Siedzieliśmy przez chwilę, wsłuchując się w odgłosy burzy.
- Wiesz... - postanowiłem załagodzić jakoś spór między Mundusem i Kasai - Mundek też pochodzi ze wschodu... - uśmiechnąłem się.
- Naprawdę...? - pomimo moich starań, wadera nie wydała się zmienić zdania co do ptaka.
- Naprawdę. Chyba z Rosji - dodałem ciszej.
Nagle, spośród drzew wysunął się Mundus. W dziobie trzymał martwą, młodą kuropatwę. Podszedł do nas i stanął przed jaskinią, wpatrując się w nas z przenikliwym uśmiechem. Zapadła cisza. Nie czekając dłużej, chrząknąłem nerwowo.
- Nie wejdziesz? Przecież pada - zacząłem.
Mundus nie zwrócił zbytniej uwagi na moje słowa. Położył się na mokrej trawie, przymknął oczy i odrzekł:
- Mi deszcz nie przeszkadza. Przyszedłem, aby się nią z wami podzielić - tu wskazał na martwego ptaka - na deszczu jesteście nieprzydatne. Wilki! - prychnął.
- Jednak - zawahałem się - głupio mi trochę, że siedzisz tam, na zewnątrz. Może przyszedłbyś do nas... ze swoją kuropatwą?
Mundek znów prychnął z lekką pogardą, jednak wszedł do jaskini i położył swoją zdobycz na ziemi.
Popatrzyłem na Kasai. Ta z kolei, wbiła wzrok w ziemię. Nagle wydała się być smutna.
- Coś się stało? - szepnąłem niepewnie.
< Kasai? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz