- Nie! - krzyknął strażnik - Kanjiel tu nie przyjdzie!
- Jeśli chce się z nami spotkać, to przyjdzie - odpowiedziałem wyniośle.
- Zaprowadzę cię do niego - warknął wilk groźnie.
- Nie sądzę, by ci się to udało - prychnąłem ignorjąc groźny ton wilczura. Ten Westchnął głośno, kładąc się na środku jaskini.
- Mam to w nosie - mruknął - niech szef sam sobie radzi. Co za niewdzięczna praca. Być strażnikiem! Na zewnątrz deszcz, w jaskini zimno, wszyscy siedzą w domach tylko strażnicy zasuwają dla dobra ogółu.
- Świetnie. Więc idź do domu i zajmij się swoimi sprawami - uśmiechnął się Mundus - i nie przeszkadzaj nam w przygotowywaniu zamachu stanu.
- Coo?! - strażnik zerwał się na równe nogi, wrzeszcząc wniebogłosy.
- Nic. Nie przeszkadzaj sobie - przeciągnąłem się.
Wilk mruknął coś jeszcze pod nosem, przekręcając się na drugi bok i ponownie wzdychając.
Deszcz powoli przestawał padać. Była już niestety ciemna noc. O ucieczce nie można było nawet marzyć. Siedzieliśmy więc w ciszy. Mundus skrzyżował skrzydła opierając się o ścianę a ja przymknąłem oczy, próbując zasnąć.
< Kasai? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz