Leżałam bezwładnie na ziemi, nie mogąc robić żadnego innego ruchu, niżeli poruszanie głową czy przednimi łapami. Tak jakby reszta ciała była co najmniej sparaliżowana. Położyłam głowę na łapach i zamknęłam oczy. Przypomniałam sobie jej słowa. Mówiła, że zabierze część mej duszy jako zapłatę, za siłę. O jaką siłę jej chodziło? Wtedy przypomniałam sobie, że mam zdolność leczenia. Co prawda moc nie była jakaś wybitna, ale mogła zdziałać cuda. Podniosłam łeb i przybliżyłam łapę do ogromnej rany na swoim ciele. Zanim jednak jej dotknęłam, nabrałam powietrza. Łapa zaświeciła jasnym światłem, a wraz z nią, rana, z której zaczęły ulatniać się jakieś małe, niebieskie iskierki. Całość trwało jakieś piętnaście minut. Kiedy skończyłam ten 'rytuał' podniosłam łapę i przyjrzałam się efektowi. Po ranie prawie że nic nie zostało. Ból powoli przemijał, dzięki czemu byłam w stanie wstać. Stałam na lekko zakrzywionych łapach, ale cóż to? Spojrzałam w górę. Brak krat, tak jakbym była... wolna. Rozejrzałam się dookoła. "Rzeczywiście, nie jestem w klatce" -Powiedziałam do siebie w myślach. Chwilę się wahałam, aż w końcu zrobiłam krok naprzód. Czyżby spisali mnie na straty? A może nadal znajduję się w ich obozowisku? Pokręciłam energicznie głową, próbując odgonić złe myśli. Wtedy dotarły do mnie jakieś stęknięcia. Zwróciłam się w tamtym kierunku i musiałam bardzo dobrze się zastanowić, czy aby na pewno podejść do tego miejsca. Nie powiem, ten kwiat, którego uczepiłam wśród mojej sierści, dodawał mi jakieś... dziwnej siły. Kiedy się w końcu zdecydowałam, zaczęłam iść w kierunku, z którego wydobywały się dźwięki. Szłam powoli, gotowa odeprzeć jakiś niespodziewany atak. Na szczęście tego, kogo spotkałam, nie musiałam się obawiać. Kiedy go rozpoznałam, od razu do niego podbiegłam, rzucając się na ziemię przy nim. Wargi zadrgały, a oczy zaczęły piec.
- Nie wierzę... -Wymruczałam cichutko.
Postać okropnie dyszała i nie mogła się ruszyć. Słyszałam, jej ból i czułam cierpienie. Położyłam uszy po sobie. Byłam w stu procentach, że był to Alekei. Przybliżyłam do niego pysk. Leżał na boku, odwrócony do mnie tyłem. Musnęłam jego skórę na karku, a następnie dotknęłam ucha, po czym wyszeptałam.
- Nie martw się, jestem tutaj...
Wilk zwolnił swój dech, tak jakby się uspokoił. Uniosłam głowę, gdyż Alekei okręcił swoją w moją stronę. Byłam już w pełni przyzwyczajona do ciemności, dlatego mogłam go w pełni zobaczyć, nawet jeżeli zlewał się z otoczeniem. Patrzył na mnie tymi swoimi, złotymi ślepiami bez żadnego wyrazu. Tak jakby tutejsze przeżycia pozbawiły go na dobre jakichkolwiek emocji czy odczuć. Był pusty. Nie przeraził mnie jego stan, a jego pustka, która ogarniała go zewsząd. Co prawda nie znaczyła ona przegranej, czy też poddania się, ale po prostu... jakby wiedział, że wszelkie działania nic tu nie wnoszą. Raz jeszcze go musnęłam, a z oczu wypłynęły łzy, które opadły na jego futro. Byłam zgarbiona, gdyż siedziałam, a on leżał. Po krótkim czasie położyłam łapę na jego ciele. Czułam, jak wiele ma ran. Zarówno tych powierzchownych, jak i tych głębokich. Objęłam go mocno, a wtedy z jego ciała zaczęły ulatywać te same promyczki, co ze mnie niedawno. Uniosłam wzrok i patrzyłam się na to. Leczyłam go. Było to dla mnie dość dziwne, gdyż nie byłam w stanie leczyć w tak krótkim odstępie czasowym. Czyżby to była ta moc? Czyżby dodawała mi więcej energii? Ponowie spojrzałam w jego oczy. Jego puste oczy, patrzyły w otchłań, tak jakby powoli odchodził z tego świata. Zatrzęsłam się niemiłosiernie. Nie chciałam go stracić. Nie teraz, nie tutaj! Wyłoniłam swoje kły i przybliżyłam pysk do jego klatki piersiowej, skąd nie wydobywały się żadne uniesienia, spowodowane nabraniem i spuszczeniem powietrza. Odszedł? Niemożliwe... To nieprawda! Przycisnęłam jego ciało do siebie. Było takie wiotkie. Usłyszałam jakieś dźwięki. Nie przejmowałam się nimi, nie... ja nie chciałam się nimi przejmować. Ignorowałam je, bo próbowałam przywrócić do życia mojego syna. Iskierki tańczyły wokół nas, unosząc się ku górze. Szelesty liści, śpiew ptaków i inne dźwięki lasu docierały do moich uszu. Znad jego ciała uleciały ostatnie światełka. Spojrzałam w górę, tracąc je powoli z oczu. Zniknęły tak jak tchnienie w nim. Nagle coś pode mną się poruszyło. Gwałtownie spojrzałam w tamtym kierunku. Oddychał. Ożył. Powrócił! Podniósł głowę i spojrzał na mnie, na co bardzo mocno go przytuliłam. Odrywając się od niego, spojrzałam mu głęboko w oczy. Nadal były puste, ale nie aż tak, jak poprzednio. Alekei zaczął się ruszać, tak jakby dawał mi do zrozumienia, że chce wstać. Dałam mu tę możliwość. Cofnęłam się o dwa, może trzy kroki do tyłu i patrzyłam, jak samodzielnie wstanie. Robił to niepewnie, lecz szybko, tak jakby odzyskał wszelakie siły. Ucieszyłam się z tego powodu. Stał i patrzył się w ziemię z niedowierzaniem. Następnie przeniósł wzrok na mnie, po czym runął na ziemię i usiadł naprzeciwko mnie. Patrzył na mnie ni to zdziwionym, ni to wesołym wzrokiem. Uśmiechnęłam się do niego, a następnie przeniosłam wzrok w lewo. Znajdywała się tam mała wiązka światła. Coś było nie tak. Nie czułam aż takiej obecności ludzi, niżeli wtedy, przed dziwnym snem. Wstałam i otrzepałam się z kurzu. Ja również czułam przypływ wszystkich sił. Skierowałam się w stronę światła.
- Tez to czujesz?
Wilk podszedł do mnie i zaciągnął nosem powietrze, a następnie pokręcił głową. Czyli nie tylko ja ich nie czułam. Skinęłam głową i ruszyłam powolnym krokiem w tamtym kierunku. Alekei nie czekając dłużej, ruszył za mną. Szliśmy niepewnie i dość chwiejnie, bo kiedy tylko byliśmy coraz bliżej światła, coraz dziwnej się czuliśmy, ale czego by się tu dziwić? Tyle dni, o ile nie tygodni spędzonych w ciemnościach, jak niby miało na nas wpłynąć? Teraźniejszą myślą było, wydostanie się z tego więzienia, odnalezienie gdzie dokładnie się znajdujemy i odnalezienie pozostałych, eliminując ludzi, którzy gdzieś grasują. Mając świadomość, że mogę zwrócić wszystkim ponownie życie, czułam się o wiele pewniej. Wiedziałam, że w tym przypadku, tak szybko nas nie pokonają. Mam nadzieję...
<Beryl?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz