- Są już dorośli.
- Już sobie wyobrażam - kontynuowałem, nie zważając na uwagę Eclipse - jak Alekei wywołuje wojnę z WWN i WSJ naraz, a kilka dni później Oleander oddaje im połowę naszych terenów, żeby zapanował pokój.
- Przestań. Nie zrobili by czegoś takiego. Poza tym... możemy powierzyć komuś zadanie... hm... pilnowania ich i... em... doradzania? - Eclispe położyła uszy po sobie, nie przestając delikatnie się uśmiechać.
Popatrzyłem na waderę unosząc brwi, dodając z lekką prowokacją w głosie.
- I komu moglibyśmy powierzyć to stanowisko?
- Lenek? - odpowiedziała po chwili - ma już czternaście lat, zawsze świetnie wywiązywał się z obowiązków stróża. Może więc mieć oko na naszych synów. I doradzać im czasem.
- Zna się na takiej pracy - przytaknąłem z zapałem - jego ojciec był doradcą alf. Dobrym doradcą.
Jak pomyśleliśmy, tak się stało. późnym popołudniem, Alekei i Oleander wyruszyli w nieznane, szukając drogi do domu. Od jakiegoś bezdomnego psa dowiedzieli się, że kilkanaście kilometrów od pobliskiej wsi jest morze. Logicznie, idąc więc brzegiem, kiedyś trzeba było dojść do plaży na naszych terenach. Poszli więc.

Wyprostowałem się, by być choiaż trochę wyższy, po czym powiedziałem pewnie:
- Kim jesteś?
- A kim wy jesteście? - uśmiechnął się pod nosem.
- Jesteśmy parą alfa Watahy Srebrnego Chabra, jednej z największych i najważniejszych wilczych watah na wschodnim wybrzeżu wielkiego morza.
- Nie musicie mi tu wyjeżdżać z tytułami - przeciągnął się, i wstał - ty Beryl, a ta pani Eclipse?
- Tak... - odrzekłem zmieszany- skąd wiesz?
- Przechodziłem tamtędy. Niedaleko. W zasadzie to morze nie jest takie wielkie.
Popatrzyłęm na Eclipse, a ona na mnie. Nie wiedzieliśmy co powiedzieć.
- Dlaczego tutaj pryszedłeś? - warknęła wilczyca.
- Właśnie do was.
- Po co?
- Sprawy prywatne zmuszają mnie do chwilowego zamieszkania w waszej watasze. Mogę być na przykład szeregowcem.
- Chyba... - zawahałem się - możemy cię przyjąć. Czemu nie. Każdy wilk jest u nas mile widziany
- Z takim podejściem wasza wataha w tydzień mogłaby rozpaść się w drobny mak. Gdybyście tylko trafili na szpiega...
- Teraz to nasza wataha - zauważyłem. Wilk popatrzył na mnie uważnie, po czym powiedział
- No tak. Nasza wataha.
- Teraz możesz wrócić na nasze tereny i cieszyć się nowym domem - usiadłem. Byłem coraz bardziej zdenerwowany.
- Nie wolicie sami zaświadczyć o tym swoim poddanym? - spojrzał na mnie, lekko zniżając głowę - jeśli każdy pod nieobecność alf będzie mógł mówić, że został przyjęty, w końcu nasza wataha jednak się rozpadnie.
Westchnąłem i odrzekłem przez zęby:
- Zostaniemy tutaj kilka tygodni. Możesz również zostać, jeśli tak ci się podoba. Jak ci właściwie na imię, wilku? - właśnie zorientowałem się, że on wie o nas dużo więcej, niż my o nim.
- Oczywiście, mogę tu zostać - odparł powoli - i nie jestem dokładnie tym, czym myślisz. Nie jestem dokładnie wilkiem. Raczej czymś podobnym. Nazwa chyba nic ci nie powie. Same spółgłoski.
Co do imienia... Nie mam imienia. Nikt nigdy mi go nie nadał. Mogę być po prostu Luboradz. Tak będzie nawet ładnie.
Znów westchnąłem ciężko. Mamy więc towarzysza na naszych "wczasach za granicą".
< Eclipse? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz