Podszedłem do leżącej w jaskini Eclipse. Wyglądała na smutną.
- Eclipse... coś się stało?
Wadera dalej leżała wpatrzona w ścianę jaskini. Nie powiedziała ani słowa.
- Wieloletni przyjaciele się na nią obrazili - Mundus podszedł do nas i objaśnił mi sytuację. Zrobił to ze złośliwością w głosie i uśmiechem politowania, pomieszanym z drwiną.
- Mundusie... - warknąłem - ostrzegam cię po raz wtóry...
- Właśnie na tym polega twój problem, Hiacyncie - odpowiedział błękitny ptak - tylko ostrzegasz. Nie wyciągasz wniosków! - zaśmiał się.
- Tak...? - rozzłościłem się - więc ty... więc wyciągnę wnioski! - z tym bojowym okrzykiem, rzuciłem się na Mundusa. Jednak, o dolo moja! Przecież ta wyrachowana istota doskonale przewidziała, co zrobię! Zwinnie przesunęła się o krok w prawo, tym samym skazując mnie na wylądowanie z impetem na ścianie jaskini...
Omal nie straciłem przytomności. Uderzenie to, sprawiło, że nie mogłem nawet się podnieść na nogi. Ptak tymczasem, stał nade mną uśmiechając się złowieszczo.
- Och Hiacyncie! - zachichotał - jakże mogłeś postąpić tak nierozsądnie! Przecież wiesz, z kim nie warto wchodzić w konflikty!
- Nikczemniku... - wymamrotałem próbując się podnieść - jeśli chcesz, możesz nawet na samca alfę patrzeć z góry... - kontynuowałem żałośnie.
- Wiedz, że jestem do tego stworzony - powiedział niby wymijająco Mundus - ale! "Patrzę na ciebie z góry, tylko by pomóc ci wstać" - zacytował, podając mi skrzydło. Skwapliwie skorzystałem z jego pomocy, tracąc resztki nadszarpniętego honoru. Nie nawiązałem już do tematu Mundusa. To znaczy - ja nie nawiązałem.
< Eclipse? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz