piątek, 21 sierpnia 2020

Od Wrony - "Słońce świeci jak zwykle"

Wśród upływających szybko dni, w atmosferze letniego spokoju, mijały ulotne chwile, emocje, powstawały krótkotrwałe wspomnienia błahych wydarzeń i najprostszych zajęć. To właśnie mam przed oczyma, gdy myślę o najwcześniejszych chwilach, jakie pozostały w mojej pamięci.
Ślady zapachów obcych wilków, które towarzyszyły nam jakiś czas po urodzeniu, szybko zacierały się, gdy więc nauczyłam się chodzić i mówić, znałam już tylko rodzeństwo, mateczkę i naszą cichą jaskinię. Wszystko wokół było piękne.
Potem zaczęliśmy bawić się, codziennie wychodzić z jaskini, odkrywać ciepło i barwy świata na zewnątrz.
Nie minęło dużo czasu, gdy zaczęłam zapamiętywać imiona. Była więc mama, Ashera, byli siostrzyczka i braciszek, Kali i Ry. Pewnego dnia odwiedziła nas nowa, brązowo-biała wilczyca, której imię bardzo szybko zapomniałam, od razu natomiast poczułam do niej serdeczną sympatię. Obserwując, jak ściszonym głosem rozmawia z mamą, czułam też, że coś ciężkiego leży na jej sercu. Wtedy również pierwszy i, rzecz jasna, nie ostatni raz, przyszło mi do głowy, że z chęcią posłuchałabym tych tajemniczych rozmów. Zabawa taka wydała mi się jednak wtedy mimo wszystko dużo mniej interesująca, niż zapasy z rodzeństwem i ostatecznie przegrała krótkie starcie o mój czas.
Innego razu, przyszedł basior.
Wtedy po raz pierwszy w swoim króciutkim życiu, pomyślałam, że odwiedziny nie należą do najprzyjemniejszych rzeczy na świecie. Wszyscy przynosili ze sobą jakiś nadzwyczajny niepokój, wykraczający poza bezpieczne granice, które znałam. Gdy odchodzili, beztroska powracała.
Dzień ustępował wieczorowi, złociste promienie zachodzącego słońca mieszały się z niosącymi wytchnienie cieniami falujących liści. Wszystko znów było piękne, w naszym harmonijnym zaciszu.
Dowiedzieliśmy się wtedy, że nasze życie ma zmienić się niebawem. Byliśmy jeszcze maleńkimi szczeniętami, na swoich krótkich nóżkach nie potrafiącymi przebiec nawet kilku kilometrów. Tymczasem płowy wilk, o sierści jaśniejącej w słońcu jak zbroja rycerza z legend, które czasem opowiadała nam mateczka, przyszedł po raz drugi, tym razem nie odchodząc zwyczajnie, czego się spodziewałam i na co w duchu liczyłam, a zabierając nas ze sobą.
Szybko dotarliśmy do nowego miejsca, które miało od teraz być naszym domem. Rozejrzałam się wokół.
Dom? To miejsce wcale go nie przypominało. Zamiast ciepła i przytulnych barw, otaczała nas szarość i chłód. Wokół nawet powietrze zdawało się być smutne, pnie otaczających polanę drzew były cieńsze, wiotkie, szorstkie, bardziej przypominające usychające krzaki. Pod stopami szeleściła długa, wyblakła trawa. A co najważniejsze i najstraszniejsze zarazem, okazało się, że mama miała zostać w naszym starym, drogim domu.
Przez chwilę całą trójką staliśmy pośrodku ponurego miejsca, nie bardzo wiedząc, co ze sobą zrobić. Sytuacja była zwyczajnie nędzna. Wyciśnięte myślą, że tak od tej pory będzie wyglądało nasze życie, w oczach stanęły mi łzy. Z nadzieją czekałam na jakikolwiek ruch, kogokolwiek obecnego, będąc zbyt nieśmiałą, by po prostu pójść w swoją stronę i zbyt przygnębioną, by pytać.
Wilk, który nas tam przyprowadził, bez słowa wyjaśnienia opadł na wygnieciony pośród roślin dołek. Również on wyglądał teraz o wiele mizerniej, myślę, że dobrym słowem byłoby nawet "nieco anemicznie".
Nagle jakieś światełko, gdzieś głęboko w małych duszyczkach, zaświeciło się ponownie. Bo oto Kali ze śmiechem skoczyła na brata, z zaskoczenia przewracając go na ziemię. Ze zdziwieniem popatrzyłam na ich pierwsze, blokowane zakłopotaniem ruchy, a gdy dostrzegłam, że nawet Ry zaczyna odgryzać się coraz weselej i energiczniej, jeszcze raz zerknęłam w stronę dorosłego wilka, z trwającą gdzieś z tyłu głowy myślą, że może udzielić nam nagany za tak hałaśliwe zachowanie. On jednak nawet na nas nie patrzył. Na nic nie patrzył, jego oczy były zamknięte. Bez dłuższego wahania, przykucnęłam lekko, by dodać sobie siły i skoczyłam, z całym impetem wpadając pomiędzy podgryzające się rodzeństwo. Coś od środka zaczęło delikatnie ogrzewać wylęknione serce.
A więc to nasz pierwszy dzień w nowym domu, z nowym opiekunem. Myśli o tym, jak szybko wrócić do mamy, schowały się gdzieś w głębi małej główki, pośród dziesiątek innych myśli, mnożących się w niej na potęgę, zasilanych nowym miejscem i nowymi doświadczeniami. Zaczynało się coś zupełnie nowego, a ja wciąż miałam ze sobą dwójkę najbliższych dusz.

< Ry? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz