- Nareszcie... - westchnąłem. Nie mogłem opanować drżenia - mam nadzieję, że to tylko chwilowa sytuacja i, że odejdą jak najszybciej.
- Nie martw się. Im z całą pewnością jest lepiej u siebie, niż u nas - uspokoiła mnie Lerka.
- Mam nadzieję - chrząknąłem - a jeśli już tu są, niech lepiej cicho siedzą w puszczy i nie dają znaku życia. Nie widzi mi się kolejne spotkanie z nimi.
Ruszyliśmy w kierunku naszych jaskiń. Najpierw, postanowiliśmy udać się jednak do innej jaskini: tej, którą często odwiedzał Jaskier. Ponieważ ani jego, ani naszych synów nie było w swoich grotach, mieliśmy nadzieję znaleźć ich tutaj. Planowaliśmy wyjaśnić im całą sprawę - w końcu, to oni byli naszymi spadkobiercami i młodymi alfami - gdyby cokolwiek nam się stało, muszą wiedzieć, o co chodzi w całym tym zamieszaniu.
W jaskini zastaliśmy Oleandra i Jaskra. Alekei'a nie było, jednak pod ścianą siedział Mundus. Był tak przygnębiony i wyglądał tak żałośnie, że w pierwszej chwili pomyślałem, że umarła jego matka, lub siostra - jedyna jego rodzina. Oleander i Jaskier siedzieli przy nim.
- Co się stało? - Lerka przestraszyła się, widząc ptaka.
Ten spojrzał na nią tępo, po czym wbił wzrok w ziemię.
- Co z nim? - tym razem, wadera skierowała pytanie do naszych potomków.
- Sami dokładnie nie wiemy. Przyszedł tu przed godziną, słania się na nogach, gada coś o jakimś lustrze... - Oleander odwrócił się w naszą stronę.
- Mundek... - zmarszczyłem brwi, podchodząc do ptaka. Jakkolwiek, był on nieprzewidywalny, tajemniczy i niezwykle inteligentny, tak jednak, nieprzeciętnie wrażliwy. Nie było tego widać na co dzień, jednak w takich sytuacjach było mi go żal.
- Nic nie mów! - odpowiedział niewyraźnie, machnąwszy skrzydłem, o mało nie uderzywszy nim o ścianę jaskini - nie jestem w stanie spojrzeć ci w oczy.
Chrząknąłem. Uśmiechnąłem się w duszy. Zaczęło do mnie docierać, z czym związane było to nagłe przygnębienie.
- Nie jesteś w stanie, mówisz? - usiadłem obok niego.
- Berylu - mruknął - ja was wszystkich...
- Czy on... - Eclispe skinęła głową na ptaka, spoglądając na Oleandra.
- Daliśmy mu mak. Był strasznie zdenerwowany... - usprawiedliwiał się Oleander - gdy go zjadł, usiadł pod ścianą i tylko narzeka.
- Może odpocznij- kontynuowała wadera - prześpij się. Jutro nam wszystko opowiesz. Mam dosyć wrażeń na dzisiaj.
- I bardzo dobrze - wybełkotał - jutro wam powiem. Chcę jeszcze żyć.
Przestraszyły mnie słowa ptaka. Ponieważ było już późno a do naszej jaskini droga daleka, wszyscy spędziliśmy noc w jaskini, w której wczoraj spotkaliśmy Jaskra, Oleandra i Mundusa.
Nazajutrz, gdy tylko się obudziłem, podszedłem do ptaka, śpiącego jeszcze. Gdy usłyszał moje kroki, otworzył oczy.
- Co chciałeś nam powiedzieć wczoraj? - zapytałem cicho. Ten, rozejrzał się, po czym skinął głową w stronę wyjścia.
Gdy znaleźliśmy się na zewnątrz, Mundus zrezygnowany usiadł pod ścianą groty. Potem podniósł wzrok, przez chwilę wpatrując się we mnie. Nie mogłem już tego wytrzymać.
- Przeklęty, zatracony podwójny agent - wypalił w końcu.
- O kim mówisz? - położyłem uszy, marszcząc brwi.
- O sobie.
< Eclispe? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz