wtorek, 25 sierpnia 2020

Od Cuore - "Błędne Koło", cz. 8

To ten... chciałem Ci tylko powiedzieć, Czwureczko, że to przestaje być zabawne. Już wiem, dlaczego chciałaś, żebym został narratorem. Po prostu lubisz się znęcać, swołoczo.
Więc pisałem się na bycie narratorem, nie na palpitacje serca w co drugiej części. Ale zobaczymy, kto się pośmieje ostatni.
Dziękuję za uwagę.
   *   *   *


Oto życie, oto jego żywy szczegół
Kto żyje tylko sercem, ale ma serce dla wszystkich,
niech będzie błogosławiony.
Kto ma serce niespokojne, a przez to niedostępne,
niech żyje, kocha i zostanie pokochany.
A kto pilnuje jak skarbu pustego miejsca w piersi,
niech po prostu padnie, nie przynosząc wcześniej szkody.

Tym razem stanąłem u progu wąwozu, w którym spodziewałem się zastać owego nieszczęśliwego wilka. Już z oddali dosłyszałem zresztą jego krzyk, co mogło świadczyć tylko i wyłącznie o tym, że cel zostanie osiągnięty.
Znalazłszy się dokładnie w miejscu przyjętym za początek piaskowego jaru, spostrzegłem zielarza, zajętego pochylaniem się nad kimś leżącym pod ścianą.
- Dzień dobry - mruknąłem, uważnie obserwując, jak jedną łapę unosi pysk skulonego basiora. Rzecz jasna, pacjent był tam tylko jeden, zanim więc jeszcze zobaczyłem dokładnie zarysy postaci, odruchowo ruszyłem przed siebie, by upewnić się, że nie dzieje się nic złego.
- Dobry - wymamrotał, nie odwracając się - wy do pacjenta?
- Tak. Co się z nim dzieje? Chyba jest nieprzytomny.
- W rzeczy samej, to eksperymentalna metoda leczenia. Proszę popatrzeć, te kable przesyłają do jego mózgu impulsy.
- Jak to działa? - zapytałem nieufnie.
- Dochodzi do nagłego uwolnienia neuroprzekaźników.
W pewnym napięciu przyglądając się nieruchomemu, młodemu wilkowi i zastanawiając się, czy oby na pewno wciąż żyje, na chwilę przeniosłem wzrok na podpięte do niego małe przedmioty, połączone z kablami, które z kolei...
Nagle ciałem wstrząsnęły mocne drgawki. Ze zmieszaniem popatrzyłem na zielarza.
- To te impulsy?
- Tak - pokiwał głową - terapia potrwa kilka, może kilkanaście tygodni, ale później będzie nie do poznania.
- Co właściwie może się zmienić?
- Ciekawi cię to, skrzydlata istoto? - spojrzał na mnie, a przez moment po jego pysku przepłynął zagadkowy uśmiech.
- Powiedzmy, że najbardziej mimo wszystko ciekawi mnie stan pacjenta.
- Ach tak - odparł obojętnie - cóż, nie wykluczam niestety opcji, że niewiele. Ale oczywiście teraz, gdy mam go już u siebie, nie ograniczę się jedynie do jednej metody leczenia jego psychiki.
- Mogę się tym zainteresować?
- Oczywiście - w jego głosie ponownie pojawiła się nuta żywej ekspresji - następne na liście jest światłolecznictwo - nie oczekując kolejnego pytania, wskazał na jeden z licznych schowków, ukrytych wśród korzeni drzew i we wnękach z piaskowca. Podążyłem wzrokiem za jego przednią łapą. Pół sekundy wystarczyło w zupełności, żeby zidentyfikować prostokątny kształt owinięty zakurzoną, białą koszulą. Ludzkie urządzenie, źródło światła, latarka? Lampa, konkretnie stroboskop.
- Co do ch... - odsuwając się gwałtownie, bokiem trafiłem w ścianę, z której posypały się piaskowe okruchy. W myślach przekląłem swój nadgorliwy układ nerwowy.
- Coś nie tak? - uniósł wzrok z mieszanką zaciekawienia i zamyślenia, a dostrzegając nerwowe pokręcenie głową zamiast odpowiedzi, zaczął opowiadać - niestety poprzednie badania byliśmy zmuszeni przerwać. Mój... współpracownik nie doprowadził ich do końca, a drugi egzemplarz z naszego wyposażenia przepadł gdzieś bezpowrotnie.
Nie przypominam sobie, bym kiedyś wracając do domu miał większe wyrzuty sumienia.

   ~   ~   ~
Szum wody uspokajał myśli, a odblaski na jej powierzchni nadawały przybrzeżnym drzewom wesołe barwy.
Późno-sierpniowy świt był chłodny i spokojny. W zasadzie odkąd pamięć i zdrowe zmysły wróciły po kilku godzinach snu, nie myślałem o niczym innym, niż o dwóch poprzednich dniach, które minęły od mojej ostatniej wizyty w siedzibie zielarza. Miałem nieodparte wrażenie, że to o dwa dni za dużo. Tak, to o dwa dni za dużo.
Podniósłszy się więc na obie nogi, po prostu szybko przeanalizowałem kierunek i zacząłem iść przed siebie, mając nadzieję, że w promieniach wschodzącego słońca, oprócz następnych godzin uciążliwej niepewności i poczucia niespełnionego obowiązku, znajdę jeszcze przynajmniej coś do jedzenia.
Nie to jest jednak tematem naszej opowieści (kto potrafi stwierdzić, co w ogóle nim jest?), pominę więc szczegóły misji odebrania życia młodemu szczurowi, jego krzyk lęku i piski.
Niewyspecjalizowane zwierzę to władca natury.
Może żyć w upale i w chłodzie, żreć śmieci, na najnędzniejszej strawie żyje całkiem nieźle. Spać w mokrym dołku w jakiejś ciemnej norze, w lesie, na polu, na wysypisku i na pustyni. A mimo to nie traci zdrowia i bystrości.
- Nie chcę udawać, że kocham wszystko, co żyje - zamyślonym wzrokiem przez chwilę przyglądałem się stygnącemu zwierzątku - może kiedyś, gdy jeszcze trochę zmądrzeję. Na razie uspokaja mnie tylko, że to nie było morderstwo, ponieważ pomogłeś mi przeżyć. Szczury, z pewnością jesteście potrzebne. Tu, na ziemi, by zachować własne części jej dobra i uchronić od upadku. Swoją drogą, czy coś takiego jak ja jest potrzebne, czy nie ma już dla mnie wiele miejsca w przyrodzie, jak dla psa, kota? Natura nie lubi marnowania energii, nie trzymałaby mnie tu bez sensu, prawda? Chociaż widząc ludzi, mam czasem wrażenie, że świat bywa krótkowzroczny. Wygrywa najparszywszy cwaniak, byle tylko utrzymać się na szczycie, choć przez chwilę mieć ułudę zwycięstwa. Nawet, jeśli przy okazji zaprogramuje się siebie samego i wszystko wokół na wyniszczenie.

Mimo pewnej ulgi, jaką dawała mi możliwość zobaczenia młodego wilka, każde odwiedziny w piaskowym wąwozie były dla mnie powodem do jeszcze większego niepokoju.
Tym razem zdążyłem dotrzeć do celu, zanim hałas rozniósł się na kilometry wokół. Przez chwilę bez słowa stałem w wejściu i patrzyłem, jak zielarz rozlewa wodę z dużego wiadra, do kilku mniejszych. Coś nieprzyjemnego ścisnęło mnie w przełyku.
- Co robisz? - zawołałem, gdy basior szybkim ruchem wylał zawartość jednego z wiader na swojego pacjenta. Słysząc mój głos, odwrócił się na chwilę.
- To... terapia szokowa. Ale nie elektrowstrząsowa. Powiem szczerze, robię to pierwszy raz w życiu.
- Dlaczego dziś inaczej?
- Akumulator napędzający elektrowstrząsy właśnie się wyczerpał, a nie chcę przerywać badań. Nie martw się, widziałem to wielokrotnie w ludzkich szpitalach. Wiedza, która dociera tutaj, do wilczego grajdołka, nie jest nawet ułamkiem wiedzy osiągniętej w naszym świecie.
Po jego słowach, zapadła nieoczekiwana przez nikogo cisza. Przez chwilę staliśmy obok siebie, próbując nawzajem nie zmierzyć się wzrokiem.
- Co? - rzucił w końcu z niepokojem, skrywanym pod maską obojętności.
- Nic - mruknąłem, przenosząc na niego wzrok - już rozumiem.
Następne wiadro zostało wylane na wilka, zdaje się, przez cały czas nieprzytomnego. Gestem powstrzymałem zielarza od wykorzystania trzeciego. Przez chwilę jeszcze wahał się, zatrzymawszy przyrządy w powietrzu, ostatecznie jednak wzruszył ramionami i nie robiąc nic więcej, postawił wiadro pod ścianą i zniknął gdzieś w lesie.


Oto pustka, oto jej dziecię
...
   ...


Pewne szczegóły widzimy kilkukrotnie
Wieczorne powietrze unosiło z rozgrzanej latem ziemi zapach traw i ziół. Przyjemny, ciepły wiatr był jak tchnienie spokojnego lasu. Szkoda, że basior nie mógł czuć tego wszystkiego. Może zrobiłoby mu się chociaż odrobinę lepiej na zbolałym sercu.
- Bracie, przyjacielu - w zamyśleniu usiadłem obok śpiącego wilka, przez chwilę wpatrując się w wolno, prawie niewidocznie unoszące się żebra. Gdy leżał tak, jak dziecko, zwinięty na ziemi, wyglądał na jeszcze bardziej bezbronnego - platynowe serduszko. Dlaczego mam patrzeć na to, co się z tobą dzieje? Czy w istocie jestem aż tak niski, czy po prostu nadal nie przestałem się czołgać? Jak mogłem pozwolić twojemu ojcu karmić cię plewą, a potem oddać kłamcy?
Nie liczyłem czasu, który spędziłem z jedną tylko myślą w głowie. Dopiero nieznaczny, wyraźniejszy ruch wybudził mnie z zadumy. Widząc jego otwierające się oczy, uśmiechnąłem się w duchu.

Wszystko jakoś się układa.
Wszystko ma dobre strony.
Wszystko ma początek i koniec.
Wszystko ma przyczynę i skutek.
Nie wszystko ma cel, ale wszystko może mieć cel.
Wszystko dzieje się w jakiś sposób, nawet bez naszej pomocy.

Nie wierzyłem w to od początku, odkąd po raz pierwszy spotkałem małego wilka, do tamtej chwili. A więc to był ów długo wyczekiwany, odpowiedni czas i właściwy plan. Jak iskra wśród burzowych chmur, moje niebo rozświetliła nowa myśl. Adrenalina wypełniła całą wolną przestrzeń swojego królestwa.
- Co tu robisz...? - wybełkotał, z widocznym trudem zbierając myśli.
- Chodź. Nie zostaniesz tu.
- Dlaczego?
- Ja tak mówię.
- A kim ty jesteś?
- Błagam, powiedz, że nie rozumiesz tego pytania dosłownie...
- Nie...
- A więc zaufaj mi i chodź. Nie mamy już czego szukać u tego zielarza.
- A mój ojciec?
- Chodź.

   C. D. N.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz