Utkwiłem wzrok w ognisku, lekko mrużąc oczy.
– To chyba jednak nadal morderstwo – westchnąłem, obserwując iskierki ulatujące z tańczących na drewnie płomieni. – Rozumiem, co masz na myśli, ale nie przywiązujmy się do tego określenia za bardzo, bo znowu stracimy czujność.
Szkło pokiwał powoli głową, biorąc kolejny łyk trunku. Poszedłem w jego ślady, choć środek poważnego śledztwa to podobno nie najlepszy moment na świętowanie.
– Podsumowując, wszystkie dotychczasowe ofiary były basiorami w różnym wieku, o różnych profesjach i pochodzeniu. Co najmniej jedna z nich mogła być mniej lub bardziej niepoczytalna.
Pokiwałem głową, nie mając nic wartościowego do dodania.
– Jestem ciekaw, jak ten nasz stary kolega wybiera swoje cele. Póki co wydaje się to zupełnie losowe – rzuciłem.
– To nie wróży nic dobrego. – Szkło zmarszczył brwi i sięgnął po kubek. – Brak osobistych motywów może oznaczać, że to się nie skończy, póki my tego nie przerwiemy.
– Przyznam szczerze, że do dzisiaj byłbym w stanie uwierzyć w każdą teorię dotyczącą tej sprawy, ale teraz? Kolejny seryjny morderca w naszej niewielkiej społeczności, choć wydaje się statystycznie niemożliwą opcją, jest też najpewniejszą.
– Twój ojciec nie miał żadnych wrogów?
– Jeśli nie liczyć paru demonów, raczej nie. A możemy spokojnie je wykluczyć, całe szczęście. Nic magicznego nie mogło go zabić, mamy więc najpewniej do czynienia z osobnikiem z krwi i kości.
– To na swój sposób pocieszające.
Gdzieś przy trzecim kubku zastała nas noc. Grono bawiące się przy ognisku uszczupliło się znacznie i ucichło niemal zupełnie, jakby morzone już snem, który jeszcze nie nadszedł. Tymczasem ja i mój towarzysz niedoli nadal sączyliśmy swoje trunki, czasem tylko wymieniając się spostrzeżeniami, które wcześniej nam umknęły. Nie było tego specjalnie dużo, nie wniosło też nic szczególnego do dochodzenia, ale czas jakoś tak niespodziewanie przyjemniej mijał przy rozmowie. Możliwe, że byłem już pijany.
Szkło z kolei trzymał się zadziwiająco dobrze. Nawet gdy później szliśmy przez las, wydawał się zupełnie nieporuszony, choć mi świeże powietrze i nagła dawka ruchu zgotowały w głowie niemałe zamieszanie. Rozeszliśmy się w końcu do swoich jaskiń, skorzystać z jakże zasłużonego po dniu ciężkiej pracy spoczynku.
<Szkiełooo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz