sobota, 24 lutego 2018

Od Palette CD Kurahy

-Nie trzeba iść z tym do mojej matki- odezwałam się w momencie gdy basior lekko mnie ciągnął ku wyjściu. 
-Dlaczego? Czemu się znowu opierasz?- Zapytał spoglądając na mnie.
-Bo mogę sama się wyleczyć-mruknęłam a w tej samej chwili mój ogon z zieloną końcówką zaczął łagodnie się świecić. Mogłam zauważyć to tylko ja i ktoś, kto wpatrywałby się dłuższy czas. Z opuszek kawałki szkła zostały wręcz wyplute a rany się zasklepiły. Gdy łapy były już całkiem zdrowe, ogonami strzepnęłam w głąb jaskini te powstałe śmieci. Nie miałam zamiaru się stąd ruszać, nie do innych. Przymknęłam oczy biorąc głęboki wdech. Pal, weź się skup do licha i oczyść umysł. Ponoć masz mentalne stalowe jaja, nie? To użyj je.
-To... Mogłabyś mi powiedzieć co zaszło czy wolisz znowu milczeć?- Zapytał się Kuraha, który przez ten czas usiadł, uważając na te wszystkie rzeczy. Na wpół otworzyłam oczy patrząc przed siebie.
-A co się miało takiego stać?- Mruknęłam.- Po prostu wyszły pewne sprawy na jaw i się... hm, wkurzyliśmy na siebie.
-Czyli Goth- mruknął kąśliwie. Zaraz znowu wrócił mu łagodny ton.- Czy mogę wiedzieć o co poszło?
-Oszukał mnie z premedytacją a ja odkryłam prawdę- odparłam po chwili patrząc na niego, prawdopodobnie ciężko. Przez ułamek sekundy dostrzegłam jego szok w oczach ale szybko on znikł.
-A czemu w takim razie winne były twoje włosy? Co z nimi?
-Goth tak bardzo je uwielbiał w moim wyglądzie- powiedziałam biorąc w łapę najbliższy długi kosmyk. Zaśmiałam się histerycznie ciskając nimi w dal jaskini.- Dlatego się ich pozbyłam.
-Uhm, nie... Nie szkoda ci ich? Do twarzy ci było, to znaczy jest! W długich w sensie.
-Pewne zmiany trzeba zacząć od metamorfozy.
-Jak wolisz- bąknął przyjaciel. Cóż, nie powiem, że było mi ich przykro. Szczerze całe życie kochałam długość swoich włosów a teraz czułam dziwne podmuchy wiatru na odsłonięty kark. Dziwnie mi było ale nie pokazywałam tego. Zamiast tego, wstałam i spojrzałam w głąb jaskini.- To... Chciałabyś pomocy przy sprzątaniu?
-Jeśli ci to nie przeszkadza.
-Mam czas- uśmiechnął się i dopiero gdy spojrzałam na niego, dostrzegłam to ciepło. Mimo wszystko, źle się z tym czułam. Nie to, że wplątałam go w sprzątanie. Nie lubiłam, nie chciałam nikogo obarczać swoimi problemami to ja miałam innym pomagać. Kuraha czując, że nie chcę wówczas rozmawiać, w milczeniu ogarnialiśmy moją jaskinię. Gdy całe lustro i włosy były już popiołem, spojrzał w kierunku zagraconej różami ścianą.
-A co z nimi chcesz zrobić?
-Zapomnij. Nie ma jak je usunąć bo zaraz wyrastają nowe- powiedziałam spoglądając na nie.

< Kuraś? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz