- No właśnie. Skąd ty tutaj jesteś?!
- Przechadzałem się kiedy zobaczyłem to błyszczące coś - Ptak był tak wpatrzony w ten kamień jak by był zachipnotyzowany. Ale co to jest?
- Mundusie - Powiedział Hiacynt - Czy ty wiesz co to jest?
- Nie do końca - Mundus spojrzał się na Hiacynta - Ale co mnie to obchodzi - Machnął tym swoim niebieskim skrzydłem - Możę jak to zabiorę do watahy to będę wiedział.
- Ależ Mundusie czy to nie będzie kradziez?
- Będzie lecz... chcę to zbadać
- Mundusie my tego nie ruszamy zrozumiałeś?
- Oczywiście - Pochylił swój łeb do ziemi. Ale jego mina stała się znów radosna. - Wy nie możecie ale ja tak!
- C-co? Oco ci chodzi? - Spytałam zaniepokojona.
Po krótkiej chwili zobaczyliśmy że Mundus chce wykraść kamień. Był już dwa metry nad ziemią i kamieniem w szponach. Skoczyłem na niego aby póścił jednak on odleciał. Odleciał a nawet nie wiemy gdzie.
- To co teraz robimy?
- No nie wiem
- Gdybyśmy wiedzieli co to jest to by nie było z tym takiego problemu. - Najwyraźniej posmutniałam
- Och Eclipse nie smuć się. To nei twoja wina że Mundus jest chciwy i do tego ma skrzydła.
- Eh... Co teraz poczniemy?! - Spojrzałam się w Hiacynta z poczuciem winy i zdenerwowaniem.
< Hiacyncie? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz