąd spalenizny, a byk upadł na ziemie. Płomienie powoli dogasały. Odwróciłam się gwałtownie słysząc głos Mundusa, który niespodziewanie znalazł się obok mnie.
< Jaskrze? >
- Mam złe przeczucia. - westchnęłam siadając przy wyjściu z jaskini. Basior kiwnął tylko głową w zamyśleniu. Nie pozostało mi nic innego jak czekać.
Po niespełna dwóch kwadransach ptak usiadł na gałęzi najbliższego drzewa. Po chwili usłyszałam znajome sapanie. Najwyraźniej byk zdążył się już zmęczyć. Wyjrzałam ostrożnie z jaskini. Zwierzę stało zaledwie parę metrów ode mnie. Otoczyłam je kręgiem ognia i powoli zmniejszałam jego średnicę tak, by byk znalazł się w pułapce. Ryk palonego zwierzęcia skutecznie wypłoszył z okolice wszystkie ptaki. W powietrzu unosił się zapach pieczonego mięsa. Trawa na szczęście wciąż była mokra. Po chwili można było już poczuć swąd spalenizny, a byk upadł na ziemie. Płomienie powoli dogasały. Odwróciłam się gwałtownie słysząc głos Mundusa, który niespodziewanie znalazł się obok mnie.
< Jaskrze? >
niedziela, 16 sierpnia 2015
Od Jaskra CD Alekei'a
- Niee... - uśmiechnąłem się niepewnie, robiąc krok w stronę wilka. Odetchnąłem z ulgą.
Szliśmy w milczeniu. Było nadzwyczaj spokojnie.
- Gdzie idziemy? - zapytałem cicho.
- Przed siebie - odpowiedział Alekei.
Słońce zaszło chmurami. Mimo to, nie wyglądało, jakby miało zaraz zacząć padać.
- Może poszukajmy jakiejś jaskini, na wypadek, gdyby zaczęło padać? - zapytałem, gdyż wiatr zaczął mocniej wiać.
- Deszcz raczej nam nie zaszkodzi - odpowiedział Alekei - przynajmniej nie ma już takiego upału, jak przed godziną.
Z dala rozległo się szczekanie psów. Na początku pomyślałem, że to psy we wsi. Nierzadko zdarzało się, że dziki czy sarny chodziły po wsi, a psy podwórkowe zaczynały bez opamiętania ujadać.
Po dokładniejszym wsłuchaniu się w szczekanie, zorientowałem się, że nie pochodzi ono ze wsi, a wyraźnie dobiega... z lasu.
Potem usłyszałem strzały. Przeszedł mnie zimny dreszcz.
Chmury zdążyły już całkowicie zasłonić nieboskłon, wiatr to ustawał, to zrywał się z wielką siłą.
Wszystko stało się szare. I nie była to świeża, biała mgła, pojawiająca się często po burzy. To ciemnoszara jednolita głębia. Natchniewa ona do różnych dziwnych myśli.
Nigdy chyba nie doświadczyłem takiej anomalii pogodowej.
- Alekei... - zacząłem, niemal proszącym i trochę zaniepokojonym tonem - schowajmy się gdzieś... będzie burza.
- Gdzie tam! - przeciągnął wilk niedbale.
- Ale...
- Z takich chmur nie ma burzy - pokręcił głową Alekei.
- Tak, wiem... Stratus, Cumulus i tak dalej... ale zaraz będzie burza.
< Alekei? >
Szliśmy w milczeniu. Było nadzwyczaj spokojnie.
- Gdzie idziemy? - zapytałem cicho.
- Przed siebie - odpowiedział Alekei.
Słońce zaszło chmurami. Mimo to, nie wyglądało, jakby miało zaraz zacząć padać.
- Może poszukajmy jakiejś jaskini, na wypadek, gdyby zaczęło padać? - zapytałem, gdyż wiatr zaczął mocniej wiać.
- Deszcz raczej nam nie zaszkodzi - odpowiedział Alekei - przynajmniej nie ma już takiego upału, jak przed godziną.
Z dala rozległo się szczekanie psów. Na początku pomyślałem, że to psy we wsi. Nierzadko zdarzało się, że dziki czy sarny chodziły po wsi, a psy podwórkowe zaczynały bez opamiętania ujadać.
Po dokładniejszym wsłuchaniu się w szczekanie, zorientowałem się, że nie pochodzi ono ze wsi, a wyraźnie dobiega... z lasu.
Potem usłyszałem strzały. Przeszedł mnie zimny dreszcz.
Chmury zdążyły już całkowicie zasłonić nieboskłon, wiatr to ustawał, to zrywał się z wielką siłą.
Wszystko stało się szare. I nie była to świeża, biała mgła, pojawiająca się często po burzy. To ciemnoszara jednolita głębia. Natchniewa ona do różnych dziwnych myśli.
Nigdy chyba nie doświadczyłem takiej anomalii pogodowej.
- Alekei... - zacząłem, niemal proszącym i trochę zaniepokojonym tonem - schowajmy się gdzieś... będzie burza.
- Gdzie tam! - przeciągnął wilk niedbale.
- Ale...
- Z takich chmur nie ma burzy - pokręcił głową Alekei.
- Tak, wiem... Stratus, Cumulus i tak dalej... ale zaraz będzie burza.
< Alekei? >
Od Beryla CD Eclipse
- To był męczący dzień - uśmiechnąłem się. Sam również byłem zmęczony i zniechęcony dzisiejszymi przeżyciami. Byłem ciekawy, jak potoczą się zdarzenia następnego dnia. Wiedziałem jednak, że sama ciekawość nie obroni watahy przed wrogiem. W tamtej chwili pomyślałem o moim ojcu. Co zrobiłby w takiej sytuacji? Na pewno poszedłby za radami Mundusa i starał się rozwiązać sprawę pokojowo. Ja jednak nie wiedziałem, czy starczy mi na to siły. Jednak bałem się wszczynać boju, póki nie jest to konieczne. Co będzie dalej? Zobaczymy.
Następnego dnia, wstaliśmy z samego rana. Udaliśmy się do jaskini Murki, a następnie do Lerki i Aksela.
Posłowie - Lerka i Murka, udali się na tereny, na których przebywała chwilowo Wataha Szarych Jabłoni.
Przez cały czas, Eclipse, Aksel i ja obserwowaliśmy akcję z wysokości wzgórza, kryjąc się na granicy lasu. Wataha Szarych Jabłoni umiejscowiła się na Polanie Życia. Widzieliśmy więc dokładnie, co się na niej dzieje.
Przez cały ten czas, WSC wydawała mi się bardzo pusta. Nie słyszałem śpiewu ptaków, bzyczenia owadów, ani nie spotkałem żadnego członka naszej watahy.
Od wczoraj nie spotkałem także Mundusa.
~~~ ~~~~ ~~~~ ~~~~~ ~~~~~ ~~~~ ~~~~~ ~~~
Lerka i Murka wchodzą na polanę. Obstępują ich straże przyboczne samca alfa WSJ. Reszty wojska nie widać. Pewnie jest ukryte gdzie indziej.
Nie usłyszeliśmy, o czym rozmawiają posłowie ze strażnikami, jednak po chwili zostali dopuszczeni do rozmowy z samcem alfa WSJ.
Samiec alfa był dużym, szarym wilkiem. Nie wydawał się być przyjaźnie nastawiony. Po krótkiej rozmowie, Murka wraz z Lerką opuściły Polanę Życia.
- Dlaczego tak krótko? - zdenerwowałem się - żadnych układów? Nic... wracają.
- Nie przejmuj się - odpowiedziała Eclipse - może już wszystko uzgodnili.
- Wszystko? W pięć minut? Niecałe, z resztą.
W tym czasie, Lerka i Murka znalazły się przy nas.
- Nie będą z nami rozmawiać - powiedziała Lerka.
- Co?! - Aksel zerwał się z miejsca.
- Chcą, żebyście wy przyszli do nich.
- My mamy do nich iść...? - wilk usiał znowu.
- Z nami nie będą rozmawiać.
Wyszliśmy na polanę: Eclipse, Lerka, Aksel i ja.
Strażnicy przepuścili nas bez słowa. Jeden z nich zaprowadził nas do małej jaskini. Tam właśnie spotkaliśmy po raz pierwszy Kanjiela - samca alfę Watahy Szarych Jabłoni. Widząc nas, wilczur wstał.
- Pary alfa Watahy Wielkich Nadziei i Watahy Srebrnego Chabra, jak mniemam? - zapytał z mocnym, wschodnim akcentem, który chyba już gdzieś słyszałem... żebym tylko pamiętał, gdzie.
- Tak - odpowiedziałem chłodno - watah, na tereny których wtargnęliście bez żadnych skrupułów.
- Spokojnie! - uśmiechnął się wilk - nie mamy złych zamiarów. Jesteście sojusznikami, prawda?
- Tak - powtórzyłem.
- Uwierzcie mi, przyjaciele, że zależy mi na pokoju jeszcze bardziej, niż wam.
- Nie wiem, czy możemy wam zaufać - Aksel zjeżył sierść na grzbiecie - macie silną armię, prawda?
- Nie mówmy o armii - Kanjiel spoważniał - póki nie będzie takiej konieczności. Od czego więc zaczniemy...? Najpierw powinienem był wytłumaczyć, co sprowadza nas na wasze tereny. Więc... musieliśmy opuścić nasze tereny, gdyż panuje tam teraz susza. Będziemy mogli wrócić na nie najwcześniej za kilka tygodni. Do tego czasu, planujemy zostać u was - wyrzekł tonem, nie znoszącym sprzeciwu.
< Eclipse? >
Następnego dnia, wstaliśmy z samego rana. Udaliśmy się do jaskini Murki, a następnie do Lerki i Aksela.
Posłowie - Lerka i Murka, udali się na tereny, na których przebywała chwilowo Wataha Szarych Jabłoni.
Przez cały czas, Eclipse, Aksel i ja obserwowaliśmy akcję z wysokości wzgórza, kryjąc się na granicy lasu. Wataha Szarych Jabłoni umiejscowiła się na Polanie Życia. Widzieliśmy więc dokładnie, co się na niej dzieje.
Przez cały ten czas, WSC wydawała mi się bardzo pusta. Nie słyszałem śpiewu ptaków, bzyczenia owadów, ani nie spotkałem żadnego członka naszej watahy.
Od wczoraj nie spotkałem także Mundusa.
~~~ ~~~~ ~~~~ ~~~~~ ~~~~~ ~~~~ ~~~~~ ~~~
Lerka i Murka wchodzą na polanę. Obstępują ich straże przyboczne samca alfa WSJ. Reszty wojska nie widać. Pewnie jest ukryte gdzie indziej.
Nie usłyszeliśmy, o czym rozmawiają posłowie ze strażnikami, jednak po chwili zostali dopuszczeni do rozmowy z samcem alfa WSJ.
Samiec alfa był dużym, szarym wilkiem. Nie wydawał się być przyjaźnie nastawiony. Po krótkiej rozmowie, Murka wraz z Lerką opuściły Polanę Życia.
- Dlaczego tak krótko? - zdenerwowałem się - żadnych układów? Nic... wracają.
- Nie przejmuj się - odpowiedziała Eclipse - może już wszystko uzgodnili.
- Wszystko? W pięć minut? Niecałe, z resztą.
W tym czasie, Lerka i Murka znalazły się przy nas.
- Nie będą z nami rozmawiać - powiedziała Lerka.
- Co?! - Aksel zerwał się z miejsca.
- Chcą, żebyście wy przyszli do nich.
- My mamy do nich iść...? - wilk usiał znowu.
- Z nami nie będą rozmawiać.
Wyszliśmy na polanę: Eclipse, Lerka, Aksel i ja.
Strażnicy przepuścili nas bez słowa. Jeden z nich zaprowadził nas do małej jaskini. Tam właśnie spotkaliśmy po raz pierwszy Kanjiela - samca alfę Watahy Szarych Jabłoni. Widząc nas, wilczur wstał.
- Pary alfa Watahy Wielkich Nadziei i Watahy Srebrnego Chabra, jak mniemam? - zapytał z mocnym, wschodnim akcentem, który chyba już gdzieś słyszałem... żebym tylko pamiętał, gdzie.
- Tak - odpowiedziałem chłodno - watah, na tereny których wtargnęliście bez żadnych skrupułów.
- Spokojnie! - uśmiechnął się wilk - nie mamy złych zamiarów. Jesteście sojusznikami, prawda?
- Tak - powtórzyłem.
- Uwierzcie mi, przyjaciele, że zależy mi na pokoju jeszcze bardziej, niż wam.
- Nie wiem, czy możemy wam zaufać - Aksel zjeżył sierść na grzbiecie - macie silną armię, prawda?
- Nie mówmy o armii - Kanjiel spoważniał - póki nie będzie takiej konieczności. Od czego więc zaczniemy...? Najpierw powinienem był wytłumaczyć, co sprowadza nas na wasze tereny. Więc... musieliśmy opuścić nasze tereny, gdyż panuje tam teraz susza. Będziemy mogli wrócić na nie najwcześniej za kilka tygodni. Do tego czasu, planujemy zostać u was - wyrzekł tonem, nie znoszącym sprzeciwu.
< Eclipse? >
sobota, 15 sierpnia 2015
Od Jaskra CD Kasai
- Kasai... - Mundus uśmiechnął się, wpatrując się w waderę.
- Co? - Kasai zapytała nieufnie.
- Najpierw powiedz mi, jak zamierzasz pozbyć się tego byka?
- Z pomocą płomieni. Tak, jak to zrobiłam dziś.
Ptak wydawał się być mniej wrogi niż jeszcze przed godziną. Kiwnął głową, spuścił wzrok.
- Może to głupie... - zamyślił się - ale jestem pewien, że on tu wróci. Jeżeli go nie zabijesz.
- Słucham? - wadera żachnęła się - według ciebie, co mam zrobić?
- Na razie zostać w jaskini.
- Rozumiem, że nie przeszkadza ci, że byk biega samotnie po lesie i zagraża całej watasze, jednak ja nie zamierzam tego zignorować. O mało co nas nie zabił - Kasai westchnęła, po czym wstała, chwiejnie kierując się do wyjścia. Ptak stanął przed nią.
- Jeśli chcesz, przyprowadzę ci go tutaj. Pozwól jedynie sobie odpocząć, a mi daj tylko pół godziny. Z przyjemnością popatrzę, jak używasz ognia.
Przez chwilę staliśmy w ciszy. Nie wiedziałem, czy coś powiedzieć, czy milczeć.
- Po co ci jej ogień? - zapytałem w końcu.
- O to niech już cię głowa nie boli - Mundus machnął skrzydłami. Kasai zastanawiała się chwilę.
- Jak zamierzasz go tu przyprowadzić?
- O to również bądź spokojna. Nie tylko mi jest to potrzebne.
Ptak znów mówił zagadkami. Miał to w zwyczaju. Wiedziałem, że gdy zaczynał to robić, prawdopodobnie kryła się za tym jakaś nieczysta sprawa. Byłem jednak ciekaw, jaka.
< Kasai? >
- Co? - Kasai zapytała nieufnie.
- Najpierw powiedz mi, jak zamierzasz pozbyć się tego byka?
- Z pomocą płomieni. Tak, jak to zrobiłam dziś.
Ptak wydawał się być mniej wrogi niż jeszcze przed godziną. Kiwnął głową, spuścił wzrok.
- Może to głupie... - zamyślił się - ale jestem pewien, że on tu wróci. Jeżeli go nie zabijesz.
- Słucham? - wadera żachnęła się - według ciebie, co mam zrobić?
- Na razie zostać w jaskini.
- Rozumiem, że nie przeszkadza ci, że byk biega samotnie po lesie i zagraża całej watasze, jednak ja nie zamierzam tego zignorować. O mało co nas nie zabił - Kasai westchnęła, po czym wstała, chwiejnie kierując się do wyjścia. Ptak stanął przed nią.
- Jeśli chcesz, przyprowadzę ci go tutaj. Pozwól jedynie sobie odpocząć, a mi daj tylko pół godziny. Z przyjemnością popatrzę, jak używasz ognia.
Przez chwilę staliśmy w ciszy. Nie wiedziałem, czy coś powiedzieć, czy milczeć.
- Po co ci jej ogień? - zapytałem w końcu.
- O to niech już cię głowa nie boli - Mundus machnął skrzydłami. Kasai zastanawiała się chwilę.
- Jak zamierzasz go tu przyprowadzić?
- O to również bądź spokojna. Nie tylko mi jest to potrzebne.
Ptak znów mówił zagadkami. Miał to w zwyczaju. Wiedziałem, że gdy zaczynał to robić, prawdopodobnie kryła się za tym jakaś nieczysta sprawa. Byłem jednak ciekaw, jaka.
< Kasai? >
Od Kasai CD Beryla
- Na pewno nie gorzej. - mruknęłam. - Dzięki.
Jaskier uśmiechnął się delikatnie. Rzeczywiście czułam się lepiej. Ból nie zniknął, ale znacznie zelżał.
- Wybierasz się gdzieś? - zapytał Mundus widząc, że próbuję wstać.
- Mam zamiar raz na zawsze pozbyć się tego byka z terenów watahy...
- Nie ma mowy. - przerwał mi basior tonem nieznoszącym sprzeciwu.
- Jestem tylko poobijana... Rozchodzę to. - Zdałam sobie sprawę, że nie zmieni zdania i przewracając oczami położyłam się z powrotem. Niebieski ptak przyglądał mi się już od jakiegoś czasu. Miałam wrażenie, że chce o coś zapytać. Niestety się nie myliłam.
< Jaskrze? >
Jaskier uśmiechnął się delikatnie. Rzeczywiście czułam się lepiej. Ból nie zniknął, ale znacznie zelżał.
- Wybierasz się gdzieś? - zapytał Mundus widząc, że próbuję wstać.
- Mam zamiar raz na zawsze pozbyć się tego byka z terenów watahy...
- Nie ma mowy. - przerwał mi basior tonem nieznoszącym sprzeciwu.
- Jestem tylko poobijana... Rozchodzę to. - Zdałam sobie sprawę, że nie zmieni zdania i przewracając oczami położyłam się z powrotem. Niebieski ptak przyglądał mi się już od jakiegoś czasu. Miałam wrażenie, że chce o coś zapytać. Niestety się nie myliłam.
< Jaskrze? >
Od Eclispe CD Beryla
Z jaskini wyleciał Mundus. Patrząc na jego osobę znikającą w gąszczu lasu myślałam co mogło się takiego stać, że aż w takim pośpiechu stąd wyleciał. Niedługo po tym z jaskini wyszedł Beryl. Podszedł do mnie. Usiadł koło mnie nic nie mówiąc. Zerknęłam na niego kątem oka
- Co się stało?
- Mundus wie coś czego nie chce nam powiedzieć
- Gdyby to była jeszcze nowość... - Wzdychnęłam - Cos jeszcze? Jakie plany ma ta wataha?
- Z tego co mówił Mundus to to, że nasza wataha leży w łaskach tamtej... Tamtejszych członków jest chyba dwa razy więcej niżeli w naszych, połączonych
- A wiec nasza sytuacja jest zła?
- Dokładnie... - Wstał robiąc dwa kroki w przód - No cóż, przełożymy to na jutro. A właśnie, jutro wysyłamy do tamtej watahy naszych posłów
- Na układy..? - Wstałam i podeszłam do Beryla
- Tak. Wracamy do jaskini?
Skinęłam głową po czym ruszyliśmy powolnym krokiem w kierunku naszej watahy. Chwilę trwało kiedy w końcu dotarliśmy do naszej jaskini a tam napotkaliśmy naszych synów. Co prawd obydwoje spali ale byli. My natomiast przeszliśmy na nasze miejsca po czym położyliśmy się koło siebie
- Nie wiem dlaczego ale jestem bardzo zmęczona...
<Beryl?>
- Co się stało?
- Mundus wie coś czego nie chce nam powiedzieć
- Gdyby to była jeszcze nowość... - Wzdychnęłam - Cos jeszcze? Jakie plany ma ta wataha?
- Z tego co mówił Mundus to to, że nasza wataha leży w łaskach tamtej... Tamtejszych członków jest chyba dwa razy więcej niżeli w naszych, połączonych
- A wiec nasza sytuacja jest zła?
- Dokładnie... - Wstał robiąc dwa kroki w przód - No cóż, przełożymy to na jutro. A właśnie, jutro wysyłamy do tamtej watahy naszych posłów
- Na układy..? - Wstałam i podeszłam do Beryla
- Tak. Wracamy do jaskini?
Skinęłam głową po czym ruszyliśmy powolnym krokiem w kierunku naszej watahy. Chwilę trwało kiedy w końcu dotarliśmy do naszej jaskini a tam napotkaliśmy naszych synów. Co prawd obydwoje spali ale byli. My natomiast przeszliśmy na nasze miejsca po czym położyliśmy się koło siebie
- Nie wiem dlaczego ale jestem bardzo zmęczona...
<Beryl?>
Od Alekei'a CD Jaskra
- Czy ty... - Jaskier wstrzymał się od wypowiedzenia pełni zdania
Patrzał się na mnie jakby prosił o litość. Wbiłem w niego swój wzrok. Chwilę myślałem po czym odwróciłem wzrok w kierunku ciemnej, opuszczonej jaskini przed nami.
- Masz na myśli to, że nie jestem zbyt do nikogo podobny? - Ponownie spojrzałem się na niego
W tym momencie Jaskier jakby na widok mojego wzroku przeraził się. Powoli położył uszy po sobie po czym przełknął ślinę. Wzdychnąłem głęboko siadaj,ąc na ziemi
- Czasem... czasem sam się o to pytam... - Powtórnie wbiłem swój wzrok w jaskinię - Bo widzisz, nie jestem do nikogo podobny. Ani to z charakteru, ani to z wyglądu, ani to z żywiołów... Jestem tak jakby, pomyleńcem. Ale zrozumiałem co jest nie tak kiedy pierwszy raz się przemieniłem. Wtedy też rodzice powiedzieli mi dlaczego taki jestem...
- I-i? - Zapytał podchodząc powoli w moją stronę
Spojrzałem na niego spode łba
- To nie ma znaczenia - Po tych słowach wstałem i wyprostowany spojrzałem się na Jaskra - Ale jeżeli chcesz się czegoś o moim życiu dowiedzieć to pytaj mnie a nie kogoś innego, okej?
- J-jasne - Skinął głową
Chwilę miałem pokerową twarz lecz tuż po kilku sekundach uśmiechnąłem się
- No weź, chyba się mnie nie boisz? - Po tych słowach ruszyłem dalej
<Jaskier?>
Patrzał się na mnie jakby prosił o litość. Wbiłem w niego swój wzrok. Chwilę myślałem po czym odwróciłem wzrok w kierunku ciemnej, opuszczonej jaskini przed nami.
- Masz na myśli to, że nie jestem zbyt do nikogo podobny? - Ponownie spojrzałem się na niego
W tym momencie Jaskier jakby na widok mojego wzroku przeraził się. Powoli położył uszy po sobie po czym przełknął ślinę. Wzdychnąłem głęboko siadaj,ąc na ziemi
- Czasem... czasem sam się o to pytam... - Powtórnie wbiłem swój wzrok w jaskinię - Bo widzisz, nie jestem do nikogo podobny. Ani to z charakteru, ani to z wyglądu, ani to z żywiołów... Jestem tak jakby, pomyleńcem. Ale zrozumiałem co jest nie tak kiedy pierwszy raz się przemieniłem. Wtedy też rodzice powiedzieli mi dlaczego taki jestem...
- I-i? - Zapytał podchodząc powoli w moją stronę
Spojrzałem na niego spode łba
- To nie ma znaczenia - Po tych słowach wstałem i wyprostowany spojrzałem się na Jaskra - Ale jeżeli chcesz się czegoś o moim życiu dowiedzieć to pytaj mnie a nie kogoś innego, okej?
- J-jasne - Skinął głową
Chwilę miałem pokerową twarz lecz tuż po kilku sekundach uśmiechnąłem się
- No weź, chyba się mnie nie boisz? - Po tych słowach ruszyłem dalej
<Jaskier?>
Od Izayi CD Lenka
Cała ta sytuacja przeszła dość szybko, szybciej niż mogłabym pomyśleć. Człowiek pogłaskał mnie po głowie po czym odstawił na ziemię. Uśmiechnął się po czym otworzył drzwi a następnie gdzieś poszedł. Podeszłam do Lenka
- I jak, już dobrze? - Zapytał przyglądając się mi
- Jasne... - Uśmiechnęłam się niepewnie
- To co, idziemy? - Lenek wskazał na drzwi
- Tak - Skinęłam głową
Ruszyliśmy z miejsca. Kiedy jednak dotarliśmy do drzwi drogę zagrodziła nam kotka
- Co ty... - Zdziwił się Lenek
- Wiecie jak będzie mi smutno kiedy mnie zostawicie? W końcu, nieczęsto w odwiedziny przychodzą... wilki - Uśmiechnęła się przebiegle
- Przepraszamy ale musimy już iść - Lenek ominął ją jednym zgrabnym ruchem - Chodź, Izayo - Spojrzał się przez ramię
- T-tak.. - Przełknęłam ślinę po czym wyminęłam kotkę
Ta nie wzruszona patrzyła się na nas. Po chwili jednak powiedziała
- Tylko nie zapomnijcie pozdrowić Mundusa - Zaśmiała się po czym zniknęła w cieniu pomieszczenia
Po grzbiecie przeszły mnie lekkie ciarki
- Czy coś ci jest?
- N-nie - Pokręciłam lekko głową uśmiechając się - Po prostu myślę, że ta kotka jest lekko, hm... przerażająca?
- Tak, masz rację - Zaśmiał się - No cóż, chodźmy. Pewnie zgłodniałaś?
- No, można by tak rzec - Skinęłam głową
- A więc chodźmy na małe polowanie
<Lenek?>
- I jak, już dobrze? - Zapytał przyglądając się mi
- Jasne... - Uśmiechnęłam się niepewnie
- To co, idziemy? - Lenek wskazał na drzwi
- Tak - Skinęłam głową
Ruszyliśmy z miejsca. Kiedy jednak dotarliśmy do drzwi drogę zagrodziła nam kotka
- Co ty... - Zdziwił się Lenek
- Wiecie jak będzie mi smutno kiedy mnie zostawicie? W końcu, nieczęsto w odwiedziny przychodzą... wilki - Uśmiechnęła się przebiegle
- Przepraszamy ale musimy już iść - Lenek ominął ją jednym zgrabnym ruchem - Chodź, Izayo - Spojrzał się przez ramię
- T-tak.. - Przełknęłam ślinę po czym wyminęłam kotkę
Ta nie wzruszona patrzyła się na nas. Po chwili jednak powiedziała
- Tylko nie zapomnijcie pozdrowić Mundusa - Zaśmiała się po czym zniknęła w cieniu pomieszczenia
Po grzbiecie przeszły mnie lekkie ciarki
- Czy coś ci jest?
- N-nie - Pokręciłam lekko głową uśmiechając się - Po prostu myślę, że ta kotka jest lekko, hm... przerażająca?
- Tak, masz rację - Zaśmiał się - No cóż, chodźmy. Pewnie zgłodniałaś?
- No, można by tak rzec - Skinęłam głową
- A więc chodźmy na małe polowanie
<Lenek?>
czwartek, 6 sierpnia 2015
Od Jaskra CD Kasai
- Kasai! - krzyknąłem, nie zwracając uwagi na uciekające zwierzę. Rzuciłem się w stronę wadery. Doskoczyłem do niej z krzykiem. Zacząłem oglądać sierść wilczycy, w nadziei, że nie zobaczę na niej śladów krwi.
- Kasai... - szepnąłem, siadając naprzeciwko wadery. Następnie odwróciłem się do Mundusa, stojącego za mną, i powiedziałem:
- Mundek... leć po medyka.
Ten pokręcił głową i odrzekł:
- To niemożliwe. Izaya jest ranna... teraz znajduje się u weterynarza we wsi.
Bez namysłu zacząłem ciągnąć Kasai w stronę Jaskini. Gdy znaleźliśmy się w bezpiecznym miejscu, bezradnie rozejrzałem się wokoło. Co mam teraz zrobić? Nie wiem nawet, co jej jest.
Ptak stał jeszcze przez chwilę obok mnie, nie wykazując większych emocji, po czym odwrócił się gwałtownie, wzbił w powietrze i zniknął w lesie. Rzucił tylko:
- Poczekaj.
Więc czekałem. Patrzyłem na Kasai, sprawdzając co chwila, czy oddycha. W końcu, usłyszałem szum. Mundus wylądował przed jaskinią. Wszedł szybko do środka, podając mi jakieś zioła.
- Po co mi ten kwiatek? - zapytałem, nie do końca wiedząc, co mam zrobić z żółtą roślinką.
- Arnika górska. Wzmacnia system nerwowy... mózg, móżdżek... mówi ci to coś? - zapytał.
- Nie...
- Nie ważne. Na ból, opuchnięcia, złamania... - przez chwilę milczał, po czym kontynuował - na razie martw się raczej, jak ją obudzić. Inaczej jej tego nie podamy.
Po kilkunastu minutach zaciekłego wybudzania Kasai, wadera w końcu odzyskała przytomność. Stanowczo mi ulżyło.
Podałem wilczycy zioło przyniesione przez Mundusa. Ten, usiadł obok mnie, wbijając swój tajemniczy wzrok w waderę.
- Lepiej? - zapytałem cicho.
< Kasai? >
- Kasai... - szepnąłem, siadając naprzeciwko wadery. Następnie odwróciłem się do Mundusa, stojącego za mną, i powiedziałem:
- Mundek... leć po medyka.
Ten pokręcił głową i odrzekł:
- To niemożliwe. Izaya jest ranna... teraz znajduje się u weterynarza we wsi.
Bez namysłu zacząłem ciągnąć Kasai w stronę Jaskini. Gdy znaleźliśmy się w bezpiecznym miejscu, bezradnie rozejrzałem się wokoło. Co mam teraz zrobić? Nie wiem nawet, co jej jest.
Ptak stał jeszcze przez chwilę obok mnie, nie wykazując większych emocji, po czym odwrócił się gwałtownie, wzbił w powietrze i zniknął w lesie. Rzucił tylko:
- Poczekaj.
Więc czekałem. Patrzyłem na Kasai, sprawdzając co chwila, czy oddycha. W końcu, usłyszałem szum. Mundus wylądował przed jaskinią. Wszedł szybko do środka, podając mi jakieś zioła.
- Po co mi ten kwiatek? - zapytałem, nie do końca wiedząc, co mam zrobić z żółtą roślinką.
- Arnika górska. Wzmacnia system nerwowy... mózg, móżdżek... mówi ci to coś? - zapytał.
- Nie...
- Nie ważne. Na ból, opuchnięcia, złamania... - przez chwilę milczał, po czym kontynuował - na razie martw się raczej, jak ją obudzić. Inaczej jej tego nie podamy.
Po kilkunastu minutach zaciekłego wybudzania Kasai, wadera w końcu odzyskała przytomność. Stanowczo mi ulżyło.
Podałem wilczycy zioło przyniesione przez Mundusa. Ten, usiadł obok mnie, wbijając swój tajemniczy wzrok w waderę.
- Lepiej? - zapytałem cicho.
< Kasai? >
Od Kasai CD Jaskra
W ostatniej chwili skoczyłam w bok. Byk zahamował ślizgając się na
mokrej trawie i sapiąc odwrócił się w moją stronę. Uśmiechnęłam się
kpiąco. W jednej chwili zniknęło moje początkowe oszołomienie, pozostała
determinacja. Zwierzę znów przystąpiło do ataku. Tym razem bez
większego wysiłku zrobiłam unik, uważając by się nie przewrócić. Mundus i
Jaskier wyszli z jaskini. Spojrzałam na nich zastanawiając się co
zamierzają. To jak wielki błąd właśnie popełniłam dotarło do mnie
dopiero, gdy poczułam silne uderzenie. Czarny byk w końcu mnie dosięgnął
i jedynie cudem uniknęłam bliższego spotkania z jego rogami. W ułamku
sekundy straciłam grunt pod nogami i zostałam pchnięta w najbliższe
drzewo. Przez chwilę nie mogłam złapać oddechu, nie docierały do mnie
żadne dźwięki, wzrok mi się zamglił. Widziałam jedynie dwie ciemne
sylwetki i jedną niebieską na tle lasu, który wydawał zlewać się w jedno
tworząc brązowo-zieloną plamę. Starałam się zwalczyć ogarniającą mnie
senność. Z trudem wstałam i syknęłam z bólu. Gdybym miała wtedy wymienić
jedną część ciała, która mnie nie bolała, byłby to ogon. Wiedziałam, że
mam ostatnią szansę na choćby chwilowe pozbycie się tego upierdliwego
zwierzęcia i nie miałam bynajmniej na myśli Mundusa. Błysnęły płomienie.
Nie byłam wstanie dobrze ocenić odległości, ani wysokości, a deszcz
znacznie utrudniał utrzymanie ognia. Na szczęście basior i "bocian" byli
w bezpiecznej odległości od byka, który oddalił się pospiesznie widząc
płomienie. Znikły, gdy tylko przestałam się na nich skupiać. Upewniłam
się jeszcze, że nie wywołałam pożaru i straciłam przytomność.
< Jaskrze? >
< Jaskrze? >
Od Beryla CD Eclipse
- Powiesz, czy chcesz dalej się z nami droczyć? - warknął Aksel.
- Już mówię - zachichotał ptak.
Znów zapadła cisza.
- Tak więc - Mundus wyprostował się - po pierwsze, Wataha Szarych Jabłoni, gdyż tak się ta wataha nazywa, posiada wojsko w takiej liczbie, do jakiej wy, jako wilki, pewnie nie potraficie nawet liczyć. Po drugie, i to jest właśnie ta dobra wiadomość... ja potrafię.
- Żartujesz? - Aksel wyprostował się - to to, co chciałeś nam powiedzieć? Wychodzę! - wrzasnął - jak coś z niego jeszcze wydobędziecie, to mnie zawołajcie.
Ptak z uśmiechem odprowadził wzrokiem Aksela. Gdy ten zniknął na zewnątrz, Mundus powiedział:
- Nareszcie. Dzisiaj był wyjątkowo spokojny.
- Chcesz nam coś jeszcze powiedzieć? - zapytałem z nadzieją.
- Tak.
- Więc proszę - usiadłem.
Mundus westchnął.
- Dalsze losy WSC i WWN są teraz... jakby to powiedzieć... silnie związane z dobrą wolą Watahy Szarych Jabłoni. W związku z tym, jutro z samego rana wyślecie posłów, którzy zaproponują WSJ chwilowy sojusz. Będą chcieli zostać na naszych terenach przez... kilka tygodni.
To powiedziawszy, odwrócił się, wbijając wzrok w ciemność panującą na zewnątrz.
- Skąd to wiesz? - zapytałem, targany coraz większymi wątpliwościami.
Ptak wydał mi się teraz mniej pewny siebie. Popatrzył na mnie jakby nieswoim wzrokiem.
- Chcę... tylko, abyście wy wiedzieli - powiedział, po czym rozłożył skrzydła i zniknął w lesie.
- To wszystko wydaje mi się coraz bardziej dziwne - pokręciłem głową.
- Może on jest... - Lerka przelękniona cofnęła się o krok.
- Lerko! - popatrzyłem jej w oczy - nie wyciągajmy pochopnych wniosków...
Sam jednak nie byłem pewny, co sądzić o tej sprawie.
< Eclipse? >
- Już mówię - zachichotał ptak.
Znów zapadła cisza.
- Tak więc - Mundus wyprostował się - po pierwsze, Wataha Szarych Jabłoni, gdyż tak się ta wataha nazywa, posiada wojsko w takiej liczbie, do jakiej wy, jako wilki, pewnie nie potraficie nawet liczyć. Po drugie, i to jest właśnie ta dobra wiadomość... ja potrafię.
- Żartujesz? - Aksel wyprostował się - to to, co chciałeś nam powiedzieć? Wychodzę! - wrzasnął - jak coś z niego jeszcze wydobędziecie, to mnie zawołajcie.
Ptak z uśmiechem odprowadził wzrokiem Aksela. Gdy ten zniknął na zewnątrz, Mundus powiedział:
- Nareszcie. Dzisiaj był wyjątkowo spokojny.
- Chcesz nam coś jeszcze powiedzieć? - zapytałem z nadzieją.
- Tak.
- Więc proszę - usiadłem.
Mundus westchnął.
- Dalsze losy WSC i WWN są teraz... jakby to powiedzieć... silnie związane z dobrą wolą Watahy Szarych Jabłoni. W związku z tym, jutro z samego rana wyślecie posłów, którzy zaproponują WSJ chwilowy sojusz. Będą chcieli zostać na naszych terenach przez... kilka tygodni.
To powiedziawszy, odwrócił się, wbijając wzrok w ciemność panującą na zewnątrz.
- Skąd to wiesz? - zapytałem, targany coraz większymi wątpliwościami.
Ptak wydał mi się teraz mniej pewny siebie. Popatrzył na mnie jakby nieswoim wzrokiem.
- Chcę... tylko, abyście wy wiedzieli - powiedział, po czym rozłożył skrzydła i zniknął w lesie.
- To wszystko wydaje mi się coraz bardziej dziwne - pokręciłem głową.
- Może on jest... - Lerka przelękniona cofnęła się o krok.
- Lerko! - popatrzyłem jej w oczy - nie wyciągajmy pochopnych wniosków...
Sam jednak nie byłem pewny, co sądzić o tej sprawie.
< Eclipse? >
Od Jaskra CD Alekei'a
Uśmiechnąłem się, spoglądając na Alekei'a. Czego mogą o nim nie wiedzieć jego rodzice? Że jest ich synem? Gdzie się wychował, co myśli o tej, czy innej rzeczy? Że czasami przemienia się... to też wiedzą. I może coś jeszcze.
Myśląc tak, doszedłem do wniosku, że to niezwykle dziwne, iż Alekei jest synem alf. Przede wszystkim, nigdy nie widziałem, by któreś z jego rodziców przemieniało się... w tą dziwną istotę. Charakter też nie ten. Po kim jest taki oziębły? Po Eclipse? A po kim ma tą bojowość i zaciętość? Może po Berylu? Strach się bać...
Przełknąłem ślinę. Cisnęło mi się na usta pytanie, które nurtowało mnie od dawna. Co dziwne, bałem się je zadać. Alekei był chyba moim przyjacielem... mimo to, często czułem się w jego towarzystwie nieswojo.
- Alekei... - zapytałem, zwalniając kroku.
- Co?
- Nie obrazisz się, jeżeli cię o coś zapytam?
- Nie wiem... o co chodzi?
- Ja... na przykład ja, nie jestem pewny, czy... jestem do końca prawowitym... - zawahałem się, przeciągając słowa - alfą. Czy ty... - pozostawiłem to pytanie bez dokończenia, mając nadzieję, że Alekei domyśli się, o co chciałem zapytać.
Wilk spojrzał na mnie. Wstrzymałem oddech.
< Alekei? >
Myśląc tak, doszedłem do wniosku, że to niezwykle dziwne, iż Alekei jest synem alf. Przede wszystkim, nigdy nie widziałem, by któreś z jego rodziców przemieniało się... w tą dziwną istotę. Charakter też nie ten. Po kim jest taki oziębły? Po Eclipse? A po kim ma tą bojowość i zaciętość? Może po Berylu? Strach się bać...
Przełknąłem ślinę. Cisnęło mi się na usta pytanie, które nurtowało mnie od dawna. Co dziwne, bałem się je zadać. Alekei był chyba moim przyjacielem... mimo to, często czułem się w jego towarzystwie nieswojo.
- Alekei... - zapytałem, zwalniając kroku.
- Co?
- Nie obrazisz się, jeżeli cię o coś zapytam?
- Nie wiem... o co chodzi?
- Ja... na przykład ja, nie jestem pewny, czy... jestem do końca prawowitym... - zawahałem się, przeciągając słowa - alfą. Czy ty... - pozostawiłem to pytanie bez dokończenia, mając nadzieję, że Alekei domyśli się, o co chciałem zapytać.
Wilk spojrzał na mnie. Wstrzymałem oddech.
< Alekei? >
środa, 5 sierpnia 2015
Od Lenka CD Izayi
- Izayo - powiedziałem ukrywając drżenie głosu, nadal trwając przy waderze - mówiłem ci już, że ten weterynarz pomógł kiedyś mojemu przyjacielowi? Może uratował go od śmierci. Tobie też pomoże. A ja cały czas tu będę.
Wilczyca kiwnęła łbem, przełykając ślinę. Uważnie śledziła wzrokiem staruszka.
Ten, podszedł do niej, wyciągając rękę.
- Cieszę się, że przyszliście - uśmiechnął się - ostatnio coraz częściej odwiedzają mnie dziwni goście - zaczął chichotać, otwierając torbę, i wyjmując z niej dziwny, metalowy, ostry przyrząd.
- Chodź - kiwnął głową, popychając Izayę w stronę okna. Tam, położył ją na jakimś kocu, po czym przetarł jej sierść szmatką zanurzoną wcześniej w dziwnie pachnącym wywarze. Gdy wziął do ręki metalowy przyrząd podobny nieco do scyzoryka, zbliżyłem się szybko, stając obok niego. Chciałem, aby nie zapomniał, że jestem obok.
Mężczyzna popatrzył na mnie dziwnie. Nie wątpiłem, że moje gwałtowne ruchy nie pozostaną bez odpowiedzi. Niestety.
< Izaya? >
Wilczyca kiwnęła łbem, przełykając ślinę. Uważnie śledziła wzrokiem staruszka.
Ten, podszedł do niej, wyciągając rękę.
- Cieszę się, że przyszliście - uśmiechnął się - ostatnio coraz częściej odwiedzają mnie dziwni goście - zaczął chichotać, otwierając torbę, i wyjmując z niej dziwny, metalowy, ostry przyrząd.
- Chodź - kiwnął głową, popychając Izayę w stronę okna. Tam, położył ją na jakimś kocu, po czym przetarł jej sierść szmatką zanurzoną wcześniej w dziwnie pachnącym wywarze. Gdy wziął do ręki metalowy przyrząd podobny nieco do scyzoryka, zbliżyłem się szybko, stając obok niego. Chciałem, aby nie zapomniał, że jestem obok.
Mężczyzna popatrzył na mnie dziwnie. Nie wątpiłem, że moje gwałtowne ruchy nie pozostaną bez odpowiedzi. Niestety.
< Izaya? >
Od Izayi CD Lenka
Siedziałam w kącie. Wszędzie były jakieś narzędzie bądź, co bądź jakieś inne stworzenie również ranne. Mężczyzna patrzył się na mnie przez dłuższą chwilę po czym odszedł wchodząc do innego pokoju. Odetchnęłam z ulgą. Po chwili drzwi przez które weszłam otworzyły się. Spojrzałam się w tamtym kierunku. Zza drzwi wyłonił się Lenek. Jego postać bardzo mnie uszczęśliwiła. Lenek zaczął do mnie podchodzić lecz przy sobie miał kogoś. Kiedy podszedł do mnie uśmiechnął się po czym przysiadł na ziemi
- I jak tam?
- Jak... tam? - Zapytałam siebie samą - Nie wiem - Pokręciłam głową - Człowiek zniknął, o tam - Wskazałam głową drzwi w których zniknął
- Rozumiem - Skinął głową po czym spojrzał się na mnie - Nie martw się
- Spróbuję ale nie wiem czy to w ogóle możliwe - Zaśmiałam się pod nosem
Nagle to coś co szło koło Lenka podeszło do mnie
- Witaj - Uśmiechnęła się
- Wi.. taj? - Powiedziałam niepewnie spoglądając na Lenka
- No tak - Uśmiechnął się - Izaya to jest kotka tego staruszka. Przyjmuje pacjentów i opiekuje się nimi wraz ze starcem
- O.. o, dobrze wiedzieć - Uśmiechnęłam się
Nagle do pokoju wszedł mężczyzna nosząc jakąś torbę. Przełknęłam z trudem ślinę patrząc jak podchodzi. Nagle Lenek powiedział coś co mnie wystarczająco uspokoiło...
- ...
<Lenek?>
- I jak tam?
- Jak... tam? - Zapytałam siebie samą - Nie wiem - Pokręciłam głową - Człowiek zniknął, o tam - Wskazałam głową drzwi w których zniknął
- Rozumiem - Skinął głową po czym spojrzał się na mnie - Nie martw się
- Spróbuję ale nie wiem czy to w ogóle możliwe - Zaśmiałam się pod nosem
Nagle to coś co szło koło Lenka podeszło do mnie
- Witaj - Uśmiechnęła się
- Wi.. taj? - Powiedziałam niepewnie spoglądając na Lenka
- No tak - Uśmiechnął się - Izaya to jest kotka tego staruszka. Przyjmuje pacjentów i opiekuje się nimi wraz ze starcem
- O.. o, dobrze wiedzieć - Uśmiechnęłam się
Nagle do pokoju wszedł mężczyzna nosząc jakąś torbę. Przełknęłam z trudem ślinę patrząc jak podchodzi. Nagle Lenek powiedział coś co mnie wystarczająco uspokoiło...
- ...
<Lenek?>
OD Alekei'a CD Jaskra
Zatrzymałem się warcząc. Jaskier stanął od razu przy mnie spoglądając raz to na mnie a raz na ptaka. Finalnie spojrzał się na mnie mówiąc
- Alekei, możemy już iść?
Uniosłem lekko głowę i spojrzałem się na niego. Widząc jego wyraz twarzy odechciało mi się bójki. Wzdychnąłem głęboko zamykając oczy po czym ponownie ruszyłem. Po drodze spojrzałem się w kierunku ptaka
- Dziś nie, juro nie, lecz niedługo nadejdzie czas twego sądu - Powiedziałem po czym zwróciłem się ku drodze
Szliśmy przez kilka minut w kompletnej ciszy aż nagle nad naszymi głowami pojawiły się ptaki. Jaskier uniósł głowę aby na nie popatrzeć jednakże ja, jak to ja nie zwracałem na to uwagi. Wypuściłem tylko powietrze z płuc mówiąc
- Przestań bujać w obłokach, Jaskier..
- O, um? - Zwrócił się do mnie
Spojrzałem się na niego
- Nie jesteś już dzieckiem aby nie zauważyć co jest prawdą a co kłamstwem - Ponownie zwróciłem swój wzrok w kierunku drogi
- Natomiast ty... - Wzdychnął po czym się zatrzymał
JA zatrzymałem się kilka kroków potem odwracając się w jego stronę
- Co "ja"?
- Natomiast ty powinieneś więcej pomyśleć nad swoimi poczynaniami
Zdziwiło mnie to co powiedział
- O co ci...
- Myślisz, że jak tak szybko wydoroślejesz to coś dostaniesz? Że coś się zmieni? - Spojrzał się na mnie z oziębłym wzrokiem - Wolę już wierzyć w to co nierealne niżeli widzieć tylko prawdę...
- Rozumiem...
- Co..?
- Rozumiem co masz na myśli... ale choć myślisz, że mnie znasz - Uniosłem swoją głowę i spojrzałem się na niego przeszywając go swoim wzrokiem - mylisz się. Nikt, nawet bardzo bliski nic o mnie nie wie a więc przestać mówić rzeczy o mnie bądź ze mną powiązane. Rozumiesz?
Jaskier nie odpowiedział. Wypuściłem powietrze z moich płuc po czym powiedziałem
- Chodźmy już... nie chcę stracić reszty dnia na użeranie się... tym bardziej z tobą - Po tych słowach ruszyłem
<Jaskier?>
- Alekei, możemy już iść?
Uniosłem lekko głowę i spojrzałem się na niego. Widząc jego wyraz twarzy odechciało mi się bójki. Wzdychnąłem głęboko zamykając oczy po czym ponownie ruszyłem. Po drodze spojrzałem się w kierunku ptaka
- Dziś nie, juro nie, lecz niedługo nadejdzie czas twego sądu - Powiedziałem po czym zwróciłem się ku drodze
Szliśmy przez kilka minut w kompletnej ciszy aż nagle nad naszymi głowami pojawiły się ptaki. Jaskier uniósł głowę aby na nie popatrzeć jednakże ja, jak to ja nie zwracałem na to uwagi. Wypuściłem tylko powietrze z płuc mówiąc
- Przestań bujać w obłokach, Jaskier..
- O, um? - Zwrócił się do mnie
Spojrzałem się na niego
- Nie jesteś już dzieckiem aby nie zauważyć co jest prawdą a co kłamstwem - Ponownie zwróciłem swój wzrok w kierunku drogi
- Natomiast ty... - Wzdychnął po czym się zatrzymał
JA zatrzymałem się kilka kroków potem odwracając się w jego stronę
- Co "ja"?
- Natomiast ty powinieneś więcej pomyśleć nad swoimi poczynaniami
Zdziwiło mnie to co powiedział
- O co ci...
- Myślisz, że jak tak szybko wydoroślejesz to coś dostaniesz? Że coś się zmieni? - Spojrzał się na mnie z oziębłym wzrokiem - Wolę już wierzyć w to co nierealne niżeli widzieć tylko prawdę...
- Rozumiem...
- Co..?
- Rozumiem co masz na myśli... ale choć myślisz, że mnie znasz - Uniosłem swoją głowę i spojrzałem się na niego przeszywając go swoim wzrokiem - mylisz się. Nikt, nawet bardzo bliski nic o mnie nie wie a więc przestać mówić rzeczy o mnie bądź ze mną powiązane. Rozumiesz?
Jaskier nie odpowiedział. Wypuściłem powietrze z moich płuc po czym powiedziałem
- Chodźmy już... nie chcę stracić reszty dnia na użeranie się... tym bardziej z tobą - Po tych słowach ruszyłem
<Jaskier?>
Od Eclipse CD Beryla
- A więc?! - Syknął zaniepokojony Aksel
Msundus przerzucił swój wzrok na niego
- Spokojnie, a poza tym nie przerywa się kiedy ktoś coś mówi - Skrzyżował swoje skrzydła po czym wzdychnął zamykając oczy - Dobrze, mogę kontynuować? - Otworzył ślepia
Wszyscy spojrzeliśmy się na Aksel'a który odwracając lekko łeb przytaknął
- A więc? - Zapytał Beryl przemieszczając swój wzrok na ptaka - Co to za wiadomość?
- Hmm... - Wziął jedno ze swoich skrzydeł i położył je na spodzie dzioba - od jakiej tu informacji by zacząć?
- Mundusie...! - Syknął coraz to bardziej nabuzowany Aksel
- Dobrze, dobrze... - Zaśmiał się przymykając oczy - Chodzi o to, że ta ostatnia najważniejsza informacja ma kilka stron
- Ymm.. że co takiego? - Zdziwiłam się ale było wdać, że nie ja jedna
- Chodzi mi o to, że ta informacja ma swoje dobre i złe strony - Otworzył całkowicie swoje oczy rozglądając się - A więc, jaką informacje chcecie poznać? Tą złą czy tą dobrą?
- Nie wygłupiaj się! - Warknął Aksel
- Właśnie... Mundusie powiedz to co najważniejsze - Wtrącił się Beryl
- Och dobrze, już dobrze - Zaśmiał się przebiegle - Ale nie sądzę aby i ta dobra nowina was uszczęśliwiła
- Ale przecież jest dobra, prawda? - Zdziwił się Beryl
- Czy ja wiem - Wzruszył skrzydłami - Jedno jest pewne, jest lepsza niż ta zła
Wszyscy wymieniliśmy się spojrzeniami. "O co mu chodzi?" - Spytałam się w myślach przenosząc swój wzrok na ptaka "On wie coś czego nie chce abyśmy my wiedzieli?" W tym momencie ptak spojrzał się na mnie z powagą. Jednakże w jego oczach widziałam coś... coś... coś dziwnego. Ten wzrok powalił mnie. Z trudem przełknęłam ślinę
- Eclipse czy wszystko w porządku? - Spytał Mundus
Skinęłam mu tylko głową podnosząc się z ziemi kierując się do wyjścia
- Eclipse gdzie...
- Idę się przewietrzyć... Będę niedaleko - I wyszłam a wtedy oni zaczęli rozmowę
<Beryl?>
Msundus przerzucił swój wzrok na niego
- Spokojnie, a poza tym nie przerywa się kiedy ktoś coś mówi - Skrzyżował swoje skrzydła po czym wzdychnął zamykając oczy - Dobrze, mogę kontynuować? - Otworzył ślepia
Wszyscy spojrzeliśmy się na Aksel'a który odwracając lekko łeb przytaknął
- A więc? - Zapytał Beryl przemieszczając swój wzrok na ptaka - Co to za wiadomość?
- Hmm... - Wziął jedno ze swoich skrzydeł i położył je na spodzie dzioba - od jakiej tu informacji by zacząć?
- Mundusie...! - Syknął coraz to bardziej nabuzowany Aksel
- Dobrze, dobrze... - Zaśmiał się przymykając oczy - Chodzi o to, że ta ostatnia najważniejsza informacja ma kilka stron
- Ymm.. że co takiego? - Zdziwiłam się ale było wdać, że nie ja jedna
- Chodzi mi o to, że ta informacja ma swoje dobre i złe strony - Otworzył całkowicie swoje oczy rozglądając się - A więc, jaką informacje chcecie poznać? Tą złą czy tą dobrą?
- Nie wygłupiaj się! - Warknął Aksel
- Właśnie... Mundusie powiedz to co najważniejsze - Wtrącił się Beryl
- Och dobrze, już dobrze - Zaśmiał się przebiegle - Ale nie sądzę aby i ta dobra nowina was uszczęśliwiła
- Ale przecież jest dobra, prawda? - Zdziwił się Beryl
- Czy ja wiem - Wzruszył skrzydłami - Jedno jest pewne, jest lepsza niż ta zła
Wszyscy wymieniliśmy się spojrzeniami. "O co mu chodzi?" - Spytałam się w myślach przenosząc swój wzrok na ptaka "On wie coś czego nie chce abyśmy my wiedzieli?" W tym momencie ptak spojrzał się na mnie z powagą. Jednakże w jego oczach widziałam coś... coś... coś dziwnego. Ten wzrok powalił mnie. Z trudem przełknęłam ślinę
- Eclipse czy wszystko w porządku? - Spytał Mundus
Skinęłam mu tylko głową podnosząc się z ziemi kierując się do wyjścia
- Eclipse gdzie...
- Idę się przewietrzyć... Będę niedaleko - I wyszłam a wtedy oni zaczęli rozmowę
<Beryl?>
wtorek, 4 sierpnia 2015
Od Jaskra CD Kasai
Kasai wyskoczyła z jaskini. Zerwałem się na równe nogi, gotów, w razie potrzeby skoczyć za nią. Deszcz wciąż padał. Ptaki siedzące przed chwilą na gałęziach drzew, wyleciały z krzykiem, oznajmując coś całemu światu. Nie usłyszeliśmy nic więcej, poza deszczem.
- I co to było? - Mundus również wychylił się z jaskini - już koniec świata?
- Zamknij się - warknęła wilczyca.
- Wedle rozkazu - ptak cofnął się do jaskini, strzepując z piór krople deszczu wprost na mnie. Fuknąłem cicho.
- Jaskrze, powiedz jej proszę, że to pewnie tylko ten czarny byk. Od jakiegoś czasu się tu pałęta - ziewnął.
- Byk? - drgnąłem. Słyszałem o nim od Andreia. Podobno zaatakował go, gdy byli razem z Nisan na polowaniu.
- Kasai... - wybiegłem przez jaskinię - to byk! Sami sobie z nim nie poradzimy... do jaskini, szybko! Kasai...
Wadera popatrzyła na mnie, chcąc coś powiedzieć. Nie zdążyła jednak...
< Kasai? >
- I co to było? - Mundus również wychylił się z jaskini - już koniec świata?
- Zamknij się - warknęła wilczyca.
- Wedle rozkazu - ptak cofnął się do jaskini, strzepując z piór krople deszczu wprost na mnie. Fuknąłem cicho.
- Jaskrze, powiedz jej proszę, że to pewnie tylko ten czarny byk. Od jakiegoś czasu się tu pałęta - ziewnął.
- Byk? - drgnąłem. Słyszałem o nim od Andreia. Podobno zaatakował go, gdy byli razem z Nisan na polowaniu.
- Kasai... - wybiegłem przez jaskinię - to byk! Sami sobie z nim nie poradzimy... do jaskini, szybko! Kasai...
Wadera popatrzyła na mnie, chcąc coś powiedzieć. Nie zdążyła jednak...
< Kasai? >
Od Kasai CD Jaskra
- Nie, nic. Zamyśliłam się... - Gwałtownie uniosłam głowę słysząc
nieopodal trzask złamanej gałęzi. Mundus spojrzał na mnie z kpiącym
uśmieszkiem.
- To tylko wiatr. - stwierdził.
- Świetna dedukcja, bocianie. - mruknęłam. Mimo wszystko miałam złe przeczucia.
- Nie jestem..
- Ty tak twierdzisz. - warknęłam.
- Przestańcie sobie dogryzać... - zaczął Jaskier. Przed jaskinią przebiegło parę saren, a ukryte dotychczas w koronach drzew ptaki odleciały w tę sama stronę. Nie zważając już na deszcz wybiegłam z jaskini. "To nie może by przypadek", pomyślałam.
< Jaskrze? >
- To tylko wiatr. - stwierdził.
- Świetna dedukcja, bocianie. - mruknęłam. Mimo wszystko miałam złe przeczucia.
- Nie jestem..
- Ty tak twierdzisz. - warknęłam.
- Przestańcie sobie dogryzać... - zaczął Jaskier. Przed jaskinią przebiegło parę saren, a ukryte dotychczas w koronach drzew ptaki odleciały w tę sama stronę. Nie zważając już na deszcz wybiegłam z jaskini. "To nie może by przypadek", pomyślałam.
< Jaskrze? >
poniedziałek, 3 sierpnia 2015
Od Jaskra CD Kasai
Siedzieliśmy przez chwilę, wsłuchując się w odgłosy burzy.
- Wiesz... - postanowiłem załagodzić jakoś spór między Mundusem i Kasai - Mundek też pochodzi ze wschodu... - uśmiechnąłem się.
- Naprawdę...? - pomimo moich starań, wadera nie wydała się zmienić zdania co do ptaka.
- Naprawdę. Chyba z Rosji - dodałem ciszej.
Nagle, spośród drzew wysunął się Mundus. W dziobie trzymał martwą, młodą kuropatwę. Podszedł do nas i stanął przed jaskinią, wpatrując się w nas z przenikliwym uśmiechem. Zapadła cisza. Nie czekając dłużej, chrząknąłem nerwowo.
- Nie wejdziesz? Przecież pada - zacząłem.
Mundus nie zwrócił zbytniej uwagi na moje słowa. Położył się na mokrej trawie, przymknął oczy i odrzekł:
- Mi deszcz nie przeszkadza. Przyszedłem, aby się nią z wami podzielić - tu wskazał na martwego ptaka - na deszczu jesteście nieprzydatne. Wilki! - prychnął.
- Jednak - zawahałem się - głupio mi trochę, że siedzisz tam, na zewnątrz. Może przyszedłbyś do nas... ze swoją kuropatwą?
Mundek znów prychnął z lekką pogardą, jednak wszedł do jaskini i położył swoją zdobycz na ziemi.
Popatrzyłem na Kasai. Ta z kolei, wbiła wzrok w ziemię. Nagle wydała się być smutna.
- Coś się stało? - szepnąłem niepewnie.
< Kasai? >
- Wiesz... - postanowiłem załagodzić jakoś spór między Mundusem i Kasai - Mundek też pochodzi ze wschodu... - uśmiechnąłem się.
- Naprawdę...? - pomimo moich starań, wadera nie wydała się zmienić zdania co do ptaka.
- Naprawdę. Chyba z Rosji - dodałem ciszej.
Nagle, spośród drzew wysunął się Mundus. W dziobie trzymał martwą, młodą kuropatwę. Podszedł do nas i stanął przed jaskinią, wpatrując się w nas z przenikliwym uśmiechem. Zapadła cisza. Nie czekając dłużej, chrząknąłem nerwowo.
- Nie wejdziesz? Przecież pada - zacząłem.
Mundus nie zwrócił zbytniej uwagi na moje słowa. Położył się na mokrej trawie, przymknął oczy i odrzekł:
- Mi deszcz nie przeszkadza. Przyszedłem, aby się nią z wami podzielić - tu wskazał na martwego ptaka - na deszczu jesteście nieprzydatne. Wilki! - prychnął.
- Jednak - zawahałem się - głupio mi trochę, że siedzisz tam, na zewnątrz. Może przyszedłbyś do nas... ze swoją kuropatwą?
Mundek znów prychnął z lekką pogardą, jednak wszedł do jaskini i położył swoją zdobycz na ziemi.
Popatrzyłem na Kasai. Ta z kolei, wbiła wzrok w ziemię. Nagle wydała się być smutna.
- Coś się stało? - szepnąłem niepewnie.
< Kasai? >
niedziela, 2 sierpnia 2015
Odchodzą!
Keria - powód: niepisanie opowiadań przez dłuższy czas
Nisan - powód: niepisanie opowiadań przez dłuższy czas
UWAGA! JEŚLI WYMIENIONE PONIŻEJ OSOBY ZECHCĄ DOŁĄCZYĆ JESZCZE KIEDYŚ DO WSC, PRZYJMIEMY JE Z RADOŚCIĄ.
sobota, 1 sierpnia 2015
Od Kasai CD Jaskra
- Pochodzę... ze wschodu. - Uśmiechnęłam się. - W moich rodzinnych stronach tyle nie padało...
- Nie lubisz wody?
- Deszczu. Mokra jestem praktycznie bezużyteczna, a gdy pada nie mam szans się wysuszyć. - westchnęłam. - Mam przeczucie, że będzie jeszcze padać... - Zachmurzone niebo rozświetlił blask błyskawicy, a po chwili usłyszeliśmy grzmot. Znowu lunęło jak z cebra.
- Wykrakałaś. - stwierdził basior.
- Tak to czasem bywa... - westchnęłam.
< Jaskrze? (Sorki, że krótkie - nie mam weny.) >
- Nie lubisz wody?
- Deszczu. Mokra jestem praktycznie bezużyteczna, a gdy pada nie mam szans się wysuszyć. - westchnęłam. - Mam przeczucie, że będzie jeszcze padać... - Zachmurzone niebo rozświetlił blask błyskawicy, a po chwili usłyszeliśmy grzmot. Znowu lunęło jak z cebra.
- Wykrakałaś. - stwierdził basior.
- Tak to czasem bywa... - westchnęłam.
< Jaskrze? (Sorki, że krótkie - nie mam weny.) >
Subskrybuj:
Posty (Atom)