Zasadniczo byłby to nasz koniec gdyby nie... jakiś dziwny hałas zewnątrz. Wszyscy na chwilę ucichli, wsłuchując się w podejrzane odgłosy. Coś jkby bulgotanie i chlapanie... Nawet jaszczurki wydawały się być zdezorientowane. Po kilkudziesięciu sekundach tego patrzenia po sobie, wstrzymywaia oddechu, strzyżenia uszami i zawieszania tępego wzroku na drzwiach wejściowych, rozpoczęła się walka. Jaszczury natarły na nas z wielką siłą. Natarcie to jednak nie trwało długo. Ledwie zaczęliśmy warczeć i gryźć przeciwników, do naszego więzienia zaczęła wlewać się woda. "Jeszcze chwila i wszyscy się potopimy!" - pomyślałem z przerażeniem, patrząc na wodę błyskawicznie wypełniającą pomieszczenie, w którym się znajdowaliśmy. Warknąłem głośno, dając znany chyba wszystkim wilkom sygnał ostrzegawczy. Pozostali spojrzeli na mnie.
- Woda! - wrzasnąłem - musimy szybko się stąd wydostać!
- Nie damy rady przedżeć sieprzez te gady - odkrzyknął Max gdzieś z głębi celi.
Woda sięgała mi już do brzucha. Była zimna i mętna.
Rozejrzałem się. Jaszczur, który przed chwilą próbował mnie zabić, zniknął. Gdy potoczyłem wzrokiem dookoła, ujrzałem, że wiele z dziwnych jaszczurek przepadło.
- Hej! - usłyszałem głos Emasa - uciekają!
Rzeczywiście, jaszczurki płynęły w kierunku wyjścia.
- Myślę że powinniśmy pójść w ich ślady - mruknął Apar, podnosząc się z ziemi i posuwając się w kierunku drzwi. Szybko podążyliśmy za nim. Po chwili wszyscy byliśmy w długim i ciemnym korytarzu. Woda podnosiła się coraz wyżej.
- Gdzie jesteśmy?! - zapytała Manti.
- Musimy cały czas iść prosto... a później w lewo - Apar starał się przypomnieć sobie drogę.
Szedł pierwszy, nieco utykając, podpierany przez Gallardo. Za nim gęsiego podążaliśmy Emas, Max, Ami, Manti i ja.
Woda sięgała mi już do pyska. "Zaraz zaleje cały korytarz!" - pomyślałem. Nagle, ciemność rozdarło przenikające, ciepłe światło. Słoneczny dzień, ciepło południa. Byliśmy na zewnątrz.
Widocznie nagły przypływ zniweczył plany gadów. Teraz wszystkie gdzieś zniknęły. Pewnie pozostawiając nas,uciekły w bezpieczniejsze i wyżej położone miejsce. Cali mokrzy, acz szczęśliwi, położyliśmy się nad wodą, która znacznie zmiejszyła teraz powierzchnię wyspy, zalewając brzeg, w pobliżu którego mieściła się kryjówka jaszczurów.
- Co teraz robimy? - zapytałem.
- Musimy sie szybko stąd wydostać, zanim przypływ się skończy, a te gadziny wrócą tu po nas - Emas smuł plany - na razie myślą, że nie zdołamy uciec z wyspy, więc są spokojne. Mamy trochę czasu. Może nawet kilka dni...
- A... - zmarszczyłem brwi przekrzywiając głowę, gdyż zaświtał mi pewien pomysł - co wy zrobicie później? Gdy już będziemy zupełnie wolni, gdy się stąd wydostaniemy? Pójdziecie dalej? To bez sensu. Jeśli znów ktoś was złapie, zaatakuje... wokół jest też kilka wsi. Ludzie was złapią. Wilki powinny mieć watahę...
< Max? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz