-Jestem Cień, szeregowiec Watahy Szarych Jabłoni
-Co robisz na terenach WSC?-zapytałam nieco spokojniej
-Usłyszałem dziwny dźwięk, coś jak płacz lub zawodzenie-głową wskazał duży kamień
Wsłuchiwałam się przez chwilę i rzeczywiście zza skały wydobywał się cichy dźwięk
-Pomóżcie, proszę...-co kolwiek tam siedziało, było głodne i słabe, niezdolne do ataku
Poszłam w stronę szmeru. Minęłam kamień i podeszłam do stworzenia, był to dość duży kot, o kolorze zielonym, o dziwo jego grzbiet porastała trawa oraz kwiaty-żółte i fioletowe.
-Jestem Ngahere-powiedział chrapliwym głosem
-Atarangi- rzekłam szybko
-Cieniu, upoluj coś, Ngahere jest zapewne bardzo głodny-ten tylko kiwnął głową i poszedł w stronę lasu
Otuliłam go swoim ciałem, byleby się nie wyziembił. Po paru minutach wrócił basior z zającem w pysku. Podeszłam do niego i przejęłam zwierzę w zęby. Położyłam mięso tuż przed oczami kota, a ten zaczął łapczywie jeść. W jego oczach widać było nową energię.
-Dziękuję wam za pomoc-oblizał pysk po posiłku
-Ja muszę już iść do własnej watahy-powiedział Cień po czym liznął mnie w bark-mam nadzieję że się jeszcze spotkamy
Skinęłam głową i odwróciłam się w stronę kocura
-A ty?-zapytałam
-Ja? Ja jestem włóczęgą...
-Może zechcesz dołączyć do Was Srebrnego Chabra-uśmiechnęłam się
-Czuję się zaszczycony tą ofertą, nie jestem w stanie odmówić
Ruszyłam na spotkanie z Kamą, za mną dreptał Ngahere, przez drogę zdążył opowiedzieć mi chyba cały przebieg swojego życia.
(Kamuś? Nie wiedziałam co dalej napisać :p)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz