Siedzieliśmy skryci w krzakach. Coś z jednej strony pchało mnie do tego, abym wyskoczyła i zaczęła walczyć, lecz również to rozkazywało mi siedzieć cicho i czekać. Biłam się z tym dziwnym uczuciem, aż w końcu wyszeptałam z pogardą w głosie.
- Musimy mu pomóc, Alekei.
Wilk spojrzał się na mnie, po czym marszcząc brwi i odwracając głowę, skinął nią. Zwęziłam źrenice i zrobiłam krok do przodu, tak jakbym polowała. Miałam również to na uwadze, że z naszej dwójki, tylko ja ja jestem w pełni zdrowia. Alekei był jeszcze zbyt słaby na dłuższą metę, ale wciąż mógł coś zrobić. Mlasnęłam ciężko i wyszliśmy z krzaków. Para ludzi odwróciła się w naszym kierunku, dając zainteresowanie pozostałym. Część zasięgnęła strzelb koło siebie. Psy również zaprzestały walki. Położyłam uszy po sobie i obnażyłam przed nimi kły, warcząc przy tym donośnie. Niektórzy ludzie prychnęli z zawiłością w głosie, inni zaś przestraszyli się, lecz nie wiek kogo. Mnie, czy syna. Niemniej jednak, dobrze to o nas świadczyło. Zrobiłam kilka kroków w przód, a wtedy jeden z bardziej przerażonych ludzi skierował na mnie lufę od strzelby i zacisnął spust. Pocisk nie doleciał do mnie, gdyż Alekei mnie obronił. Przemienił się w demona i skoczył na niczego nieświadomego człowieka, a następnie rozszarpał go miejscowo. Spojrzał w kierunku pozostałej grupki i ni to warkną, ni to szczeknął. Z dwaj przewrócili się, pozostali albo stali, albo uciekali. Pokręciłam głową z głębokim wzdychnięciem i spojrzałam w stronę małej sfory, gdzie na samym środku bytował Andrei. Zrobiłam kilka subtelnych kroków i tuż po chwili znalazłam się przy nim. Nachyliłam się nad nim i gdy tylko spojrzał na mnie, uśmiechnęłam się radośnie. Szarawy pies nie chciał jednak kończyć 'zabawy'. Ruszył w moim kierunku przez co zapłacił zdrowiem. Moje oczy zabłysły jasnym światłem. Tak samo jego, gdyż go 'opętałam'. Rozwarł paszczę w bardzo nienaturalny sposób, a następnie coś chrupnęło w okolicach jego karku. Oczy szybko straciły swój zapał, a gdy tylko uwolniłam jego ciało, padł bezwładnie na ziemię, a z jego pyska zaczęła toczyć się karminowa ciecz. Prychnęłam, jak to w zwyczaju mieli ludzie i spojrzałam się na pozostałe stadko. Widziałam przerażenie. Demon podszedł do nas i spiorunował ich swoim wzrokiem, a następnie podszedł do ledwo żywego towarzysza i przerzucił go przez swój grzbiet. Obydwoje zaczęli już iść, ja jednak chwilę jeszcze stałam. Odwróciłam się w kierunku psów.
- Zapłacicie za to i to srogo -Rzuciłam, po czym skinęłam głową i odwróciłam się, odchodząc.
- Ale to nie nasza wina! -Jęknął żałośnie jeden z nich.
Nasza trójka zatrzymała się i odwróciła w ich stronę. Uniosłam brew.
- Haa? Jak nie wasza, to czyja?
Psy obejrzały się po sobie. Osobistość, która raczyła się tłumaczyć, wyszła z szeregu. Wcale a wcale nie przypominał 'normalnego' psa. Był większy i masywniejszy. Czyżby dopuszczono psa i wilka? Pies skinął na znak podziękowania, że chcę go wysłuchać. Położył uszy, a jego mina zmarkotniała.
- Zmuszają nas do tego... Od najmłodszych jesteśmy tego uczeni, to jedyne co potrafimy! Naprawdę! To... to tak jak instynkt... kiedy każą ci atakować, atakujesz bez przemyślenia. -Spuścił głowę, a po chwili zaczął nią kręcić -Proszę, uwierzcie mi!
Westchnęłam ciężko i spojrzałam się na chłopaków. Ciężko ranny Andrei nic nie powiedział, nawet nie wiem czy w ogóle słyszał wypowiedź, natomiast Alekei patrzył na mnie oziębłym wzrokiem, który przenosił na wilkopodobnego. W końcu dał mi znak, że mam odpuścić po czym odwrócił się i zaczął odchodzić. Powróciłam do rozmówcy i lustrowałam całe stado wzrokiem, aż w końcu sama odwróciłam i zaczęłam odchodzić. Psy już nawet nie jęknęły. Dałam im wolność, może kiedyś się nam odpłacą? Przynajmniej tak usłyszałam, jak była trochę dalej od nich. "Kiedy będziecie potrzebowali pomocy, odszukajcie nas i powiedźcie! Na pewno wam pomożemy!" Czyżby to się nazywała karma? Dobry uczynek robi dobry, a zły robi zły? Zabawne.
Po chwili dogoniłam Alekei'a, który z minuty na minutę wyglądał coraz to bardziej zmęczony. Musiał jeszcze trochę wytrzymać. Do tego czasu, aż nie odnajdziemy schronienia z dala od tego zgiełku. Po wędrówce trwającej dwadzieścia minut usłyszeliśmy łamiące się gałęzie. Andrei spał, więc mu to wisiało czy nas zaatakują czy nie, lecz ja i Alekei zaczęliśmy bacznie obserwować wszystko wokół nas. Jakiś czas potem na jednej z dróg wyrobionych przez dziczyznę, ujrzeliśmy Oleandra. Ten rozpoznawszy nas rzucił nam się niemalże do gardeł. Odetchnęłam z ulgą. Jednak nic mu nie jest, całe szczęście. Teraz jeszcze pytanie, gdzie Beryl?
- Szybko, musimy wracać, tata czeka! -Powiedział prędko, przejmując sflaczałe ciało Andrei'a.
Zaraz, zaraz czy on powiedział...?
- Beryl? Oleander, czy wiesz gdzie on...
- Tak...! On uratował mnie, a teraz siedzi w norze czekając na mnie z wieściami o was. W sumie, miałem zamiar was odszukać, ale jeżeli się już spotkaliśmy -Uśmiechnął się i zwrócił w kierunku z którego przybył.
Szłam niemalże równo z nim. Tylko Alekei trzymał się końca. Nie wiedziałam, dlaczego się nie cieszył na wieść, że jednak wszyscy żyją. Co prawda jedni bardziej, drudzy mniej, ale dobrze, że w ogóle. Z przejęciem rozglądałam się za jakąkolwiek norą, myśląc, że to ta w której przesiaduje Beryl.
<Beryl?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz