- To był męczący dzień - uśmiechnąłem się. Sam również byłem zmęczony i zniechęcony dzisiejszymi przeżyciami. Byłem ciekawy, jak potoczą się zdarzenia następnego dnia. Wiedziałem jednak, że sama ciekawość nie obroni watahy przed wrogiem. W tamtej chwili pomyślałem o moim ojcu. Co zrobiłby w takiej sytuacji? Na pewno poszedłby za radami Mundusa i starał się rozwiązać sprawę pokojowo. Ja jednak nie wiedziałem, czy starczy mi na to siły. Jednak bałem się wszczynać boju, póki nie jest to konieczne. Co będzie dalej? Zobaczymy.
Następnego dnia, wstaliśmy z samego rana. Udaliśmy się do jaskini Murki, a następnie do Lerki i Aksela.
Posłowie - Lerka i Murka, udali się na tereny, na których przebywała chwilowo Wataha Szarych Jabłoni.
Przez cały czas, Eclipse, Aksel i ja obserwowaliśmy akcję z wysokości wzgórza, kryjąc się na granicy lasu. Wataha Szarych Jabłoni umiejscowiła się na Polanie Życia. Widzieliśmy więc dokładnie, co się na niej dzieje.
Przez cały ten czas, WSC wydawała mi się bardzo pusta. Nie słyszałem śpiewu ptaków, bzyczenia owadów, ani nie spotkałem żadnego członka naszej watahy.
Od wczoraj nie spotkałem także Mundusa.
~~~ ~~~~ ~~~~ ~~~~~ ~~~~~ ~~~~ ~~~~~ ~~~
Lerka i Murka wchodzą na polanę. Obstępują ich straże przyboczne samca alfa WSJ. Reszty wojska nie widać. Pewnie jest ukryte gdzie indziej.
Nie usłyszeliśmy, o czym rozmawiają posłowie ze strażnikami, jednak po chwili zostali dopuszczeni do rozmowy z samcem alfa WSJ.
Samiec alfa był dużym, szarym wilkiem. Nie wydawał się być przyjaźnie nastawiony. Po krótkiej rozmowie, Murka wraz z Lerką opuściły Polanę Życia.
- Dlaczego tak krótko? - zdenerwowałem się - żadnych układów? Nic... wracają.
- Nie przejmuj się - odpowiedziała Eclipse - może już wszystko uzgodnili.
- Wszystko? W pięć minut? Niecałe, z resztą.
W tym czasie, Lerka i Murka znalazły się przy nas.
- Nie będą z nami rozmawiać - powiedziała Lerka.
- Co?! - Aksel zerwał się z miejsca.
- Chcą, żebyście wy przyszli do nich.
- My mamy do nich iść...? - wilk usiał znowu.
- Z nami nie będą rozmawiać.
Wyszliśmy na polanę: Eclipse, Lerka, Aksel i ja.
Strażnicy przepuścili nas bez słowa. Jeden z nich zaprowadził nas do małej jaskini. Tam właśnie spotkaliśmy po raz pierwszy Kanjiela - samca alfę Watahy Szarych Jabłoni. Widząc nas, wilczur wstał.
- Pary alfa Watahy Wielkich Nadziei i Watahy Srebrnego Chabra, jak mniemam? - zapytał z mocnym, wschodnim akcentem, który chyba już gdzieś słyszałem... żebym tylko pamiętał, gdzie.
- Tak - odpowiedziałem chłodno - watah, na tereny których wtargnęliście bez żadnych skrupułów.
- Spokojnie! - uśmiechnął się wilk - nie mamy złych zamiarów. Jesteście sojusznikami, prawda?
- Tak - powtórzyłem.
- Uwierzcie mi, przyjaciele, że zależy mi na pokoju jeszcze bardziej, niż wam.
- Nie wiem, czy możemy wam zaufać - Aksel zjeżył sierść na grzbiecie - macie silną armię, prawda?
- Nie mówmy o armii - Kanjiel spoważniał - póki nie będzie takiej konieczności. Od czego więc zaczniemy...? Najpierw powinienem był wytłumaczyć, co sprowadza nas na wasze tereny. Więc... musieliśmy opuścić nasze tereny, gdyż panuje tam teraz susza. Będziemy mogli wrócić na nie najwcześniej za kilka tygodni. Do tego czasu, planujemy zostać u was - wyrzekł tonem, nie znoszącym sprzeciwu.
< Eclipse? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz