sobota, 1 sierpnia 2020

Od Cuore - "Błędne Koło", cz. 5

To cały czas ja
- Myślisz, że lepiej z nim ostatnio? - w półmroku dał się słyszeć niespokojny głos basiora.
- Ani trochę.
- Nic się nie zmienia? W ogóle?
- Zmienia się, jest coraz gorzej.
Przez chwilę patrzyliśmy na siebie. W końcu jedna z szarych łap mojego przyjaciela powędrowała w kierunku leżących pomiędzy nami, trzech glinianych naczyń. Szybko dołączyła do niej druga, by troskliwie pomóc jej ponownie napełnić dwa gliniane kubki. W milczeniu przyglądałem się jego średnio zgrabnym ruchom.
- Chociaż w zasadzie, czy to jakaś różnica? Nie jest niebezpieczny, to najważniejsze... - zaśmiał się bez przekonania.
- To chyba różnica, biorąc pod uwagę, że sam kazałeś faszerować swojego syna ziołami. Ufasz tamtemu wilkowi?
- Dotarliśmy do niego z polecenia zielarki - wzruszył ramionami - ona chyba wiedziała co mówi.
- Jest już prawie dorosły, a nie nadaje się do życia z innymi wilkami, bo przez cały czas jest pod wpływem jakiegoś specyfiku. Co z nim zrobiłeś? Popełniłeś błąd.
- Nie mów tak. Wiesz, jakim zagrożeniem byłoby dla nas, gdyby ktokolwiek dowiedział się, że to mój syn? A to dziecko latało po lesie, nie wiadomo, czego mogłoby naopowiadać niepowołanym.
- Jest uzależniony od leków. Naprawdę, wiem lepiej od ciebie, z czym to się wiąże.
Pod ciężarem jego przeszywającego spojrzenia, odwróciłem wzrok, przenosząc go na rosnące pod jaskinią drzewa. Zazwyczaj lekko falowały, upiększając otoczenie połyskującą, ciemną zielenią. Tym razem, w bezwietrzny dzień, rozjaśnione białym światłem, wyglądały na martwe. Z jednej strony myśl o ciepłym, spokojnym przedpołudniu wywoływała dosyć przyjemne uczucia, z drugiej, coś nieokreślonego lekko ściskało w sercu.
- Słuchaj no, bracie - nie jestem w stanie powiedzieć z pewnością, czy warczał, czy tylko mruczał z niezadowoleniem - doskonale wiesz, że jakby mnie trafił szlag, to ciebie razem ze mną. Mam ci przypomnieć, jakim dokumentem uraczyłeś mnie przed zajęciem stanowiska?
- Pamiętam, to był mój błąd. Ostatecznie mi mogłoby być łatwiej pozbyć się ciebie jako alfy, niż tobie pozbyć się kogoś, kto oficjalnie jest praktycznie nikim.
Wilk podniósł się ze swojego miejsca, zbierając myśli.
- Tylko spróbuj - nie wiedział chyba, jaki wyraz pyska byłby najodpowiedniejszy do zaistniałej sytuacji, nie zdecydował się więc nawet na mrugnięcie.
- Szefie, kiedy świetnie mi się z szefem pracuje, po diabła miałbym próbować - uśmiechnąłem się uspokajająco, choć chyba nie zadziałało to w sposób do końca pożądany. Wilk usiadł ponownie i odetchnął, marszcząc brwi. Gniew? Obawa...?


A teraz ty, dziecinko
To ja, to szczenię.
Bez zmysłów i bez znaczenia. Tylko po to tu i teraz, żebyś poznał mnie lepiej.
Zobaczyłem wszystkie wilki. Wszyscy moi przyjaciele i moi wrogowie. Każda znajoma twarz, wy wszyscy, wy, milczący, wy, śmiejący się i wy, płaczący.
Siedzą na wielkiej, białej łące, jak ospałe robaki, pod rozdzierającą zmierzch falą mroźnego powietrza. Wiesz? Oni nie widzą, bo nie patrzą. Wiesz? Oni wiedzą, choć nie widzą. Oni milczą, choć od dawna już o wszystkim
wiedzą.
Ich głowy podniesione, jak kwiaty. Z góry razi je zimne, gasnące słońce. Oczy zamknięte, źrenice pulsują pod naciskiem światła. Cierpliwi, czekają końca tej krwawej gry.
Wyrwane uszy nie usłyszą jęków. Zmiażdżona dusza nie poczuje już więcej dławiącego ucisku.
Niektórzy uśmiechają się, ale to uśmiech słaby. Oni czują, lecz nie myślą. Oni rozumieją, choć nie myślą. Ich już nie boli, choć czują. Oni są ślepi, choć mogą otworzyć oczy. Wiesz? Oni już nie żyją.

   C. D. N.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz