- Co wyście zrobili?! - Mundus otrzepał się z piasku - omal go nie uszkodziliście!
- Próbowaliśmy cię ratować... - odpowiedziała Eclipse - jeżeli jeszcze jest co ratować.
- Ale jak to tak: poważnego urzędnika po ziemi jak snopek słomy targać? - ptak uspokoił się nieco.
- Powa... żnego urzędnika? - zdziwiłem się - przecież...
- Nie ważne, nie ważne! - ptak po swojemu machnął skrzydłem i wypowiedział te słowa tak przekonująco, iż nie miałem ochoty o nic więcej pytać - wy macie swoje hierarchie, inni mają swoje!
Widzę, że i Mundusowi przeszło już to chore zainteresowanie kamieniem.
Nagle do jaskini, weszły trzy jelenie. Jeden z nich nie odzywał się - tylko patrzył, jakby był gotowy do ataku. Drugi wręcz przeciwnie - mówił bardzo często. Trzeci przytakiwał drugiemu i czasami komentował jego słowa. Przywitały się i zaczęły przemowę. Mundus ze zrezygnowaniem (jakby wiedział o co chodzi. Skąd?) usiadł na ziemi i westchnął. Następnie poradził, byśmy zrobili to samo, gdyż może owa przemowa chwilę potrwać.
- Dzień dobry - powiedział jeden z jeleni - czy państwo są może przybyszami zainteresowanymi naszym kamieniem - "Łobiem"?
- Tak! - odpowiedział zdecydowanie Mundus.
-A więc, zgodnie z kodeksem piątym z ustawy o nietykalności mienia komunalnego i ruchomego, paragraf trzynasty, ustęp pięćdziesiąty drugi...
- pięćdziesiąty trzeci! - poprawił go Mundek bez emocji.
- Ustęp pięćdziesiąty trzeci, za próbę kradzieży, przywłaszczenia sobie mienia ruchomego i komunalnego, zostajecie skazani na śmierć po przez rosz... rossstrze... roszsczelanie... rosz z czele...
- Rozstrzelanie - znów dorzucił Mundus.
- Tak. Rozstrzelanie. Dziękuję - uśmiechnął się jelonek - wina stresu... - spojrzał na nas - bez możliwości umorzenia wyroku i bez możliwości wpłaty kaucji na czas nieokreślony.
Wyszli.
- Surowe przepisy... - wyjąkałem.
- Co to było?! O co chodziło? - dopytywała Eclipse.
- Nie zrozumiesz - ziewnął Mundus.
- Kara śmierci... ja tego nie przeżyję... - jęczałem.
- Hipochondryk - powiedział z lekką wyższością Mundek.
- Kiedy oni chcą wykonać wyrok? - zapytałem.
- Właśnie - dodała z przejęciem Eclipse.
- A co ja jestem? Encyklopedia? - Mundus zadał pytanie, jak można przypuszczać, retoryczne - lepiej się zapytajcie, czym! - zachichotał.
- Rzeczywiście! - krzyknąłem - czym oni chcą nas rozstrzelać?
- Nie mają pistoletu - znów ziewnął ptak.
Do jaskini znów wkroczyły trzy jelenie.
- Idziemy! - zakomenderował jeden z nich.
Udaliśmy się z jeleniami na łąkę.
- Z braku pistoletu, posłużymy się rogami - z wyższością stwierdził jakiś, pewnie bardzo ważny osobnik.
- Ale, ale! - odrzekł Mundus, bardzo oburzonym tonem, po czym podniósł skrzydło do góry - czy wiecie, na co się decydujecie? Czy wiecie, że taka bezprawna egzekucja, może pociągnąć... co ja mówię! Pociągnie za sobą odpowiedzialność sądową w Najwyższej Izbie Kontroli Leśnej?!
Powinienem chyba wyjaśnić teraz, czym jest owa Najwyższa Izba Kontroli Leśnej. Otóż, NIKL był instytucją założoną kiedyś przez jakąś watahę. NIKL rozrósł się potem bardzo, aż w końcu stał się "Sejmem" większości watah mieszczących się w pobliżu WSC - jak i niej samej. Nic więcej o tej tajemniczej instytucji nie wiadomo, poza tym, że wszyscy którzy wiedzieli o istnieniu NIKL'a, bali się bliższej konfrontacji z nim. Tak więc, jelenie spojrzały po sobie z zaniepokojeniem. Mundus natomiast, kontynuował:
- Przecież gdy NIKL dowie się o tym samosądzie, wszyscy jak tu stoicie, zostaniecie oskarżeni. Ale gratuluję odwagi - pokiwał głową niby to z uznaniem, jednak tylko Eclipse i ja dostrzegliśmy nic nie znaczący, przebiegły uśmiech i wesołe iskierki w oczach naszego błękitnego obrońcy.
< Eclipse? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz