- Kasai! - krzyknąłem, nie zwracając uwagi na uciekające zwierzę. Rzuciłem się w stronę wadery. Doskoczyłem do niej z krzykiem. Zacząłem oglądać sierść wilczycy, w nadziei, że nie zobaczę na niej śladów krwi.
- Kasai... - szepnąłem, siadając naprzeciwko wadery. Następnie odwróciłem się do Mundusa, stojącego za mną, i powiedziałem:
- Mundek... leć po medyka.
Ten pokręcił głową i odrzekł:
- To niemożliwe. Izaya jest ranna... teraz znajduje się u weterynarza we wsi.
Bez namysłu zacząłem ciągnąć Kasai w stronę Jaskini. Gdy znaleźliśmy się w bezpiecznym miejscu, bezradnie rozejrzałem się wokoło. Co mam teraz zrobić? Nie wiem nawet, co jej jest.
Ptak stał jeszcze przez chwilę obok mnie, nie wykazując większych emocji, po czym odwrócił się gwałtownie, wzbił w powietrze i zniknął w lesie. Rzucił tylko:
- Poczekaj.
Więc czekałem. Patrzyłem na Kasai, sprawdzając co chwila, czy oddycha. W końcu, usłyszałem szum. Mundus wylądował przed jaskinią. Wszedł szybko do środka, podając mi jakieś zioła.
- Po co mi ten kwiatek? - zapytałem, nie do końca wiedząc, co mam zrobić z żółtą roślinką.
- Arnika górska. Wzmacnia system nerwowy... mózg, móżdżek... mówi ci to coś? - zapytał.
- Nie...
- Nie ważne. Na ból, opuchnięcia, złamania... - przez chwilę milczał, po czym kontynuował - na razie martw się raczej, jak ją obudzić. Inaczej jej tego nie podamy.
Po kilkunastu minutach zaciekłego wybudzania Kasai, wadera w końcu odzyskała przytomność. Stanowczo mi ulżyło.
Podałem wilczycy zioło przyniesione przez Mundusa. Ten, usiadł obok mnie, wbijając swój tajemniczy wzrok w waderę.
- Lepiej? - zapytałem cicho.
< Kasai? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz