Następnego ranka, słońce wstało jak zawsze i nic nie wskazywało na istnienie tragicznych wydarzeń dni poprzednich.
Gdy się obudziłem, Amy i Wektor jeszcze spali a Mundus siedział przy wyjściu z jaskini obserwując świat. Nagle Wektor zapiszczał i niespokojnie przekręcił się na drugi bok. Musiał mieć zły sen, bo instynktownie wtulił się do sierści Amy. Wadera zamrugała, powoli otworzyła oczy.
- Dzień dobry - przywitałem się.
- Ććśś... - wadera uciszyła mnie i popatrzyła na szczeniaka. Wstała delikatnie żeby go nie obudzić. - Witaj jak się spało - Usiadła z uśmiechem na przeciwko mnie.
- Bardzo dobrze - przeciągnąłem się - nic mnie nie obudziło, nic nie szeleściło tajemniczo...
- Cieszę się - uśmiechnęła się Amy -Co robimy... - Spojrzala na malego.
- Nie wiem - pokręciłem głową - powinniśmy chyba zobaczyć, czy nigdzie nie ma żadnych rzezimieszków. To w końcu chwilowo niezamieszkane tereny, więc jakieś zbiry mogły tu wtargnąć.
-Sprawdzic tereny ? - Spytala
- Sprawdźmy razem! - chwyciłem waderę za łapę.
- To chodz - Usmiechnela sie - Mundus zostanie z malym.
- Zostanie, albo nie zostanie - uciął z wyższością Mundus.
- Mundek... - popatrzyłem na ptaka błagalnie - nie rób problemów!
-Idźcie - machnął skrzydłem.
- Jak zostanie sam... To wyjde z siebie... - wyszla z jaskini.
- I stanie obok! - krzyknął Mundus za wychodzącą waderą. Nie słuchając go, pobiegłem za Amy.
- Zrobmy to szybko... Chce wrocic zanim maly sie obudzi.
- Tak... - przytaknąłem. Poszedłem za Amy w kierunku skały, pod którą wczoraj zchwytaliśmy zbójców.
Wędrówka nie zajęła nam dużo czasu, to miejsce wiało chłodem i lodem.
- Chłodno dziś... - przełknąłem ślinę.
- Chłodno... - przytaknęła Amy.
Nagle usłyszeliśmy złowieszczy chichot. Zza skał wyłoniło się kilkanaście szakali i... zgadnijcie kto? Oczywiście, była to pewna czarna wadera, siostra Amy...
- Czego chcesz....
- Jak to czego ? Chce walczyc o To co mi zabralas.
- Slonce bylo moje !
- Nie... Ono bylo moje... - Ashley spojrzala sie na Amy. Zaczelo sie robic ciemno, ksiezyc zaslonil slonce.
- Nawet o tym nie mysl siostro.... - Amy napiela miesnie, ksiezyc ustapil. Slonce zaczelo swiecic mocniej.
- Moglibyśmy zawołać specjalistę od egzorcyzmów... - cofnąłem się o krok. Miałem na myśli pewną, błękitną, znaną nam już osobę. Tymczasem Amy zaczęła warczeć i podchodzić do Ashley. Ta, przybrała pozycję bojową i syknęła:
- Chcesz walczyć...? Nie wiesz, na co się powołujesz!
- O nie! - coś podsunęło mi pewną myśl - przecież Amy teraz ma słońce... jest tak samo silna, jak ty! - przerwałem, gdyż poczułem silny ból.
- Zostaw go Ashley... - Amy skoczyla na wadera przygniatajac ja do ziemi bol ustapil.
- Co się stało? - zapytałem, otrzepując się z piasku.
- Zostaw? - zaśmiała się Ashley - popatrz!
Znów poczułem ból. Był jeszcze silniejszy niż poprzednio...
- Nie prowokuj mnie siostro... - otoczyl nas krag ognia... Nasze futra zaczely sie palic.
- Przepraszam...! - krzyknąłem głośno - ale czy mógłbym nie być szczurem doświadczalnym waszych mocy? Amy! - w tej chwili rzuciłem się na pomoc waderze.
- Lenek nie podchodz ! - Krzyknela - To walka pomiedzy nia a mna. - Wadery walczyly w kregu ognia, na przemian bylo ciemno jak i jasno. Slonce zakrywalo ksiezyc, slychac bylo odglosy walki. W jednym momencie wszystko ucichlo, slyszalem tylko bicie wlasnego serca jak i strzelajace plomienie. Nagle cos wybuchlo, Amy lezala gdzies daleko obok swojej siostry. NIe ruszaly sie.
-Amy... - powiedziałem cicho. Podszedłem szybko do wadery. Zbadałem puls. Bł tak słaby, że ledwo dało się go wyczuć.
- Lenek... - Usmiechnela sie. - Opiekuj sie mlodym wilczkiem....
- Tfu! - z odrazą przeciąłem łapą powietrze - jakże możesz tak mówić!! Serca nie masz - dodałem ciszej, podnosząc waderę z ziemi. Szlismy powolnym krokiem do jaskini, polozylem ja na ziemi. Wektor byl przestraszony podszedl niepewnie do Amy i usiadl obok niej. Wpatrywal sie w nia, jego oczy sie zaszklily. Ja w tym czasie zwiesilem leb, spojrzalem na nia. Oddychala ciezko, z jej bokiem zaczelo sie cos dziac slonce zaczelo sie przemieszczac... Nagle pojawile sie drugie znamie w ksztalcie polksiezyca... Przeplataly sie ze soba.
- Znowu Ashley próbuje zabrać Amy słońce - powiedziałem bardzo cicho, obserwując Amy. Siedzieliśmy z Mundusem i Wektorem nad waderą. Chyba sie mylilismy, Amy miala na swoim boku 2 znamiona, Slonce oraz Ksiezyc... A to oznaczalo... Ashley... Zostala pokonana...
Właśnie dotarło to do mnie. Jakby... jakiś wewnętrzny głos mi to podpowiedział. Jeżeli moje przypuszczenia się sprawdzą... Amy zamrugala Oddychala bardzo ciezko.
- Gdzie ja jestem...
- Jak to gdzie? - zapytał z kolei Mundus - nie przesadzaj.
- W jaskini, Amy - uśmiechnąłem się - nie przejmuj się prowokatorami.
Wadera powoli wstała.
- Wszystko mnie boli...
- Może masz połamane kości...?! - ze zgrozą spojrzałem na waderę.
- Nie wiem... - Wadera przeciagnela sie lekko - Troche boli, ale da sie zyc... Wracajmy do domu.
- Tak! - krzyknąłem - ale jeśli znowu ktoś nas napadnie...?
- Nikt nie napadnie... Bedziemy szli powoli.
- A więc idźmy - westchnąłem.
Wyszliśmy z jaskini. Tym razem, wszyscy czworo: Amy, Wektor, Mundus i ja.
Podążaliśmy wolnym krokiem przez las.Maly basior trzymal sie caly czas Amy, jakby to ona byla jego matka. Po godzinie marszu dotarlismy do granicy watahy, skierowalismy sie w strone jaskini.
- Jak to dobrze być znowu w domu, u siebie! - krzyknąłem radośnie.
- Prawda - Amy usmiechnela sie - Ale co z Wektorem - Dodala ciszej
- Może... powinien zostać na terenie WSC, z nami? - zapytałem.
Przecież jest tu jakaś opieka nad szczeniętami... Amy: przecież ty jesteś opiekunką szczeniąt. Jest jeszcze Wyndbain. Ona przecież może ci pomóc i... zaopiekujecie się Wektorem. Oczywiście z pewnością każdy członek watahy pomoże wam.
- Chetnie sie nim zaopiekuje. - Usmiechnela sie - Chodz wektor Odpoczniesz sobie w Jaskini.
Nagle naszym oczom ukazały się trzy duże wilki. Po chwili pojawiło się ich więcej.
- Kto to... - Amy Zaslonila malego swoim cialem.
- Zobacz... - szepnął jeden z wilków - jaka ładna czwórka! Bierzemy?
- Bierzemy! - zachichotał drugi. Tylko trzeci nie odzywał się w ogóle.
- Czego chcecie... - Amy napiela miesnie, byla gotowa do skoku jak i do ataku.
Tymczasem wilki zbliżały się bez słowa.
Nagle, rzuciły się na nas... po chwili ja i Amy leżeliśmy obezwładnieni na ziemi.
Mundus wzleciał z Wektorem w górę...
- Puszczaj ! - Amy zaczela sie szarpac.
- Nie, moja pani! - wilczur trzymający waderę uśmiechnął się z drwiną w głosie.
-Czego od nas chcecie? - zapytałem, starając się uwolnić z uścisku wilczura.
- Idziecie z nami! - odpowiedział jeden z nich.
Cóż było robić? Wilki były zbyt silne, byśmy mogli ich pokonać. Mundek i Wektor zniknęli w lesie. Ufałem Mundusowi i wiedziałem, że Wektor będzie bezpieczny, jednak mimo wszystko, bałem się o nich. Może owe wilki znajdą ich i również złapią?
- Powiecie mi w końcu co tu się dzieje....
- Nie wiem - machnąłem łapą - jedynym sposobem by się dowiedzieć, jest pójście z nimi.
W głębi duszy byłem ciekawy, kto odpowiada za porwanie nas, jednakowoż miałem nadzieję, że nie przekonamy się o tym zbyt szybko. Amy mruknęła coś pod nosem. Po chwili zaczęło się sciemniac, spojrzalem w górę to był księżyc. Znamie wadery świeciło się, nie minęło 5min a już było strasznie ciemno.
- Co... się dzieje? - wilki zapatrzone w niebo zaczęły nas puszczać. Trach!! Amy wyrwała się z objęć wilczura. Starałem się uczynić to samo, jednak jeden z wilków złapał mnie natychmiast. Reszta pobiegła za Amy.Slyszalem odglosy walki w lesie po paru chwilach wrocila Amy. Byla poraniona ale jeszcze sie trzymala.
- Puszczac go... - Warknela jej oczy zaczely sie swiecic. Basiory pouciekaly,kiedy byli wystarczajaco daleko Amy przestala juz byc agresywna. Dopiero teraz widzialem, ze ledwo trzymac sie na lapach.
- Amy... - zbliżyłem się niepewnie do wadery - chodź. Jesteś słaba, musimy znaleźć jaskinię i... naszych dwojga przyjaciół.
Zacząłem nawoływać Mundusa i Wektora. Po chwili zjawili się, wychodząc zza drzew. Opowiedziałem im wszystko, na co Mundek wyrzekł:
- Przed chwilą byliśmy w jaskini. Ładna i przestronna. Możemy w niej spokojnie przenocować.
Wektor podbiegł do Amy i przytulił się do niej mocno.
- No hej - Przytuliłam go do siebie. - Spokojnie nic mi nie jest. - Uśmiechnęła się. - To chodźmy trzeba przenocować. - Skierowaliśmy się w stronę owej jaskini miała ona 2 komory, jedna z nich była cieplejsza niż druga. - Wektor zostaniesz z mundusem w jaskini ? my pójdziemy do tej drugiej komory.
- No dobrze... - Mały przytulił się do niej i zaraz potem wraz z moim przyjacielem poszli spać. Ja z Amy skierowałem się w drugą stronę, położyliśmy się na małym wzniesieniu.
Po chwili z drugiej komory doszły mnie cichy śmiech i tupanie. Skierowałem się w tamtą stronę.
- Witaj, Wektorze - przywitałem się ze szczeniakiem, który po cichu przemykał się z jednej komory, do drugiej - co tu robisz, tak późno?
- Mundus nie wie, że przechodzę. Obudź go i powiedz, że mnie nie ma.
Z drugiego kąta jaskini, usłyszeliśmy głos:
- Doskonale wiem, Wektorze, że przechodzisz. Aczkolwiek miło, że informujesz. Z chęcią pójdę razem z tobą. Mam się opiekować twoją osobą - Mundek podniósł się i lekko uśmiechnął. Zdaje mi się, że lubi Wektora.Pokiwalem z usmiechnel lbem, wrocilem do Amy, ktora lezala na kamiennej posadzce. Polozylem sie obok niej ta wtulila sie w moja siersc .
Zasnęliśmy. Nazajutrz, znowu obudził mnie wesoły śmiech i krzyki z zewnątrz jaskini.
"Widocznie Mundek i Wektor już wstali" pomyślałem, ziewając. Dzień zapowiadał się pięknie.
- Co to za krzyki - Amy podniosła się leniwie.
- Ach, widzisz - ziewnąłem - nasi przyjaciele wciąż młodzi duchem dyskutują beztrosko.
- Rozumiem - Wadera usiadla obok mnie - Jak sie spalo usmiechnela sie do mnie.
Popatrzyłem na Amy. Siedziała senna obok mnie. Zdałem sobie sprawę, że jest jeszcze bardzo wcześnie. Pobiegłem natychmiast uciszyć Wektora i Mundusa. Ale... zastałem ich śpiących na swoich miejscach! Tymczasem coś nadal hałasowało na zewnątrz...
- Czekaj zaraz sprawdze co to za halasy... - Amy wyszla na zewnatrz.
Siedziałem przez dłuższą chwilę, czekając na Amy. W końcu zaniepokoiłem się i wyszedłem za nią.
- Amy? - rozejrzałem się naokoło.
Wadera lezala przed jaskinia, dotarlo do mnie ze zrodlem halasu byly pobliskie stado saren. Amy lezala bez ruchu na ziemi.
- To tylko sarenki - podszedłem do wadery - może zapolujemy? Amy...?
Samica nie odpowiedziala. - Amy ! - Zaczalem ja szturchac.
- Ugh... - Wadera powoli odtworzyla oczy. - Ale mnie glowa boli... chyba na chwile odplynelam.
- Nic ci nie jest? - zapytałem zaniepokojony - już lepiej? Może wody? Chcesz? - zasypywałem waderę pytaniami.
- Spokojnie nic mi nie jest... chwilowa słabość. - Uśmiechnęła się lekko.
- Tak...? To dobrze - westchnąłem uspokojony. Usłyszeliśmy ciche kroki. Mundus zaspany stanął w przejściu między komorami jaskini.
- Witajcie... nie przeszkadzam?
- Nie, wejdż - odpowiedziała Amy - czemu Wektor i ty tak długo spaliście? Wydawało mi się że są z was ranne ptaszki! - zaśmiała się.
- Coś przez całą noc starało się nas obudzić... terkotało i chichotało złowieszczo... gdy wychodziłem zobaczyć kto to, niczego nie było przed jaskinią.
- Moze szpieg - Amy przekrecila lekko leb.
- Nie - Mundus machnął skrzydłem - szpieg by tak nie hałasował.
- Może on przypadkiem...? - zapytałem.
- Ależ skąd! Nie ma mowy - śmiał się i hałasował celowo: przez całą noc!
- Nie wiem jak wy chlopcy... Ale ja chyba ide dalej spac... - Amy polozyla sie na ziemi.
- Wyjdę i rozejrzę się - ziewnąłem - może on jeszcze gdzieś tam jest.
- Badz ostrożny... - Amy usmiechnela siw lekko.
- Oczywiście - odwzajemniłem uśmiech i wyszedłem. Rozejrzałem się wokoło. Nagle coś z wielką siłą uderzyło mnie w głowę...
< Amy? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz