Kou przechadzała się terenami watahy. Od samego rana czuła się dziwnie. Nie była w stanie wyjaśnić o co dokładniej chodzi. Wiedziała jedynie tyle, że coś się dziś zdarzy. Wędrowała już jakiś czas. Jej oczom ukazała się znajoma wadera, Joena. Kou z wesołym uśmiechem ruszyła truchtem w jej kierunku.
- Hej Joe! - zawołała. Szara wilczyca zwróciła się w jej kierunku.
- Kou. Miło cię widzieć. - oznajmiła uśmiechając się. Zielona samica stanęła przed rozmówczynią.
- Jak tam dzień? - spytała. Rozpoczęły rozmowę, która całkowicie je pochłonęła. Zanim się obejrzały, nastało południe. Samice nieco zaskoczone, lecz także rozbawione tym faktem postanowiły wracać do centrum. Jednak przeszkodził im pewien wilczy głos. Zatrzymały się i spojrzały na wilka.
- Kou? Prawda? - spytał wysoki basior o brązowym futrze. Na ciele miał mnóstwo blizn. Wadery przyjęły pozycje obronne. Nie znały samca, a nie wyglądał on przyjaźnie.
- Kim jesteś?! - warknęła Kou, osłaniając swoim ciałem Joenę. Szarej nie spodobało się to zbytnio. Nie była przecież bezbronna.
- Nie skrzywdzę was. Przysyła mnie Flour.
- Kim on jest, że zna nas? - spytała podejrzliwie Kou.
- Nie zna was. On zna ciebie. Flour to twój ojciec. - odparł basior prostując się dumnie.
- Kłamiesz! - warknęła Kou. Samiec zaprzeczył ruchem głowy.
- Mówię prawdę. Przysięgam na swoją prawą łapę.
- Skąd możesz wiedzieć, że jest moim ojcem?! Skąd on może to wiedzieć!? Nie było go przy mojej matce! On podobno nie żyje! - Kou podniosła głos. Nawet o tym nie wiedziała. Dała ponieść się emocjom. Basior ciągle zachowywał spokój. Starał się nie pogarszać sytuacji.
- Twój ojciec bardzo żałuje, że nie było go wtedy przy niej. Twoja matka nie chciała go widzieć po tym, jak dowiedziała się o nim prawdy.
- Jakiej znowu prawdy? - spytała Kou. Spojrzała w międzyczasie na Joenę, która zdawała się być tak samo zaskoczona zaistniałą sytuacją, co zielona wilczyca.
- Twój ojciec zabił jej siostrę. Nie zrobił tego specjalnie. Wiedział o niej coś, czego nie wiedziała Hera.
- Myślisz, że jestem w stanie ci zaufać? Od tak pójść z tobą w nieznane? Zostawić moją obecną watahę?
- Myślę, że dla ciebie to wszystko brzmi naprawdę niepokojąco i wiem, że trudno mi uwierzyć.
- Kou? - wtrąciła nagle szara. Wadera spojrzała na przyjaciółkę. - Może on ma rację? Zna imię twojej matki i wie co się wtedy zdarzyło.
- Co jeśli on kłamie i chce nas oszukać? - spytała Kou podejrzliwie patrząc na basiora. - Nawet się nie przedstawił.
- Wybacz, zbytnio skupiłem się na przekazaniu ci wiadomości o ojcu. Zwę się Mowis. Jestem bratem twojego ojca.
- Skąd mogę mieć pewność, że nie kłamiesz?
- Możesz pójść ze mną i sama się przekonać o tym, że mówię prawdę.
- Mam iść z tobą całkiem sama? Podziękuję. - odparła kpiąco. Joena, która stała obok była zaskoczona jej zachowaniem. Znała Kou jako pełną radości waderę. Nigdy nie spodziewała się po niej takiego zachowania. Może zbytnio się tym przejęła?
- Może ja pójdę razem z tobą? - zaproponowała nagle Joe. Kou długo się zastanawiała, ale ostatecznie zgodziła się. Następnego dnia udała się do alfy, aby oznajmić, że wraz z Joeną opuszczają tereny watahy. Powiedziała o swoich zamiarach i obiecała, że gdyby było to kłamstwo wróci do watahy. Alfa zgodził się na ich "wyprawę". Po spotkaniu Kou udała się do Joeny. Tam zastała również Mowisa.
- Gotowe? Czeka nas kilka dni drogi.
- Tak, gotowe. - oznajmiła Kou. Joena wydawała się nie do końca pewna swojego postanowienia, ale nie mogła teraz wystawić Kou. Ruszyli w kierunku słońca. Kou nie wiedziała co o tym myśleć. Ma cieszyć się, czy wręcz przeciwnie? Co to wszystko znaczy? Wiedziała tylko tyle, że zapisała się na nieznane. Wataha Srebrnego Chabra została w tyle. Te wszystkie chwile. Kierowała się ku nieznanemu, a swój dom pozostawiła. Obiecała sobie jednak, że wróci. Tylko musi nadejść na to czas. Teraz wraz z Joeną stawi czoła swojej przeszłości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz