Utkwiłem wzrok w tafli wody, Palette tymczasem wstała z zamiarem powrotu, gdziekolwiek była wcześniej. Zdałem sobie sprawę z tego, że nasze spotkania zawsze kończyły się tak samo. Zawsze znikała zanim zdążyłem poukładać w głowie to, co chciałbym powiedzieć.... Oh, chrzanić plany!
- Palette, zaczekaj - szepnąłem, spoglądając na nią. - Zostań, proszę, chociaż chwilkę.
Usiadła. Wróciłem do obserwowania wody. Chciałem przerwać milczenie, ale nie wiedziałem od czego zacząć.
- Naprawdę chcesz tego ślubu? - spytałem, od razu przeklinając w duchu swoją bezpośredniość. Chwilę czekałem na odpowiedź.
- Przecież już ci mówiłam - westchnęła. - Goth obiecał chronić watahy, zrobię wszystko żebyście byli bezpieczni.
- Przecież jak dotąd radziliśmy sobie dobrze - stwierdziłem. - Mamy wspaniałe alfy, Mundusa, Shino... Mamy ciebie, jesteś wspaniałym taktykiem. Nie potrzebujemy niczyjej pomocy, przecież nikt z nas nie będzie żył wiecznie, tak czy inaczej.
- Mimo wszystko, zrobię to, na wszelki wypadek.
Odwróciła głowę. Byłem pewien, że zaraz odejdzie. Przełknąłem głośno ślinę, dawno nie byłem tak zestresowany.
- To nie jest tego warte, Paluś. Nie widzisz co się dzieje? - Ostatnie zdanie przykuło jej uwagę. Nie byłem przekonany czy podjąłem dobrą decyzję. - Kama się martwi, zauważyłaś jak przycichła? Wrotycz wpadł w złe towarzystwo, twoi rodzice już szaleją z rozpaczy, ale nie chcą cię martwić. Mówisz, że chcesz nas chronić, a przynosi to zupełnie odwrotny skutek.
- Muszę już iść - powiedziała szybko po czym wstała i odeszła parę metrów. Nie miałem zamiaru pozwolić jej tak po prostu odejść, nie tym razem. Choćbym miał odstawić najgłupszą scenę w swoim życiu.
- Palette, przemyśl to, błagam - zawołałem.
Poczułem znajomy zapach. Nie, tylko nie to, nie teraz. Wadera zatrzymała się i obróciła w moją stronę. Coś materializowało się obok, nie musiałem nawet widzieć kłębów czarnego dymu, ich zapach wypełniał moje nozdrza. Gdyby mógł, wdarłby się do moich płuc i odebrał zdolność oddychania. Ale nie mógł zrobić ani tego, ani czegokolwiek innego. Nie mógł mnie nawet dotknąć, za dużo ryzykował. Niepokój, który chwilę wcześniej uderzył we mnie z siłą sierpniowej ulewy, ustąpił miejsca dziwnemu przeczuciu, że to nie ja powinienem się obawiać. Ale po co opierać się na przeczuciach? Przecież mogłem to udowodnić.
Zainicjowanie przemiany i natychmiastowe cofnięcie jej, uwolniło wystarczająco dużo energii. Zapach zniknął. Tylko tyle kosztowało mnie pozbycie się demona na jeszcze jeden krótki moment. Żałowałem, że nie poczekałem aż się zmaterializował. Mógłbym zaśmiać mu się w twarz. Zacni przodkowie, niech wam ziemia lekką będzie.
Podszedłem do Palette, przekonując samego siebie, że jeśli znowu ucieknie, nie będę za nią biegł. Choć byłem pewien, że zrobiłbym to. Za dużo okazji już zmarnowałem.
< Palette? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz