środa, 19 sierpnia 2020

Od Cuore - "Błędne Koło", cz. 7

Nie wilk
Zaczynam mieć wrażenie, że za bardzo się z Wami spoufalam. No bo... czy powinienem gadać z kimś, kto nawet nie istnieje? Dziwny pomysł na terapię.
A może tak naprawdę nie istniejemy my? Nie, to bzdura. Jeśli czujemy, widzimy, myślimy, tworzymy swój własny świat, nie moglibyśmy nie istnieć.
A może spotykają się tutaj co najmniej dwa światy? Nasz, na naszej ziemi i Wasz, na Waszej. Nawzajem dla siebie wewnętrzne lub zewnętrzne.
Jak myślicie, czy jest jeszcze jakiś trzeci? Na przykład kosmici. Może istnieją. Albo jakaś inna, powiedzmy, alternatywna, rzeczywistość. Też nie sposób z całą pewnością tego wykluczyć.
Tak sobie myślę... mógłbym rozmawiać tu sobie z każdym, chociażby z tą czarną, uroczą wilczycą, którą niektórzy szumnie nazywają postacią legend. A jednak mówię do Was, to znaczy, do Ciebie, tam między jedną ścianą a drugą. Cieszysz się?
   ~   ~   ~
- Hej, czemu ciągle gapisz się w ścianę?
- Co?
- Pytam, czemu od pół godziny latasz ślepiami po ścianie i się nie odzywasz.
- Nie przejmuj się, nie mam nic do roboty, to myślę.
Przypomnijcie mi, bym następnym razem przeniósł się w jakieś bardziej spokojne miejsce. Gadanie do siebie, będąc pod jednym dachem z własnym szefem to jeden z pomysłów nienależących do grona genialnych.
Gdybym mógł być pewien, że istniejecie, byłoby pewnie ciekawiej. Miałbym Wam tyle rzeczy do opowiedzenia. O wilku, który z drobną pomocą wywołał zamach stanu, o wilku, który wycinał bliźnim serduszka, o dwóch przedsiębiorczych braciach, o pewnym sinym mięsie i o pewn... nie, z tym jeszcze bym poczekał.
W ogóle, wiecie co? Śmiesznie by było, gdyby jakiś popapraniec to wszystko kiedyś spisał. Ze szczegółami. Moglibyśmy nawet ponadawać tytuły. A jaką miałbym radochę, widząc uśmiechy na Waszych twarzach przy każdym fragmencie, w którym ktoś ma dziwne sny z podkładem muzycznym, ktoś zabija kogoś ze szczególnym okrucieństwem, albo któryś z wilków miesza czaplę z błotem.
Wiecie? Podobno patrząc na nas wszystkich i słuchając naszych opowieści, można łatwo dostrzec specyficzne cechy charakteru, lub, tak na przykład, odchylenia. W naszym zapisanym gałęzią na śniegu świecie, nie jest oczywiście trudno ukryć te ze swoich... hm, skłonności, którymi niekoniecznie chcemy się chwalić. Za to w drugą stronę? Jeśli w historii pewnego wilka, kota, żurawia, lisa, wszystko jedno, pojawiają się pewne nietypowe elementy, które konsekwentnie utrzymują się przez dłuższy czas, można przeczuwać, że mówią coś ciekawego o duszach, które za nimi stoją, prawda?
Ahaha... w sumie całe szczęście, że najprawdopodobniej nie istniejecie. Przynajmniej raz nie muszę zastanawiać się nad każdym zdaniem, którym się z kimś dzielę.


Podobno wilk
Pierwszym, co zobaczyłem po przebudzeniu się z półsnu, a może całkowitego snu, w którym znalazłem się jakiś czas wcześniej, próbując... trudno powiedzieć, poukładać myśli po wyjątkowo ciężkiej nocy, było błyszczące odbicie własnych, srebrnych ślepiów w niezmąconej, zimnej, falującej lekko wodzie jeziora. Obróciłem się na brzuch, z opóźnionym wyrzutem adrenaliny orientując się, że końcówka ogona zaraz po mającym chwilę wcześniej miejsce machnięciu znalazła się w lodowatej wodzie i jest cała mokra. Wykrzywiłem się w odruchu ni to strachu, ni to złości i odetchnąłem głębiej, kuląc się i próbując podnieść na cztery nogi.
W pierwszej chwili wstrząsnęły mną dreszcze. Powietrze, chłodne i nieprzyjemnie, przenikało mnie na wskroś. Wszystko wokół pachniało wilgocią, a im bardziej było wilgotne, tym bardziej wydawało się brudne. Uczuciem, które nagle całkowicie zapełniło i od środka rozepchało mój umysł, była odraza. Poczułem obrzydzenie do miejsca, w którym stałem i do wody, w której toń przed chwilą patrzyłem, a po chwili dotarło do mnie również, że cały zlepiłem się z tym mokrym, śmierdzącym kawałkiem ziemi.
Zaraz po tym ogarnęło mnie przejmujące poczucie bezsilności. Wszystko naokoło ociekało brudem, a ja sam nie mogłem wyjść ze skóry, by w końcu poczuć się czystym. Czegokolwiek bym nie dotknął, zanieczyściłbym to.
Sztywnym krokiem odszedłem kilka kroków od brzegu wody pachnącej mułem, a odetchnąwszy głębiej i wychwyciwszy suchy, leśny wiatr, nagle zapragnąłem uśmiechnąć się. Wydawało się, że teraz wszystko będzie w porządku.
Coś tylko od zawilgoconej sierści zaczynało swędzieć. Zatrząsłem nogami, próbując zrzucić z nich udrękę. Nie podziałało. Pisnąłem, siadając na ziemi i pocierając jedną przednią łapą o drugą, nie zważając na gniotącą się sierść. Po pewnym czasie włosy zaczęły się łamać.

Uporczywie drapię tylko jedno miejsce. Czuję, jak skóra staje się twarda. Czerwona i gorąca. To jest jak wewnętrzny rozkaz, tym razem trę jeszcze mocniej, całymi pazurami wbijam się w ciało. Zaciskam zęby, rozdrapuję mięśnie, które zdają się stawiać rozpaczliwy opór. Teraz jestem już w szale, euforia miesza się z bólem. Zarazem nie chcę czuć tego wszystkiego i chcę, bardzo chcę, to jak popęd, to zaślepiające pragnienie, to jak ucieczka śmierci.
Słyszę ciche puknięcie. To pęka napięta tkanka, purpurowa krew pryska mi na nos.
Im mocniej wciskam pazury w mięso, tym mocniej płynie, teraz już kilkoma strumieniami. Nie czuję tego, ale wiem, że zaczynam robić się już fioletowy.
Skóra staje się matowa, jakby papierowa, sina, poddaje się, więdnie, umiera, gnie się pod naciskiem.
Dyszę z wysiłku.
Coś dziwnego wisiało nade mną. Może to ta monstrualna, czerwona chmura, płacząca wilczą krwią, może pukanie to tylko krople pąsowego deszczu, ziemia wilgotnieje nie od mojej sierści, nie od mojej krwi, a od karminowej mżawki. A może nie


Ogółem, już dosyć
Znaleźli go nad jeziorem, skulonego pod jałowcami, ze śladami krwi ściekającej po sierści. Skamlał i ściskał łapami rozdrapaną skórę. Widok był niemal przeraźliwie żałosny.
Szary wilk westchnął bezgłośnie, siadając obok. Był zmęczony. Pilnował go najlepiej, jak potrafił, a z uwagi na spokojną sytuację polityczną w watasze, większość czasu poświęcał na krążenie pomiędzy swoim ostygłym chwilowo stanowiskiem pracy i młodym basiorem, starając się bez przerwy mieć go na oku. Już nie tylko z uwagi na siebie. Zachowanie... tego kogoś, kogo przez przymus musiał zacząć nazywać synem, niepokoiło go coraz bardziej przez wzgląd jego własne dobro. A jednak w najśmielszych snach nie spodziewał się, że wilk jest w stanie zrobić sobie krzywdę. Nie rozumiał go. Nawet specjalnie go nie "kochał", jeśli można w ogóle darzyć podobnym uczuciem coś, co czasem zdaje się nie mieć świadomości. Taka miłość w jego oczach stawała się równa miłości do kwiatów czy kamieni. Po co taka miłość?
Na przykład oczy. W oczach ich wszystkich, w jego własnych oczach, w jastrzębich oczach jego przyjaciela, w uczciwych oczach miejscowego społeczeństwa, coś się tliło. A oczy tego wilka czasami wydawały się martwe. Tak. Oderwane od trupa i przyszyte do żywego jeszcze pyska.
Wrażenie to wcale nie mijało z czasem, a nasilało się, ukazując ten kawałek sinego mięsa w świetle absurdalnej niemal nieistotności.

- Chodź, weźmiemy go do tamtego zielarza - mruknął, podnosząc skulonego na ziemi basiora - zaczyna zagrażać sam sobie. Najlepszym wyjściem będzie chyba zostawienie go tam, pod dobrą opieką.
Z kilkudziesięciokilogramowym obciążeniem, jakim było w połowie bezwładne ciało, swoim bezrozumnym wzrokiem wpatrujące się w ziemię, droga okazała się stanowczo dłuższa i trudniejsza, niż ją o to podejrzewał.
- Możemy go tu zostawić? - zapytał więc owego wilka-cienia, wilka-uśmiechniętej tajemnicy, który tak chętnie chciał się uprzednio podjąć leczenia przypadłości, które w porównaniu do tego, w co się rozwinęły, wydawały się tak odległe, że niemal nieistniejące. Chwileczkę, dlaczego w ogóle dzieciak wymagał wtedy leczenia?
- Oczywiście. Od dawna mówiłem, że ktoś z tak poważnymi zaburzeniami rozwoju, wymaga stałej, profesjonalnej opieki.

W ogóle, szary wilk wyobrażał sobie to wszystko zupełnie inaczej. Był gotowy wprowadzić go w zasady swojego świata, przedstawić mu jego porządek, nauczyć wszystkiego krok po kroku, jedynie dla bezpieczeństwa udawać, że nie ma wobec niego żadnych zobowiązań. A jednak było to niemożliwe. Świat. Ich stabilny, przejrzysty świat kierujący się zrozumiałymi zasadami, był przeciwieństwem zamkniętego świata tego biednego osobnika. Nie, ta zamknięta rzeczywistość sama zaczęła wdzierać się i do ich rzeczywistości. Burzyć swoje mury i zagrażać odwiecznemu poczuciu bezpieczeństwa.

   C. D. N.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz