Nie mogliśmy się nacieszyć sobą, do rzeczywistości przywołały nas popiskujące dzieci. Uśmiechnęłam się do ukochanego kojąco i ułożyłam się przy szczeniakom, które zaraz przywarły mi do boku. Jaskier co chwila wzdychał dumnie. Cieszyliśmy się naszą małą rodziną.
Czas jednak mijał nieubłaganie. Nim się obejrzeliśmy, Wrotycz i Palette wyrośli, przy czym córka się wyprowadziła a syn? Miałam nadzieję, że znalazł sobie dobre lokum. Jednak to, co ich spotykało...
-O czym tak myślisz, kochana?- Zapytał się podchodząc, gdy oparłam się bokiem o ścianę jaskini.
-O dzieciach. Nie chcę by cierpiały- westchnęłam będąc zła na siebie, że jeszcze potrafiłam tak myśleć. Zapatrzyłam się w przestrzeń przed nami.- Ale to teraz ich własne życia i muszą się na własnych błędach uczyć. Martwię się o nie.
-Poradzą sobie, są twardzi- powiedział obejmując mnie od tyłu.- Każdy rodzic przez to musi przejść i pogodzić się z tym.
-Wiem. Ale jednak... ta sprawa z narzeczeństwem Paletki- szepnęłam czując coraz większy ciężar na sercu. Zaraz się opamiętałam.- Co ja mówię. Ta mała potrafi zaskoczyć, jest nawet twardsza niż niejeden basior- zaśmiałam się słabo. Mimo wszystko Jaskier stężał.
-No widzisz. I ona sobie poradzi.
-Miejmy taką nadzieję... A Wrotek? Taki młody a też już swoje przeżywa...
-Czas okaże- powiedział tylko tyle. Wypuściłam powietrze i opierając się głową o bark Iskierki, siedzieliśmy tak w milczeniu. W nadziei, że jednak wszystko się ułoży. I będzie takie, jakie być powinno.
< Jaskierek? Jak chcesz to dokończ, ja wymiękłam... >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz