Wojsko zabrało Elipse i nie widziałem jej przez długi czas. To znaczy... nie wiem, czy był długi, lecz minuty wydawały mi się kwadransami, zaś same kwadranse... ech. Nieważne.
Dwa wilki patrzyły na mnie z uśmiechem. Coraz bardziej żałowałem, że próbowałem rozwiązać sprawę pokojowo. Powinienem był wziąć do pomocy wszystkie siły wojskowe WSC. Być może, gdy nie będziemy wracać ponad dwa dni, ktoś zainteresuje się tym i doniesie siłom wojskowym... ale... czy wtedy nie będzie już za późno? Czy wtedy Eclipse i ja będziemy jeszcze żyć?? Gdzie Eclipse...? gdzie Mundus?! Przepadli...
- No, co? - jeden z wilków spojrzał na mnie z pobłażliwym, lecz drwiącym uśmiechem.
- No nic... - popatrzyłem na niego zły go granic możliwości.
- Zaraz będzie przedstawienie... - zachichotał inny wilczur.
- Co będzie? - zapytałem z grozą.
- Ty i twoja... koleżanka zostaniecie zrównani z ziemią... - wilk zaczął warczeć - ale dosłownie!
- Ależ, czemu odrazu tak gwałtownie... - zapytałem - przecież my nie chcieliśmy źle!
- Nie mamy ostatnio rozrywki... - wilk uśmiechnął się krzywo.
- Nie! Nie nami - zjeżyłem sierść.
- Nie ważne kim - ziewnął - zostaniemy tu jakiś czas, a potem pójdziemy dalej.
Nagle, nastąpiło wydarzenie, które miało uratować nas od śmierci. Mundusie... czekałem na ciebie długo i traciłem nadzieję, że przybędziesz. Jednak, nie zostawiłeś nas w potrzebie.
Ptak cicho, niezauważenie podszedł do wilków od strony lasu. Teraz czekałem już tylko na pomysłowość i przychylność Mundusa. Zarówno ja, jak i Eclipse byliśmy na niego zdani.
- Dzień dobry! - Mundus krzyknął, zbliżywszy się do pierwszego lepszego wilka. Ten drgnął i obejrzał się za siebie.
- Dobry, nie dobry... - mruknął wilk.
- Kogoście to zchwytali? - Mundek zapytał bez emocji.
- Taki... tu - odrzekł basior.
- To dobrze, chwalebnie... - ptak uśmiechnął się do mnie. Nie wiedziałem, o co chodziło, jednak nietypowe zachowanie jest kluczowym punktem wszystkich zawiłych lecz skutecznych planów Mundusa. Tych, które zawsze działają. Czy uda się i tym razem?
- A wiecie, w ogóle, kto to jest? - zapytał Mundus wilka, patrząc się na niego niby konspiracyjnie, niby bez przejęcia.
- No nie - wypalił wilczur - a kto? To ktoś z tamtej watahy.
- Pasożyty... - Mundus mruknął sam do siebie i pokręcił głową. Następnie powiedział głośno - to samiec alfa Watahy Srebrnego Chabra i jego siostra - Mundek (nie wiem dlaczego) podkreślił mocnym akcentem nazwę watahy, jakby miało to istotne znaczenie... tak, czy inaczej, zadziałało.
- Tej watahy?
- Tej - Mundus zaakcentował swoje słowo.
- Ach... to zmienia postać... - nie dokończył. Pobiegł do przywódcy i coś mu długo tłumaczył. Mundus tymczasem podszedł do mnie szybko.
- Ty ich znacz? - zapytałem.
- Nie - odpowiedział pośpiesznie Mundus - ale w społeczeństwie trzeba być stanowczym i pewnym siebie - skończył temat i ściszył głos - musisz szybko się uwolnić... inaczej na nic moja improwizacja! Szybko! Gdzie Eclipse?
Wskazałem łapą miejsce, gdzie wilki zabrał waderę. Mundus szybko udał się we wskazanym kierunku, a ja zacząłem szarpać sznurki, którymi byłem przywiązany do drzewa.
Mundus po chwili wrócił.
- Gdzie Eclipse? - zapytałem zdziwiony.
- Jest już poinstruowana. Wie, co zrobić gdy plan się powiedzie i gdy się nie uda...
Przegryzłem jeden ze sznurków. Mundus pomógł mi z rozwiązaniem drugiego... i nadszedł przywódca wilków.
- Teraz uważaj. Jeśli on coś zauważy, możemy żegnać się z życiem! - szepnął Mundus.
Zacząłem pośpiesznie rozplątywać sznurek. Mundus rozmawiał z przywódcą wojska. Nagle sznurek przerwał się, a ja, nieprzygotowany na ten ruch, wylądowałem na ziemi.
Mundus posłał mi zrezygnowane i wściekłe spojrzenie.
- Więc to tak! - krzyknął wilczur - wy tu za naszymi plecami! Patrzcie no! Oto przetarte i przegryzione sznurki, rozwiązany powróz! No, ptaku błękitny! Zapłacicie mi za to, wszyscy troje! Przynieście tu też wilczycę!
Teraz także i Mundus został przywiązany długim sznurkiem do drzewa.
Wilki przyprowadziły Eclipse.
< Eclipse? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz