niedziela, 9 sierpnia 2020

Od Cuore - "Błędne Koło", cz. 6

Ja żyję w świecie drzwi zamkniętych na klucz
Urodziłem się gdzieś na terenie Stepów. To wilki były powodem, dla którego musiałem przyjść na świat półsierotą. I być może właśnie to sprawiło, że dążąc do osiągnięcia pewnego stopnia wewnętrznej i zewnętrznej stabilności tej części mnie, która zawdzięczała ją przynależności do stada, z braku lepszych alternatyw musiałem wybrać właśnie tę wspólnotę. Wilki stały się więc moją jedyną rodziną, a dzięki temu również i jedyną społecznością, której prawa musiałem znać i których powinienem przestrzegać. Innych praw więc nie znałem.
Przestrzegać? Czy nie wygodniej było je naginać?
Byłem wtedy jeszcze małym dzieckiem. Gdy rosłem, wszystko stawało się coraz bardziej nieoczywiste. Zacząłem zadawać sobie pytania, jeśli nie wilkiem, a z pewnością nie wilkiem, to czym jestem? Odpowiedzi jednak nie rozumiałem.
Jakoś minęło moje dzieciństwo, którym manewrowałem z jednej strony zaskakująco jak na dziecko sprawnie, z drugiej, rzecz jasna, zupełnie naiwnie i nieumiarkowanie. Było niczym innym, niż szarą, a potem stopniowo blaknącą teraźniejszością. A czym była teraźniejszość? Nie wiedziałem.
Początek dorosłości postawił mnie w kilku trudnych sytuacjach, należących do tej grupy, w której jakikolwiek wybór mógł być albo zły, albo gorszy. Jedną z wielu rzeczy, których się wtedy nauczyłem, była świadomość narzuconego z góry, częściowo wdzierającego się już w psychikę przymusu określania poszczególnych, wilczych społeczności jako mniej lub bardziej nielubiane oraz te, do których żywiłem pewną sympatię. Z tymi ma być sojusz, z tymi wojna, i tak jesteś zbyt głupi, aby zrozumieć, po co to wszystko.
Dlaczego? Dlaczego to wszystko?
Oczywiście szybko okazało się, że cech kojarzonych przez mój umysł jako sympatycznych, w każdej było zbyt dużo, aby sklasyfikować ją jako "po prostu nie lubię". A gdy któryś z jej przywódców ładnie się uśmiechnął i powiedział coś, na co czekałem? Mój Boże. Jedni sprzedają ciała, inni osobowości. Nic nadzwyczajnego.
O tym wszystkim jeszcze nie wiedziałem.
Czy naprawdę byłem zbyt głupi?

Dlaczego najsmutniejszy tak często musi okazać się najsłabszym? Dlaczego siła i moc idzie w parze z upajającym uczuciem szczęścia? Czy szczęśliwym jest to jeszcze potrzebne? Dlaczego ich najgorsze koszmary nie dorównują czasem rzeczywistości przygnębionych? Czy szczęście bierze się z siły, czy siła bierze się ze szczęścia? Dlaczego więc słabi i biedni bywają najszczerzej najszczęśliwsi? Kto popełnia błąd?
Czy to sprawiedliwe, że to nasz świat? Czy na takim świecie chcemy żyć? Czy to prawda, że jedynym wyjściem jest obojętność? Walczymy o sprawiedliwość, o wolność, czym jest wolność? To tylko puste słowo. Tego nie wiemy.
To unikalny świat.
Dlaczego w każdej chwili tragicznie kończy się życie tak wielu istot? Spokój, brak cierpienia. To ich ostatnie i jedyne rzeczywiste teraz pragnienie. Dlaczego w każdej chwili umierają setki zwierząt, które mogłyby ucieszyć się na Twój widok, gdyby tylko Cię znały?
Ilu cierpiących płacze teraz w samotności? Wokół nich panuje cisza, która ten jeden raz zdaje się być niemal wrogiem.
Słyszysz, jak płaczą? Jak wiele z żyć właśnie rozpada się nieodwracalnie? Ilu z nich wstanie zaraz i skoczy, ostatnim uczuciem czyniąc rozpacz lub ból, tłumione by móc wykonać jeszcze jeden ruch, zanim wszystko się uspokoi?
Tego wszystkiego nie wiedziałem.

Widzicie, żyjemy w świecie, w którym wystarczy jakiś wielki czyn i dobry podkład muzyczny, by z dowolnego nędznika zrobić bohatera. Nie ważne, po której stronie stoi.
Stało się więc tak, że nawet pierwotnie podistota, wykluczona wcześniej z zapisów prawnych i ze świadomości pozostałych świadomych uczestników całego tego przedstawienia, osiągnęła pewien poziom społecznego szacunku i znalazła w końcu przyjaciół.


Ty uczysz się naciskać na klamki
Szary ptak coraz więcej czasu spędzał w jaskini alf watahy. Nie tylko, jak wcześniej, przybywając tam głównie w celach zawodowych, w tamtym czasie również odwiedzając najmłodszego jej mieszkańca.
Martwił się o niego. Na długo wcześniej przestał zastanawiać się, co go do tego skłaniało, ale wciąż się martwił. Osiągnąwszy mistrzostwo w przymykaniu oczu na niektóre luki w moralności otaczających go wilków, z odpowiednią najniższym kręgowcom obojętnością udawał, że nie widzi, czym powoli stawał się przedmiot jego niepokoju.
- Jak się czujesz? - zapytał bezceremonialnie pewnego razu, chwilę po tym, jak pojawił się w jaskini i obiegając wzrokiem nędzne wnętrze przekonał się, że panuje w nim, to samo co zazwyczaj, nic.
- Źle - odpowiedziało mu ponure mruknięcie.
- Wziąłeś to coś? - wskazał na leżące obok basiora zioła.
- Tak i nie... nie dam rady dłużej.
- Co masz na myśli?
Gdy wybrzmiały słowa, zorientował się, że nie wiedział, czemu w ogóle o to zapytał. Być może chcąc okazać swoją troskę. W rzeczywistości nawet bez pytań dostrzegał, że z każdym tygodniem wilk był coraz bardziej apatyczny, a przyczyna tego stanu ordynarnie rzucała się w oczy. Szczera chęć pomocy mieszała się w nim z przesiąkniętą rezygnacją myślą, że powoli robi się na nią zbyt późno. Przestawał nawet pamiętać, co ostatecznie skłoniło jego przyjaciela do zainteresowania się stanem psychicznym syna i szukaniem pomocy u medyków.
- Nie mam siły się podnieść. Od przedwczoraj nie jadłem niczego oprócz ziół. Czuję je bez przerwy na podniebieniu. Rozumiesz? Bez przerwy. Nawet gdy od wielu godzin nie miałem ich w pysku. Cały czas czuję ich gorycz. A widok mięsa wywołuje u mnie tylko obrzydzenie. Nie wiem, czym jest ten chłam, al e   nie  b ęd ę d ł u   żej  go
- Brać? - szary ptak przerwał nerwowo, starając się uśmiechnąć jak najbardziej przyjaźnie - mogę po prostu udać, że mi tego nie mówiłeś? Lepiej powiedz, co masz na szyi? - każdy pożądany uśmiech bladł, w miarę, gdy powracały wspomnienia - skąd to wziąłeś?
- Takie tam, metalowe, znalazłem w lesie, na mchu - wymamrotał wilk, z niechęcią odwracając pysk od promieni słonecznych i chowając go pomiędzy ścianą a swoim bokiem.
- W lesie, w porządku. Razem z nicią? Wydaje się zupełnie czysta. Wiesz, że to nić chirurgiczna?
- Nie wiedziałem. Nie można nosić tego na szyi?
- Czas... czasem można. Ale nie to miałem na myśli. Kształt, myślisz, ma do czegoś podobny?
- Niespecjalnie.
- Mogę zobaczyć? Wygląda na to, że któryś z nas zwariował, miałem szczerą nadzieję, że to ty...
- Tak twierdzi mój ojciec - dopiero teraz basior wysunął pysk zza siebie i rozkleił ospałe powieki.
- ...Ale jest duża szansa, że to ja mam obsesję. Naprawdę znalazłeś to w lesie?
W zamyśleniu zaczął gwizdać. Sygnał krótki, długi, cztery krótkie, długi. Zupełnie z niczym mu się ta sekwencja nie kojarzyła, ale jakby coś sobie przypominając, uśmiechnął się lekko, kręcąc w powietrzu sznurkiem, na którym wisiało drobne, metalowe serduszko.
- Powiedz mi, kim jesteś i dlaczego dzieją się te wszystkie pozbawione sensu rzeczy? - przymknął oczy, równocześnie podnosząc głowę i kierując ją w stronę wpadającego do jaskini, ostrego światła słońca, przebijającego się przez poszarpane chmury - pojawiłeś się znikąd, jakbyś miał w życiu tylko jeden cel, wpędzić siebie i nas tutaj w paranoję...
Cynicznie uśmiechnął się sam do siebie. Potem kontynuował tonem, który w całej swojej istocie przywodził na myśl tylko wypowiedzianą przy okazji błahych słów prośbę o wybaczenie.
- Nie czujesz tego, prawda? Chciałbyś pewnie żyć jak każdy inny wilk, po prostu przez cały czas biegają wokół ciebie sami wariaci. Prawda?
- Bardzo lubisz sam się oszukiwać? - zapytał po cichu głos, na powrót już ściśnięty przez własną sierść i zimną ścianę, która ponownie ofiarowała mu schronienie.

U strunowców umiejscowione po brzusznej stronie, u większości z nich również otoczone żebrami. Położone niejako w centrum organizmu.
Niezmordowanie wykonuje niewyobrażalnie ciężką pracę, do której jest zdolne jeszcze przez kilka minut po wyjęciu z ciała.
Nie potrafimy bez niego żyć.
Jeden z najbardziej, jeśli nie najbardziej obrośniętych legendą narządów. Od niepamiętnych czasów również specyficzny symbol.
W Biblii pojawia się już w Księdze Rodzaju, przez jednego z filozofów starożytnej Grecji uważane za symbol rozumu, myśli i uczuć.
Nazwa pierwotnie związana z położeniem, nieco dawniejsze sierce. Niemal nadużywana we wszelkich związkach frazeologicznych, jak z ręką na sercugołębie serce, czy serce się kraje. We wszystkich słowiańskich językach brzmi podobnie.
Po niemiecku Herz. Po chińsku xīn. Po kazachsku żüriek. Po łacinie cor. Po japońsku shinzō. Po włosku cuore.

   C. D. N.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz