- Muszę... - zwiesiłem głowę - bo ja muszę ci coś powiedzieć - westchnąłem.
- Tak? - zapytała wadera.
- Hiacynt powiedział mi w tajemnicy, że... nie powiesz nikomu?
- Nie - wadera szybko dała słowo, że nie powie nikomu.
- Hiacynt powiedział mi, że pod granicami watahy osiedliły się obce wojska innej watahy - pełen emocji, z blaskiem w oczach kontynuowałem - od kilku dni, podchodzą pod nasze granice i straszą członków WSC i wszystkich, którzy są pod ręką. Żołnierze ci, mają ze sobą spory zapas jedzenia i bynajmniej nie wygląda na to, żeby mieli odejść.
- Chcesz powiedzieć, że oni mogą wywołać wojnę?
- Gdzie tam! - prawie podskoczyłem. Oby tylko to nie była prawda! Ale nie... - mamy dużo większe siły zbrojne. Aczkolwiek, nie powinno ich tu być. Czy... pójdziesz ze mną jutro dowiedzieć się, o co chodzi? Miała iść Murka, ale nie dała rady... kompletnie załamała się psychicznie. Do śmierci rodziców, doszły jeszcze problemy w domu i... pff... ty, jako nauczyciel, może będziesz umiała dogadać się z tymi warchołami?
- No cóż... nie widzę przeszkód - odpowiedziała Eclipse. Jeśli ma to pomóc watasze...
- Dziękuję! - rozpromieniłem się.
~~ Nazajutrz... ~~
Udaliśmy się do obozu obcego wojska. Dla pewności, poszedł z nami Mundus - jak wiemy, świetny psycholog, a ponadto ptak bardzo silny duchem i ciałem. Z nim mogliśmy czuć się, jako tako bezpieczni. Wojsko składało się z sześciu rosłych wilczurów. Gdy zobaczyli mnie i Eclipse (Mundus niedostrzeżony patrolował sytuację z góry), podeszli mamrocząc coś pod nosem i zaczęli zadowoleni przekrzykując się:
- Ooo! Mamy gości!
- Prosimy!
- Goście! Ktoś ważny...
Nie dając dość nam do słowa, zawiedli nas na łąkę, na której leżało kilka zajęcy, drobna łania i jakieś zioła.
Nie chcąc odmawiać gościnnym wilkom, zjedliśmy szybko to, co nam zaoferowali, po czym zacząłem delikatnie:
- Mamy pewną sprawę... wasz oddział, poniekąd bezprawnie pojawił się na naszych terenach. Nasza prośba jest następująca... czy moglibyście odsunąć swoje wojska od naszych terenów?
- O! - krzyknął jeden - chcą nas wygonić! Nie damy się!
Kilku jeszcze powtórzyło jego ostatnie słowa, po czym mogłem kontynuować:
- Więc czy możecie przestać napad... straszyć członków naszej watahy?
- Nie! - zakrzyknęło kilku. Dwóch basiorów chwyciło mnie i... nie przypuszczał bym, że to zrobią. Nie przypuszczałbym, gdy zaprosili nas do "stołu" i sympatycznie z nami rozmawiali. Otórz wilki złapały mnie i przywiązały do drzewa (nie wiem, skąd wzięli powróz).
- Dzikusy... - warknąłem. Spojrzałem w niebo. Mundus gdzieś znikł. Wiedziałem jednak, że nie zostawi nas w potrzebie. Zawsze można było ni nim polegać - dowiedziałem się o tym, już gdy współpracowaliśmy za dawnych lat, w wojsku. Jeden z wilczurów, podszedł do Eclipse i popatrzył drwiąco na przestraszoną waderę. Zaśmiał się.
Nie widziałem więcej, gdyż dwa wielkie wilki, zaczęły się nade mną pastwić.
- Już my się wami zajmiemy - mruczały rozeźlone.
< Eclipse? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz