Po moich słowach, Mundus bez słowa wyszedł z jaskini. Nie wyglądał jednak na pokonanego, czy zrezygnowanego. Nadal się uśmiechał. Gdy wyszedł z jaskini, odwrócił się i patrząc na mnie z politowaniem, powiedział:
- Taki z ciebie samiec alfa... - po tych słowach odleciał. Nie wiedziałem, o co chodziło, jednak czułem, że nie powiedział nic pochlebnego.
- Berylu... - zapytała cicho Margo - o co chodziło... przed chwilą?
- Ach, nie przejmuj się tym. Mundusowi sprawia przyjemność denerwowanie mnie.
Udaliśmy się wgłąb Skrytego Lasu. Deszcz już nie padał. W Skrytym Lesie było prawie zupełnie sucho. Wielkie korzenie drzew wystawały z ziemi a w gałęziach drzew dało się słyszeć jastrzębia polującego na niewielkiego ptaszka, który przypadkiem znalazł się tutaj.
W pewnym momencie, niebo przecięła wielka błyskawica. Znieruchomieliśmy.
- Chyba będzie padać - wykrztusiłem w końcu.
- Aha... - przytaknęła wadera - myślę, że powinniśmy poszukać kryjówki.
- Tak. Chociaż tutaj deszcz prawie nie dociera - popatrzyłem na gęste korony drzew nad nami.
Chwilę później biegliśmy w deszczu przez las. Wiatr wiał dosyć mocno, powietrze było zimne a my nie znaleźliśmy dotąd żadnej jaskini, w której można by było się ukryć.
Nagle usłyszałem wyraźny głos Mundusa, dochodzący z oddali.
- Berylu! Tutaj!
Zatrzymaliśmy się. Wymieniliśmy zdziwione spojrzenia, po czym niepewnie wyruszyliśmy w stronę, z której dobiegał głos. Szliśmy już kilka minut, jednak nie znaleźliśmy ani Mundusa, ani jaskini.
- Mundek! Gdzie jesteś?! - krzyknąłem.
- Tutaj! I jest jaskinia... - odezwał się głos, mniej wyraźnie niż poprzednio.
Udaliśmy się więc tam, gdzie go usłyszeliśmy. Biegliśmy, cali przemoczeni i zmarznięci. Zatrzymałem się. Margo zniknęła! Rozejrzałem się. Wadera przepadła jak kamień w wodę.
- Margo! Mundus! - krzyczałem.
- Przecież tutaj jesteśmy! - zadowolony głos ptaka rozległ się blisko mnie. Nadzieja powróciła. Tym razem na pewno ich znajdę. Biegłem w deszczu, prawie na oślep, co chwila krzycząc i nawołując. Nagle dostrzegłem, ze... za każdym razem głos dobiega z innego miejsca. To nie Mundus! To widmo, zwodzące mnie.
Zrezygnowany położyłem się pod drzewem. Nie nawoływałem już ani nie próbowałem znaleźć przyjaciół.
- Margo... jesteś? - zapytałem cicho, słysząc przez szum deszczu ciche kroki.
- To nie Margo, to ja.
Podniosłem wzrok. Ciarki przeszły mi po plecach. Nade mną stała ciemna, szara postać.
- Mundus? - zapytałem resztkami sił.
- Mundus - odpowiedziała spokojnie istota - chodź.
Poszedłem za istotą, która w rzeczywistości była chyba Mundusem.
- W końcu weszliśmy do dużej, ciemnej jaskini na niewielkiej polance. Było tu jednak jaśniej niż w lesie. Mundus usiadł pod ścianą, obok... Margo! Odetchnąłem z ulgą.
- Wybacz, Berylu - zaczął ptak z uśmiechem - ale nie mogłem się powstrzymać. Przynajmniej pobiegałeś sobie po lesie - zachichotał.
- Na przyszłość mi się nie sprzeciwiaj, bo potrafię być przydatny - zakończył.
< Margo? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz