poniedziałek, 13 października 2014

Od Amy CD Lenka

Wszystko mnie bolalo, nie moglam sie ruszyc. Slyszalam glos Lenka, otworzylam oczy.
- Co sie...
- Nie mam pojęcia - odpowiedział basior - Ashley zniknęła i jest coraz jaśniej.
- Nie moge sie ruszyc...
- Może jesteś sparaliżowana?! - wilk z przerażeniem zerwał się na równe nogi. Doskoczył do mnie nie wiedząc co robić - ale nie... wtedy nie mogłabyś mówić - odetchnął z ulgą.
- Nic nie pamiętam...Co się działo...
- Ashley zabrała ci słońce - powiedział - ale... Amy, czy ty masz je nadal?
- Moje slonce ! - Spojrzalam na swoje biodro. Wyblakle znamie, bylo ledwo widoczne.
- Nie martw się - Lenek machnął łapą - przecież słońce jest na niebie!
- Dziwnie sie bez niego czuje... Jej mocy...
- Chm... jeśli już po kłopocie, to może czymś się rozerwiemy? Wiesz może, gdzie Mundus? - Lenek rozejrzał się wokoło - Po raz niewiadomo który, przepadł bez wieści!
- Tu jestem, przyjacielu! - dało się słyszeć z góry. Podnieśliśmy głowy i zobaczyliśmy na tle nieba czerwone nogi. Reszty niestety widać nie było, gdyż rublie na bezchmurnym niebie, kamuflują się pierwszorzędnie. Stworzenie wylądowało obok nas.
- Ech... pojawia się i znika! "Na kłopoty Bednarski" - zakpił Lenek.
-Dobrze, dobrze - Mundus wyglądał na zadowolonego z siebie. Nie słuchał wcale Lenka.
- A coś ty taki wesoły? - zapytałam. Ptak wzruszył ramionami. - Trzeba sie ruszyc... - Wstalam ledwo - Musze cos zrobic Ashley moze przejac slonce... Dokladnie za 4 tygodnie... Wted bd Zacmienie ksiezyca.
- Amy... - basior złapał mnie za łapę - ja naprawdę... ja cię kocham... szkoda, że mówię ci to w takich okolicznościach.
Poczulam sie jakos dziwnie, przytulilam sie do niego. Bylam mniejsza od basiora, wtulilam sie w jego siersc.
Siedzieliśmy przez chwilę w milczeniu. Wszyscy troje.
Nagle, dało się słyszeć trzask. Coś śmignęło tuż przed nami... To bylo mlode sarny, zasmialam sie. Takie male, a moze wystraszyc. W tym czasie basior nachylil sie do mnie i pocalowal mnie. Nie spodziewalam sie tego, nagle okieznala mnie jakas inna moc. Oderwalismy sie od siebie, moje znamie w ksztalcie slonca zaczelo sie swiecic.
- Co się sta... ło... - Lenek szeroko otworzył oczy wpatrując się w zniamię - świeci... - dodał w zamyśleniu.
- Czyli moja magia wrocila... - Spojrzalam w niebo, skupilam sie. Slonce przesunelo sie o kilkanascie stop w prawo.
- Amy! - uradował się Lenek - czyli jesteśmy uratowani?!
- Wyglada na to ze tak. Mam nad nim pelna wladze... Czuje sie silniejsza...
Basior odetchnął z ulgą. Wszystko wskazywało na to, że cała ta historia, nareszcie dobrze się skończy.
Momentalnie przypomnialam sobie o mojej mamie - Moja matka - krzykelam.
Pobiegliśmy szybko na miejsce, w którym poprzednio znajdowała się moja matka. Zastaliśmy tam tylko... Pustke... Jakby wszyscy sie wyniesli. NIe bylo zywej duszy.
- Co się tu dzieje...? - zapytał zdezorientowany Lenek.
- Znowu ich gdzies zabrala....
- Tak myślisz? Może uciekli... - zastanawiał się zdenerwowany basior - ale przecież masz już swoje słońce!
- Wiem... właśnie dlatego zostawiła moje tereny w spokoju... Jestem teraz za nie odpowiedzialna.
- Naprawdę? - uśmiechnął się wilczur - ale... zaraz zaraz. Czy Mundus jest z nami? Ostatnimi czasy tak często przepada, że nie wiem, czy jest obok, czy... ech.. znów zniknął.
- Ależ jestem tutaj! - usłyszeliśmy zza skały głos - mało tego! Nie tylko ja...!
- Co znowu... - Spojrzalam na niego
Mundus zniknął za skałami i nie powiedział już nic.
- Amy... - Lenek złapał mnie za łapę - może lepiej tam nie idź... zobaczę, co się dzieje.
-Okej... - Przysiadlam na ziemi.
Basior również zniknął za skałami. Przez chwilę nie wychodził. Nie było słychać żadnego dźwięku... nagle rozległ się gduchot i okrzyki triumfalne Lenka i Mundusa.
- Ach, ty... - uradowany wilczur darł się rodośnie w niebogłosy.
- Nie będziecie po dobrej ziemi chodzić, pasożyty jeden z drugim!
Dało się słyszeć jęk.
- Co się stalo... - Wstałam to nie mogła być moja siostra ona tak łatwo się nie poddaje. Pewnie to jej kolejna sztuczka.
-Amy - Lenek uradowany wyjrzał zza skały - chodź tu czym prędzej! Złapaliśmy ich... ich...
Zaraz po nim pojawił się Mundus.
- Oczywiście, że to nie twoja siostra. Ona nie ma tu nic do rzeczy. To dwoje jakichś rozbójników - ptak wskazał na dwa wilki leżące na ziemi - niech wiedzą, zbóje, że z nami nie warto się bić!
- Niestety to nie jest moja rodzina... - Przysiadlam na ziemi westchenalm cicho. Spojrzalam na moja skale, teraz ta ziemia nalezala do mnie musialam sie nia opiekowac.
- Ach... - Mundus machnął skrzydłem - może to i nie twoja rodzina, jednakowoż schwytaliśmy właśnie złoczyńców! Czy to nie powinno cię obchodzić?
- Nic mi nie zrobili...
- Ha! Ale nam zrobili! - zakrzyknąłem radośnie - zaczęli nas atakować!
- Ciekawe, w jakim celu - mruknął Mundus. Podszedł do jednego z wilków i niepostrzeżenie chwycił go za gardło. Syknął:
- Powiesz, czy nie powiesz?
- Wole zginać.
Mundus uśmiechnął się dumnie.
- W takim razie może twój towarzysz powie... albo posiedzicie dłużej. Ja mam czas!
- Snisz... - Wilk warknal odepchnal ptaka od siebie i ogrodzil sie kregiem ognia. Zniknal na naszych oczach.
- Ooho... - Mundus otrząsnął się z piasku - Lenku: pilnuj drugiego, bo gotów uciec!
Basior doskoczył do wilka leżącego na ziemi. Złapał go za skórę na karku i mocna trzymał. Wilczur zapiszczał, szarpał się widać ze chciał uciec. Nie mogłam nic zrobić.
- Co z nim zrobicie.
- Zapytamy... - Mundus podszedł nieśpiesznie do wilczura patrząc mu prosto w oczy - ... o to i owo...
- Powodzenia... Ja się przejdę po terenach.
- A idź, idź! - uśmiechnął się Mundus - wilku - teraz z kolei wolno i wyraźnie, można nawet powiedzieć że z cieniem współczucia w głosie, zwrócił się do "rozbójnika" - jeśli powiesz, czegoście do tyfusa od nas chcieli, być może puścimy cię wolno. Liczę, że się dogadamy.
- Spadaj - Powiedział wilczur zaraz potem zniknął
- Nie wiem co teraz zrobić... - Siedziałam na ziemi.
- Miałaś iść, to idź - ziewnął nie zrażony niczym Mundus - jeśli nie będziemy mieli więcej do czynienia z tymi rzezimieszkami, na nic nam było pytać o powód ich napaści...
- Chodzi mi o to... Ze nie wiem co robic... Teraz jestem odpowiedzialna za te tereny...
- Ach.. - ptak popatrzył na skałę, pod którą staliśmy - radzę ci odpocząć, a później zastanawiać się "co dalej".
- Wracamy ?
- Z chęcią - westchnął z nieopisaną ulgą Lenek.
- Za duzo sie dzis dzialo, trzeba odpoczac.
- Masz rację, Amy. Musimy jednak znaleźć spokojniejsze miejsce. Zaraz się ściemni.
- Macie jakies propozycje ?
- Proponuję wejść do lasu - basior podniósł łapę.
Kiwnelam lbem, podnioslam sie z ziemi i skierowalam sie w wybranym kierunku. Lenek oraz mundus dolaczyli do mnie po kilku chwilach. Szlismy jakies pare minut, moim oczom ukazala sie jaskinia.
- Moze zanocujemy tutaj ?
- Możemy. Wejdę i sprawdzę, czy nikogo tam nie ma - Lenek zniknął w ciemności. Usłyszeliśmy cichy chrobot.
- Lenek wszystko okey ..? - Podeszlam blizej wejscia.
- Ach... tak. Już okey - basior wyszedł roztrzęsiony z jaskini - chodź i zobacz sama.
- Co sie tam dzieje... - weszlam do srodka. Od moje futra bilo swiatlo lekko rozswietlilo jaskinie. Zobaczylam tam małe, przestraszone wilcze szczeniątko. /siedziało na środku jaskini, drżąc z zimna. Na mój widok pisnęło.
- Nie boj sie... - Podeszlam blizej. - Nic Ci nie zrobie - Wolnym krokiem podeszlam do przestraszoneg malca i polozylam sie na przeciwko niego.
Maleństwo popatrzyło na nas i szeroko otworzyło oczy.
- Jak się tu znalazłeś? - zapytał Lenek. Szczenię przez chwilę nic nie mówiło, aż w końcu wydobyl z siebie dzwiek.
- Moi rodzice... Nie zyja... - Maly zaczal plakac.
- Hej... Nie placz.... - Wstalam i podeszlam do niego siadajac obok. - Nie placz.
- Kim byli twoi rodzice? - Lenek zbliżył się do płaczącego szczeniaka.
- Mama była Beta a tata Alfą... Urodziłem się w watasze słońca... - Malcowi znowu zaniósło się na płacz.
- Nie płacz. - Przytulilam go do siebie wszystko będzie dobrze.
- Może twoi rodzice żyją... zaginęli? -dalej dochodził Lenek.
- Nie... widziałem jak ich zabił... Byłem wtedy w krzakach... Wszędzie było pełno krwi... Uciekłem do jaskini jak tylko miałem okazję... -Malec patrzył ślepo w dal był jeszcze mały takie coś to może byc szok.
- Lenek co robimy...
- Nie wiem... - basior smutno spojrzał na malca.
- Musimy go wziąć ze sobą - Mundus postawił sprawę jasno.
- A potem co... - Katem oka widzialam jak malec ziewa. Polozylam sie malec zrobil to samo wtulajac sie w moja siersc. - Trzeba mu zalatwic matke.
- Ha - Mundus przeciągnął się - czy ktoś oprócz mnie umie się opiekować dziećmi?
- Ja... - zaczął Lenek.
- Wiem, że ty nie! - uciął ptak.
Westchnelam, spojrzalam na malca trzasl sie z zimna okrylam go swoim ogonem.
- A więc zostajemy tu na noc - westchnął Lenek.
- Musimy... - Powiedzialam.
Nagle z zewnątrz usłyszeliśmy piski i porykiwania.
- Boje sie... - Powiedzial Malec.
- Spokojnie nic Ci sie nie stanie...
- Wektor... Na imie mi Wektor...
- Przy mnie jestes bezpieczny, badz spokojny.
- Tak mowila moja mama... - Wilczowi znow zebralo sie na lzy.
- Prosze Cie nie placz... - Przyblizylam swoj leb do jego lba. Basiorek sie wtulil. Do jaskini weszly kojoty... To one wydawaly takie dzwieki.
- Sprzymierzeniec, czy wróg? - rzucił bez przejęcia Mundus.
- Chyba to 2...
- Oddajcie nam tego malego... - Powiedzial jeden z nich.
- Bardzo mi przykro... nie oddamy - warknął Lenek - Mundusie...
Ptak rzucił się na kojoty. Zaraz po nim, skoczył Lenek. Walka trwała długo.
- Lenek... Badz ostrozny... - Ja zostalam z Malcem, kiedy przeciwnicy zostali pokonani odetchnelam z ulga. Zmyli sie w mgnieniu oka.
- Sabaki... - Mundus pokręcił głową.
Maluch lezal obok mnie, byl juzs spokojny oddychal miarowo. Chlopacy zaczeli dyskutowac o jakims tam temacie. Nie sluchalam ich za bardzo, bardziej zajelam sie Wektorem biedaczek stracil rodzicow.
- Nie ! - Krzyknal nagle Mundus. Maluch sie poruszyl, dopiero teraz zdalam sobie spraw, ze spal.
- Mundus... - Skarcilam go - On juz spi... Troche ciszej
- Śpi, nie śpi - mruknął Mundus - jutro nie istnieje.
- O czym ty mowisz...
- Gdybyście ignoranci wiedzieli... - ptak machnął skrzydłem - to był cytat.
- Nieważne - ziewnął Lenek - może chodźmy już spać?
- Mi pasuje... - Ziewnelam, malec byl wtulony w moja siersc. Ja zasnelam dosyc szybko nawet nei wiem kiedy odplynelam.

< Lenek? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz