czwartek, 12 sierpnia 2021

Od Ciri CD Admirała - "Taniec z Aniołami"

Wariatka. W tamtym momencie cała siła do życia opuściła moje ciało. Przerażone zdziwienie, a chwile później rozrywający mnie smutek malowały się na mojej twarzy niczym na płótnie obrazującym nurt realizmu. Trwało to kilka sekund, jednak jeśli w tamtym momencie Admirał odwrócił się i na mnie spojrzał, od razu zrozumiałby co zrobił. Dlatego odeszłam. Stosując lustrzane do niego ruchy, odwróciłam się na pięcie i pozwoliłam nogom na opuszczenie naszej jaskini.

Poszłam na plaże. Do miejsca w którym pierwsze iskierki uczucia w stronę Admirała zaczęły przejmować moją duszę i ciało. Chciałam się tego pozbyć. Niech to uczucie zniknie razem z nim. Niech odejdzie bez słowa i zostawi mnie tu samą. Naprawie relacje z rodzicami, przyznam, że to był błąd i rozpocznę po raz pierwszy normalne życie.

- Coś taka cicha? – usłyszałam głos obok mnie i drgnęłam lekko wystraszona. Jak się okazało była to Nymeria, która od jakiegoś już czasu towarzyszyła mi w układaniu moich niemych planów.

- Ja… - chciałam zacząć, ale zamiast tego poczułam jak łzy napływają mi do oczu. Nie byłam wstanie powiedzieć tego wszystkiego na głos. Bardzo dobrze wiedziałam czemu, ale przyznanie się do tego byłoby ostatnią rzeczą jaką bym teraz zrobiła. Nymeria przygarnęła mnie do siebie jak starsza siostra. Czułam niepewność w jej ruchach, która zniknęła jak tylko wtuliłam się w jej futro z głośnym szlochem. Znowu nastała cisza przerywana tylko moim płaczem. Żadnych pytań, żadnego osądzania. Moja przyjaciółka doskonale wiedziała i… słyszała czego teraz potrzebowałam. Pewnie nawet nie musiałam jej nic opowiadać, bo już doskonale wiedziała z czym borykała się moja dusza. Mimo tego, po dośc długim czasie milczenia, w końcu zapytała.

- Chcesz o tym porozmawiać? – to proste pytanie chwyciło mnie za serce i pomogło w uspokojeniu niepowstrzymanych wcześniej łez. Po kilku chwilach odkleiłam się od wadery, łapą strzepując ostatnie łzy. Westchnęłam nierówno, nadal pełna emocji, głównie smutku.

- Czy ja… jestem wariatką?

- Tak.

- No ale Admirał… Czekaj co? – spojrzałam na przyjaciółkę z niezrozumieniem w oczach.

- Tak, jesteś wariatką. – spokój w jej głosie przyprawił mnie o dreszcze.

- Jak możesz, przecież…

- Tylko nie taką o jakiej myślisz. – Dokończona przez nią wypowiedź zatrzymała wiązankę jaka już cisnęła mi się na pysk.

- Zwariowałaś z miłości. Czystej, choć trochę niepoprawnej miłości. Szczerze mówiąc, Admirał także zwariował, jednak nie w takim stopniu jak ty.

- Mówisz, że…?

- Tak, on Cię kocha. Możliwe, że jest to dla niego niewyobrażalny problem i fakt, że nie może sam decydować o wszystkim, sprawia że wariuje jeszcze bardziej.

Nic nie odpowiedziałam. Czy to, że chcieliśmy innego życia, sugerowało że powinniśmy iść własnymi drogami? Jednak skoro on mnie kochał… a ja kochałam jego…

- Dzisiaj mieliśmy mieć ślub, wiesz? – powiedziałam po kilkunastu minutach ciszy i patrzenia na fale obmywające nasze wyciągnięte łapy. – Czekałam na to od lat. Teraz wszystko stracone.

- Odwołałaś już wszystko?

- Nie..

- Więc, nic nie jest stracone. Przygotowania najpewniej trwają. Admirał wie?

- Wie.

- Jeśli nadal tego chcesz… To idź. – te proste słowa sprawiły, że moje serce zatrzymało się na kilka sekund.

Czy ja tego chciałam? Oczywiście, że tak. Kochałam Admirała każdą cząstką siebie i nawet jeśli zaprzeczałam to nie byłam w stanie bez niego żyć. Nawet ze śpiewem, nawet w najcudowniejszej rodzinie pod słońcem. Nie byłabym szczęśliwa. Tylko, czy teraz jestem? Skoro jestem wariatką… śmiało mogłam powiedzieć, że życie w niepewności, z ciągły wahaniem i odrzuceniem przez społeczeństwo napędzało mnie. Problemy i kłótnie jednocześnie wykańczały mnie psychicznie i sprawiały, że pozostawałam stabilna psychicznie. Żadnych głosów, żadnych nieproszonych gości. To kiedy byłam sama, działo się najwięcej złego. To właśnie rozłąka z Admirałem pokazywała jak wiele złego może się wydarzyć w moim życiu i jak zupełnie inaczej moje życie potoczyłoby się bez niego.

- Muszę iść. – powiedziałam krótko, wstając i otrzepując się z piasku.

- Pomóc Ci jakoś? – spytała Nymeria patrząc na mnie beznamiętnie ale z dumą w oczach.

- Nie, dziękuje ale sama muszę się przygotować do swojego ślubu.

---

Pewność tego co robię przepełniała mnie przez resztę dnia przygotowań. Ekscytacja i niewątpliwe zniecierpliwienie wylewało się ze mnie na każdym kroku. Niezależnie od naszych kłótni, od różnicy zdań czy też potencjalnych dróg życiowych jakie chcieliśmy obrać, miłość łączyła nas nieprzerwanie i tak musiało pozostać. Musiało.

W końcu stanęłam przed wszystkimi, dumna z siebie. Pewność tego co zaraz się miało wydarzyć nadal mnie nie opuszczała. Admirał zaraz wleci na polanę i przyrzekniemy sobie miłość do końca naszych dni.

Minęło kilka minut. Goście zaczynali szeptać pomiędzy sobą. Nymeria stała obok mnie bez słowa, obserwując tłum.

Minęło pół godziny. Nymeria obserwując gości, drgała co chwile na twarzy jakby ktoś wymierzał jej niewidzialny policzek.

Godzina. Niektórzy goście zaczęli się rozchodzić.

Dwie godziny. Słońce dawno już zniknęło, pozostawiając nas w głuchej nocnej ciszy. Nas… czyli mnie i Nymerie. Zostałyśmy same. Tym razem nie pozwoliłam by mój szloch przerywał idealną ciszę. Łzy bezdźwięcznie spływały w dół, zatrzymując się na spalonej letnim słońcem trawie, pod moimi łapami.

<Admirał?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz