środa, 19 sierpnia 2020

Od Talazy CD Szkła - "Pierwsza Krew"

– Tak – uśmiechnęłam się szeroko jak nigdy, jakby z czystej przekory czyniąc reakcję, która mnie samej zdawała się fałszywa i zupełnie pozbawiona znaczenia czymś tak boleśnie przekonującym. – Masz rację, jutro będzie nasz dzień.
Oparłszy głowę na piersi basiora, uniosłam wzrok, by patrzeć, jak ponownie zmieniają się kolory na niebie, tym razem już w ostatnim akcie, ostatnim tchnieniem słońca blaknąc z ciepłych fioletów w ciche granaty nocy. Słusznie zdawało mi się chyba, że z każdym kolejnym dniem ten barwny pokaz zdawał się coraz krótszy i bardziej to ubogi, niektórymi wieczorami nawet rozczarowujący, a jednak, a może właśnie dlatego, ze sporym oddaniem starałam się zawsze wychwycić choć krótki urywek tego rozgrywającego się każdego zmierzchu na nowo festiwalu barw.
Mając więc jeden cudowny obraz przed oczami, a drugi tuż przy sercu, malowany szeptanym głosem mojego ukochanego, nie mogłam zrobić nic innego, jak tylko się uśmiechać, i próbować wierzyć w prawdziwość tego raju.
O czym on opowiadał? Jak brzmiała treść tej bajki?
Myślałam i dziwiłam się, mrużyłam oczy, niezdolna jeszcze zrozumieć, dlaczego w oczach mojego małżonka ten dzień zapisał się jako nieudany; Albo nie nieudany, nieidealny. Przecież cały ten dzień, od ciemnej północy, przez ciepły świt i wypełnione światłem popołudnie, to była codzienność, idealna, podręcznikowa wręcz jej definicja, która zmieściła w sobie całą istotę życia, pozostawiając mnie tego wieczoru wyczerpaną, ale i całkowicie usatysfakcjonowaną. Nie narzekałabym, gdyby tak miało wyglądać całe nasze wspólne życie.
A może nie? Może wcale nie miało? Przecież zaczęło się ono właśnie te kilkanaście godzin temu, a mój małżonek, no cóż, los pozostawił go bez żadnego słowa w sprawie przebiegu pierwszej naszej wspólnie spędzonej doby. Może więc to  jak zwyczajnie i poprawnie ona wyglądała, było tylko przypadkiem, a nie żadną regułą, która miała powtarzać się przez następne dziesięć długich lat. Może Szkło miał mi pokazać życie, jakiego nigdy nie znałam?
Nie lubiłam dawać sobie złudnej nadziei, nie chciałam ekscytować się nie posiadawszy ku temu odpowiedniej i pewnej podstawy, a jednak ostatecznie pozwoliłam, by ta przyjemna myśl ukoiła mnie do snu.
 Nadeszła noc, więc musiał nadejść i poranek. Obudziłam się wcześnie jak nigdy, ku własnemu zdziwieniu spostrzegłam natomiast, że towarzyszący mi basior mógł mieć w zwyczaju rozpoczynanie dnia o może nawet jeszcze jaśniejszej godzinie, jakkolwiek na moją korzyść zdecydował się być może przesunąć dalszy harmonogram dnia, gdyż w momencie, w którym otwierałam oczy, miałam szczęście dalej czuć na sobie ciepło jego ciała.
Uśmiechnęłam się w geście przytłaczająco szczerej radości; podnosząc się z miejsca poczułam, że poranek, jaki zesłał nam los, był dość chłodny i obficie skroplony rosą, dlatego pobudka pod gołym niebem bez obecności drugiej tak oddanej osoby mogłaby okazać się dla mnie prawdziwie bolesna.
Mimo wstrętnej godziny czułam się absolutnie wyspana. Ból głowy zniknął wraz z poweselnym kacem, a i z mięśni, które także otrzymały swą porcję zasłużonego odpoczynku, zdawały się ustąpić wszelkie ślady wczorajszej awantury. Nawet apetyt mi dopisywał; skoczywszy z łapy na łapę w charakterze krótkiej rozgrzewki, już miałam nieznoszącym sprzeciwu tonem poinformować basiora, że zabieram go na ryby. Powstrzymałam się przed tym w ostatniej chwili, odnajdując w pamięci wspomnienia wczorajszej nocy, pięknych słów Szkła i wszystkich zbudzonych przez nie nadziei. Wykorzystując pokłady empatii, o których istnieniu nie zdawałam sobie wcześniej sprawy, postanowiłam dać mu szansę się wykazać.
Porzuciwszy wszelakie plany, po prostu usiadłam na ziemi. Przekrzywiając lekko głowę, uśmiechnęłam się do basiora. Jednocześnie pozwalając, by mój ogon pożył przez chwilę własnym życiem, machałam nim w geście szczerej, nieskrępowanej radości.

< Szkło? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz