Gdy tylko pożywiliśmy się mięsem świeżo upolowanego daniela, Luboradz położył się przed wejściem do naszej nory, na piasku, wykopując sobie uprzednio wygodny dołek. Ja i Eclispe weszliśmy do środka, przez chwilę milcząc, jakby bojąc się czegokolwiek powiedzieć. Nie tylko mi, ale również Eclispe przeszkadzała obecność obcego wilka... to znaczy nie wilka. Czegoś innego. Czymkolwiek był Luboradz.
W końcu Eclipse przerwała milczenie, mówiąc cicho:
- Wiesz... wydaje mi się, że on nie lest do końca...
- Normalny? Tak? Mi też się tak wydaje - odpowiedziałem, również cicho, kiwając głową.
- Nie wiem, czy dobrze zrobiliśmy przyjmując go do WSC - Eclipse z żalem ściągnęła brwi.
Westchnąłem, kładąc się na ziemi. Sam nie byłem pewny.
- Zawsze możemy to cofnąć... - zacząłem - ale na razie nie zrobił nic złego. Dajmy mu szansę.
- Oby ta "szansa" nie skończyła się, gdy na prawdę zrobi coś złego - mruknęła wadera.
- Mam taką nadzieję. Jednak teraz nie możemy go już wyrzucić.
- Mimo wszystko czuję się przy nim nieswojo - Eclipse położyła głowę między łapami. Nagle wydała się bardzo smutna.
- Ja też wolałbym, by nie było go z nami, ale... chociaż to dziwnie zabrzmi, moze nam się przydać. Wygląda na silnego. Jeżeli jest tak mocny, jak wielki, to...
- Jeszcze jak - przerwała Eclipse - widziałam, jak jednym ciosem upolował daniela. Jeśli by mu się chciało, to samo mógłby zrobić z nami. Och, chyba dziś nie zasnę...
- Może powinniśmy zastawić czymś wejście? - głośno myślałem, poruszony słowami partnerki - będziemy czuli się bezpieczniej.
- Czym? - zapytała Eclipse ze znużeniem.
- Hej! - powiedziałem głośniej, a w moich oczach zabłysły iskierki nadziei - a gdyby tak... - zacząłem obawiać się, że wadera się nie zgodzi. W końcu chodziło tu o coś ryzykownego. Kto wie, czy nie bardziej, niż przebywanie z obcym, dużo silniejszym od nas wilkiem - gdyby tak... zamieszkać an wsi? To znaczy tak tylko, dopóki nie będziemy pewni co do lojalności tego... Luboradza. U Adolfa na przykład?
Nie zdążyłem jeszcze usłyszeć odpowiedzi, gdyż na zewnątrz dało się słyszeć donośne warczenie Luboradza. Już samo jego warczenie powodowało ciarki na plecach. Wyjrzałem z nory.
- Adolf? - położyłem uszy po sobie, widząc niewielkiego, czarnego psa.
- Tu jesteście... - szczeniak zatrząsł się, niespokojnie spoglądając na siedzącego obok wielkiego basiora. Ten zapytał, nie przestając warczeć:
- Kto to jest?
- Znajomy pies - odpowiedziałem, po czym podszedłem do szczenięcia i zapytałem niemal przyjaźnie - wejdź do środka. Może się zmieścimy.
Ten kiwnął szybko głową i wskoczył do nory.
- Właśnie zastanawialiśmy się - zacząłęm, gdy już byliśmy w środku - czy nie moglibyśmy przenieść się do ciebie i tego faceta.
- Bo wiecie, my... nie mieszkamy sami - Adolf przekrzywił głowę - jest jeszcze jeden pies. Większy. Oczywiście, będzie nam bardzo miło gdy nas odwiedzicie na dłużej. Tylko ostrzegam.
- Jak duży jest ten twój... współlokator? - Eclipse zmarszczyła brwi.
- Taki jak wy. Taki trochę większy owczarek niemiecki. Ale to nie owczarek - pokręcił głową - mówił mi, ale nie pamiętam nazwy. Może wy wiecie? Złoty z takim ciemnoszarym siodłem.
Co prawda nie miałem pojęcia, jak wyglądają owczarki niemieckie, ani tym bardziej o jakie siodło chodziło Adolfowi. Ale tego nowego znajomego obejrzymy sobie później. Odwróciłem się do Eclipse. "Zgadzasz się?" - pomyślałem, patrząc na małżonkę. Ta wahała się przez chwilę, po czym odpowiedziała:
- ...
< Eclipse? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz