poniedziałek, 10 sierpnia 2020

Od Paketenshiki - "Rodziny się nie zapomina", cz. 4

Zadowolony z wykonanej roboty było zdecydowanie za mało powiedziane na to, co czuł rudy po poważnym nastraszeniu Dinakaratie. Praktycznie pławił się w przyjemnym poczuciu, jakie dawała świadomość o przerażonym ananasie, który już nigdy nie odważy się skrzywdzić małej siostrzyczki Pakiego. Ani mentalnie, ani fizycznie.

Basior czekał na Skinterifiri w swoim ulubionym miejscu na ocienionej przez drzewa skale. Wiedział, że tu przyjdzie, w końcu był jej starszym bratem. Znał ją całe jej życie. Nie mógł się doczekać, aż liszka wreszcie się pojawi, jednak całe swoje oczekiwanie pozorował zwykłym wygrzewaniem się na letnim słońcu, w standardowym w tym okresie lenistwie. Ona i tak będzie wiedziała, że na nią czeka, bo ona też go znała.

Szczęśliwie na lisicę nie trzeba było zbyt długo czekać, zjawiła się jeszcze przed południem. Paketenshika poznał ją po przywiewanym przez wiatr zapachu, a później jego uszu dobiegły, ostrożne, lekkie kroki, przynależne tylko i wyłącznie lisom. Gdy kroczenie zatrzymało tuż obok niego, podniósł głowę z przyjaznym uśmiechem prosto w najbardziej przerażający widok, jakiego mógł się teraz spodziewać.

Skinka nie miała prawego oka, a sądząc po wyglądzie rany, straciła je całkiem niedawno. Góra dzień temu.

Paki zerwał się na równe nogi szybciej niż przerażony źrebak.

– Oż ten gnój Dinakaratie! Niech no ja go...

Lisica powstrzymała dalsze warczenie wściekłego basiora, kładąc mu na pysk swoją małą łapę.

– Wszystko w porządku, Paki – wyszeptała, uśmiechając się na ten swój słodki, anielski sposób. – On mi to zrobił zanim dałeś mu nauczkę. Teraz już mnie nigdy nie będzie dręczył.

– Co zrobił? – Ciekawość wzięła górę nad gniewem.

– Zerwał śluby. Powiedział, że nawiedził go pewien Cruoseo, opiekun miłości i jasno wyraził swoje niezadowolenie. Bardzo jasno, aż piaskowe duchy wyszły z ziemi i zaczęły tańczyć miłosne danse macabre. – Spojrzała na niego podejrzliwie, na co on uśmiechnął się głupkowato. – Zrozumiał, ile zawinił przez swoją rozpustę i chce teraz to wszystko naprawić. Zerwał więzy ślubne, żeby móc zostać pustelnikiem i wyprowadza się na stepy.

– Och... – Paki opuścił uszy w oznace wstydu. – Nie chciałem... Żeby to tak wyszło...

Skinka trąciła mu łapę, uśmiechając się szeroko.

– Wyluzuj! Nie muszę już się trzymać tej zagrzybionej, starej nory ani nudnych lisowatych. Mogę zamieszkać z tobą! Tak jak chciałam od dłuższego czasu! Fajnie, co?

– Co... Czekaj, co?!? Zamieszkać ze mną?! – Paketenshice szczena prawie wylądowała na skale. Skinterifiri chce dołączyć do watahy wilków.

– No tak, głuptasie! Wy przynajmniej robicie coś ciekawego, a nie spanie, polowanie, spanie, polowanie. Słyszałam, że w tej waszej Watasze Srebrnego Chabra to alkohol potrafi hektolitrami się lać! Więc przychodzę do was. U was jest zabawniej.

Rudy basior potrzebował zdecydowanie zbyt wiele czasu, żeby dotarło do niego, co się właściwie dzieje. Skinka zamieszka wśród wilków. Mała lisica wśród wielkich wilków. W głowie się nie mieści.

– Zanim coś powiesz to wiedz, że już zdecydowałam i nawet jak ty mnie nie będziesz chciał to sama tam pójdę.

No i dzwon. Jak Skinka coś sobie postanowiła, nigdy nie rezygnowała. Zupełnie tak jak Paki. Ta sama ośla upartość. No nic.

Rudzielec westchnął i z rezygnacją zgodził się na zabranie swojej siostry do Watahy Srebrnego Chabra. Nie wiedział jeszcze w jaki sposób wytłumaczy, w jaki sposób miał kontakt z lisią rodziną, ale może uda mu się z tego wybrnąć. Oby tylko Skinka nie przyniosła ze sobą za dużo lisich zwyczajów, bo może być lipa.

< Koniec >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz