niedziela, 9 sierpnia 2020

Od Serenity - "Wyrwana strona"

Głuchy dźwięk uderzonego skrzydła zabrzmiał w jaskini, w której przebywała Serenity, która aktualnie zaciskała bezradnie powieki. Stało się, po prostu stało. Dopiero po otwarciu oczu dotarł do niej fakt wstrzymywanego powietrza, na tyle, że poczęła ciężko dyszeć w celu uzyskania oddechu. Jej ostatnie zmiany w zachowaniu zauważył dobry przyjaciel Hebi. Zresztą nie tylko on. Inni Strażnicy także, w tym jej były adorator. Dostrzegali niejaki brak iskry w niej, jakby cały czas ją coś gryzło. Było to widziane tylko w ich świecie.

Serenity nigdy nie lubiła wizji obciążania innych swoimi rozterkami, to ona miała służyć wsparciem, nie ktoś jej. To dosyć samolubne podejście - niechęć wylania najgłębszych własnych żali. To była jedna z kilku problematycznych dla niej cech życia. Jednak ostatnie dostrzeżone rzeczy zaczęły na nią wpływać mocniej niż zwykle.

Wszyscy wokół w watasze się starzeli. Te pamiętne szczeniaki, które matki nosiły w pyskach podczas niejakiego "uziemienia" Serenity, były już starszymi nastolatkami. Wiele wilków odeszło z tego świata, w tym wujek Kuraha z którym co prawda nie miała zbyt silnego kontaktu ale widziała jak jego śmierć uderzyła w ciotkę Palette. Co było najgorsze? Serenity cały czas wyglądała jakby świeżo weszła w dorosłość. Później uderzyła ją wiadomość, chyba najokrutniejsza dla samicy.

Spoglądała na Naoru ostatnimi czasy badawczo. On również starzał się w oczach. Chociaż utrzymując dalej ten byt, który przywiązał ją do niego, dawało się dostrzec zmiany w sierści, iż czasy wspaniałej młodości już za nim. 

Czy on także dostrzegał tą okrutność, że on się starzeje a ona będzie wiecznie młoda? Czy to go bolało?

Świadomość zaczęła ją męczyć, niczym rozgrzany do białości żelazo i przyłożone do odsłoniętej skóry.

Świadomość, że przeżyje wszystkich z tej generacji i z kolejnych.

Świadomość, że pogrzebie ukochanego Naoru.

Świadomość, że bycie razem na zawsze to nie jest pisany jej los.

Świadomość, że nie może dać mu młodych z racji bezpłodności.

Nieśmiertelność czy wieczna młodość to nie dar a przekleństwo, podobnie jak życie w innym wymiarze czasowym. To usłyszała nie raz z ust innych Strażników, którzy zapewne mieli na myśli to w chwili utraty kogoś bliskiego sercu, najpewniej ich drugie połówki. Pamięta doskonale jak ostatnim razem grupa niosła żałośnie zawodzącego Strażnika, który właśnie utracił ukochaną. Ci, którzy byli przy nim rozumieli jego cierpienie, gdyż sami utracili najdroższe persony. Pamięta jego żałosne zawodzenie, jego ciskanie bluzgami. Było to zrozumiałe. Najlepiej zapamiętała słowa wypowiedziane przez jednego ze starszych.


"Rozumiem twój ból przyjacielu, lecz pamiętaj: wpierw jesteś Strażnikiem, dopiero później tym, kim cię zwą."


To były okrutne ale w pełni prawdziwe słowa. Strażnik wydawał się być zaszczytem ale tak właściwie nie było. Podobnie jak nieśmiertelność i wieczna młodość, rola ta była była przekleństwem, niosąca więcej zguby aniżeli radości. Radość dla świata, cierpienie dla najbliższych. Wszystko miało swoją cenę. 

Ostatnimi czasy, pojawiło się nowe zagrożenie ze strony Koszmarów - zaczęli coraz bardziej kierować agresywne kroki, tym razem w stronę ukochanych Strażników, dając tym samym do zrozumienia, że tym razem nie będzie tak milutko. Wielu postawiono w stan gotowości, co tylko napędzało kołowrót. Jednak... Jednak pojawiła się nadzieja. Nadzieja, która oznaczała jednak zgubę.

Były adorator Serenity westchnął podczas rozmowy. Widział jak patrzyła niemal cały czas w bok. Mógł wręcz chwycić jej nastrój.

-Nie będę owijał w bawełnę, moja droga. Sytuacja robi się bardzo groźna dla wielu. Nie mniej jednak tobie radzić cokolwiek- musiał czuć się podle, skoro jego niespełniona miłość była w potrzasku kryzysu a on nie był w stanie jakkolwiek pomóc..

Serenity nagle podniosła głowę, jednak lekki cień padał na jej czoło. Spojrzała nieco pustawym spokojem na niego. Zatrzepotał niespokojnie skrzydłami złożonymi na plecach widząc to. Zmarszczył lekko brew.

-Wiem co muszę zrobić. Ochronię Naoru- powiedziała głucho odwracając się do tamtego plecami.

-Co takiego?- Zapytał się gdy zaczęła wolno odchodzić. Jej następne słowa zrozumie dopiero później.

-Serenity tu znaczy "deszcz", prawda? Wykorzystam swój imiennik- powiedziała dalej idąc bez odwracania ku niemu głowy.

Jej serce wzbraniało się wszelkimi sposobami, nie chcąc dopuścić tej możliwości. Jednak z drugiej strony umysł płakał nad obowiązkowym posunięciem. Gdyby tylko istniałaby opcja innej śmierci niż z łap Koszmarów, serce by zasnęło snem wieczystym z żalu. Tuż przez przejściem do świata watahy, wierzchem dłoni usunęła pojedynczą spływającą łzę po jej policzku. Sama myśl o tym, co zrobi, wywoływała ciecz smutku. Westchnęła i weszła w światło zorzy. Miała do wykonania rozdzierające serce zadaniem, jednak musiała utrzymać fasadę spokoju.

Zmaterializowała się w formie wilczej przed ich wspólną jaskinią, było niedaleko po świcie. Westchnęła i od razu skierowała się do kwatery alf. Agrest wydawał się nie spać już od jakiegoś czasu, lub w ogóle. Po powitaniu się, przeszła do rzeczy.

-Potrzebuje byś zgromadził wszystkie wilki na głównej polanie o zmierzchu.

-W jakim celu?- Basior zmrużył oczy słysząc tą prośbę. 

-Mam unikatową i jednorazową moc, jak deszcz, która może posłużyć jako wzmocnienie dla wszystkich członków ale tylko tych obecnych i których mogę zobaczyć- odparła. Wilk zastanowił się i kiwnął głową, że da znak na zebranie wszystkich. Podziękowała i skierowała się do wyjścia. Uśmiech przygasł jej zdając sobie sprawę, że machina ruszyła.

Odwiedziła jeszcze ciotkę, jedyną krewną, którą przytuliła i podziękowała za wszystko, pod pewnego rodzaju pretekstem pocieszenia w związku z utratą ukochanego partnera. Starsza wadera lekko objęła bratanicę nie mówiąc nic przy tym. Kiedy odsunęły się od siebie, Serenity przyjrzała się ciotce. Obecny słaby błysk w jej oczach z racji żałoby ukazał jej, że Palette była wyjątkowo silną waderą. Dopiero teraz zrozumiała te cierpienia przez które już przeszła i to, jak ją to wykreowało. Była dumna, że może nazywać ją swoją rodziną. Ciotka tylko uniosła kącik ust mówiąc, że młoda wygaduje bzdury.

Dopiero później wróciła do ukochanego, który jeszcze raczył się spokojnym leżeniem. W takie poranki jak wtedy, u Nao włączał się lekki leń, całkowicie zrozumiały i uroczy. Otworzył na wpół jedno oko i posłał słodki uśmiech do partnerki. Ta się od razu ułożyła przy nim i otuliła do skrzydłem, kładąc tym samym głowę na jego wysunięte łapy. To były pełne słodkiej miłości poranki.

-Utrudniona praca?- Mruknął czując jak kilka razy układała głowę, jakby chciała być jak najbliżej jego, nie żeby mu to przeszkadzało.

-Można tak to ująć- odparła cicho z zamkniętymi oczyma.

-Poradzisz sobie ze wszystkim, wierzę w ciebie kochanie- zagruchał do niej słodko na co w duchu poczuła ugodzenie nożem. Spojrzała na niego odrobinę zmęczonym wzrokiem.

-Wiesz, że cię kocham, prawda?- Wymienili uśmiechy.

-Ja ciebie też.

-Całym sercem i duszą.

-Całym sercem i duszą- potwierdził tuż przed wymianą pocałunku. 

Wtuliła w niego głowę, chłonąc jego cudowne ciepło. Naoru stosunkowo niedawno dowiedział się o nieszczęsnej wiadomości na temat potomstwa z jej strony, jednak na głos stwierdził, że nie potrzebuje do szczęścia dzieci, ich miłość w pełni mu wystarczyła. Ona jednak znała coś innego. W jego sennych marzeniach widziała często sceny, gdzie wyobrażał sobie ich życie rodzinne. Naoru ukrywał fakt, że bardzo pragnął mieć szczenięta ale Serkowi mówiła inaczej, aby nie czuła się winna swej bezpłodności. Kochany Naoś, posunie się nawet do kłamstwa, by uszczęśliwić bliską mu postać...

Paradoksalnie, nigdy nie czuła się godna posiadania tak wspaniałego i kochającego partnera, jakim był Naoru. Zasługiwał na wszystko co najlepsze, na to, czego Serenity nie mogłaby mu dać, jak choćby szczenięta i pełną uwagę. Czuła, że właśnie dzięki temu, poczuje się spełnionym wilkiem. Gdyby jej nie było, Nao związałby się z godną siebie waderą z którą założyłby rodzinę, prawdopodobnie dość dużą. Właśnie ta myśl głównie utwierdziła ją w słuszności swoich działań. Będzie bolało jak sam pierun to mało powiedziane. 

"Jestem najpierw Strażnikiem, potem dopiero Serenity" - myśl ta wyraźnie zmaterializowała się w jej umyśle. Tylko dlaczego to musiało być takie okrutne?

Cały dzień spędzili we dwoje, napawając się słodkim uczuciem i subtelnym ukazywaniem go publicznie, znacznie mniej subtelnie się robiło na osobności, z dala od ciekawskich spojrzeń. Gdy spoglądała na zaniżające się słońce, serce jej drżało. Czemu dzisiaj czas musiał tak szybko mijać? Czemu nie zwolni? Choć kilka dodatkowych minut...

Kilkanaście minut przed zetknięciem się ognistego ciała z linią horyzontu, już czuła krajanie się serca, lecz z uśmiechem i wtulona szła wraz z Naoru w kierunku polany, gdzie to wszyscy dalej się zbierali. Z prośby Serenity i polecenia Agresta, zaraz każdy członek wypełni lukę między innymi. Jeszcze tylko kilku brakowało, byli za to widoczni w polu widzenia, ponieważ szli z większej odległości lub napływali spokojnym tempem. Cała wataha zebrała się w chwili, gdy słońce do połowy znikło za horyzontem. Wówczas Serenity wyszła przed wszystkimi i skierowała się na wysunięty płaski głaz, mogący służyć za podest. Serce krzyczało usilnie, aby się wycofała z postępowania, z kolei rozum cicho wyjawiał słuszność tego wykonania. Westchnęła i uniosła wzrok, patrzyła spokojnie ze smutną miłością na tych, których mogła nazwać ważnymi dla niej

-Dziękuję, że się zebraliście. Wcześniej chciałabym wam wszystkim podziękować za wszystko i za nic. Każdemu z osobna również. Szczególnie kieruje słowa do umiłowanego memu sercu Naoru, ciotce Palette za opiekę a także Asmirze za jej bezcenną przyjaźń. Zawsze byliście i będziecie dla mnie najważniejszymi postaciami...- Umilkła na chwilę, spoglądając w stronę słońca. Jeszcze tylko kawałek unosił się na widoku. Załamał się jej oddech na ten widok. Już czas. - To, co chciałam wam powiedzieć, przekazałam... H-haha-hha... Wybaczcie, to trudniejsze niż zakładałam... Chciałam wam podarować wzmocnienie. Żeby wyszło, proszę o skupienie. Przypomnijcie sobie wszystkie wspomnienia ze mną, nawet te małostkowe rozmowy.- Poczekała na kiwnięcie wszystkich głów. Słońce chowało swój ostatni promyk.- Nie myślcie o niczym innym, skupcie się na wspomnieniach.

Gdy wszyscy byli gotowi, oddech wadery całkiem się załamał, z kolei serce tak dotkliwie obijało się, jakby samo chciało wyskoczyć i uciec z dala od tej sceny. Zamknęła oczy czując nadciągającą falę łez. W myślach cały czas powtarzała sobie, że to okrutne ale słuszne.

Słońce całkiem się schowało. I wówczas zaczęła śpiewać.



Zaczynając, miała zamknięte oczy, stopniowo nabierała sił w wybrzmieniu. Sama zwrotka wywoływała wspomnienia obecnych i niejako przywoływała je w ugrupowanie, jakby umieszczane na sieci. Skupiała się na jej miłości do nich. Potęga białej rozbrzmiała w refrenie, kiedy to otworzyła szeroko oczy z których całkiem lały się łzy, skrzydła z kolei całkiem rozłożyła. Widziała, jak te wszystkie wspomnienia z nią w roli głównej i zarazem drugoplanowej i uczucia są odrywane, rozszarpywane, spalane i nie tylko. Ich właściciele podczas tego zabiegu gwałtownie otworzyli szerzej oczy i padali nieprzytomni na ziemię. Gdy wszystkie wspomnienia o niej zostały zniszczone, zastępowała je innymi, ewentualnie sklejała podobne, gdzie tylko jedna bohaterka, ona, była inna, kimś innym.

To była siła jedynej zdolności, o której mało kto wiedział. Pieśń Zapomnienia.

Po zakończeniu śpiewała, na rozdygotanych kończynach podeszła do blisko leżącej ciotki, którą trąciła czule w policzek. Kawałek dalej leżał Naoru, Naoś. Ucałowała go czule po raz ostatni i cicho błagając go o wybaczenie, następnie złożyła życzenia na wspaniałe życie.

Zapadająca noc wysunęła delikatnie ramiona w postaci opadającego światła zorzy polarnej. Wzbiła się i wzleciała w niej z wodospadem łez. To było jej pożegnanie i zapewnienie ochrony dla nich. Dla niego.

Tamten Strażnik wręcz złapał nadlatującą Serenity, która wpadła w jego objęcia całkiem szlochając. Serce rozpadło się jej na jak najdrobniejsze cząstki, które sama wręcz skopała. Szlochając wydawała dźwięki, które po dłuższym słuchaniu brzmiały jak mówienie "dobrze zrobiłam".


To było dla mnie okrutne doświadczenie. Nie minęło tutaj dużo czasu, dla nich przynajmniej to kilka tygodni. Musiałam ich chronić za wszelką cenę, dlatego wymazałam się z ich pamięci, jakbym nigdy nie przyszła na świat. Widzę, obserwuje ich jak im się wiedzie. Patrzę z uśmiechem na spokojny żywot bliskich mi sercu. Ciocia dalej jest tak silna jak rozmawiałyśmy w cztery oczy po raz ostatni. Asmira, moja cudowna przyjaciółka dalej jest niczym kwiat, który dalej napawa swym pięknem podczas rozkwitania...

Jest również i Naoś, mój najukochańszy Naoś. Jego szczególnie doglądam. Widzę jak inne za nim szaleją, jak wzdychają na samo jego wspomnienie, nie dziwię im się. Wierzę, że tym razem zwiąże się z tą, która go w pełni uszczęśliwi. Często zaglądam w jego sny, zwykle pod postacią latającego małego ptaszka lub jako delikatny wiatr. Pozostaje już tylko milczącym obserwatorem w jego snach. Za każdym razem niemo wyznaje mu miłość na znak, że to uczucie z mojej strony pozostanie wieczne. Inni mogą być w moim sercu ale to on jest jego właścicielem.

Zrezygnowałam całkiem z życia w ich świecie, skupiając się na swojej pracy. Obecnie opiekuje się ich marzeniami i snami, to się nie zmieni. Przyjaciele wspierają mnie a ja ich. Tych najbliższych obiecałam chronić za wszelką cenę, czego dokonałam. Czy żałuje? Tak, że nie da się tego opisać. Wielokrotnie myślałam, iż wolałam się urodzić bez tej zaszczytnej roli i wieść słodkie ale krótkie życie. Niestety, to nie było mi dane. 

Właśnie dlatego powtarzam jak mantrę dwa zdania.

Kocham cię wieczyście Naoru, całym sercem i duszą.

Jestem Strażnikiem, dopiero na drugim miejscu Serenity.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz