wtorek, 24 sierpnia 2021

Od Apollo Anubisa Aina "Rewia Dusz" cz. 1


-Uciekaj- szepnęła dusza.

-Dokąd?- spytał.
Jednak odpowiedziała mu cisza.
-Dokąd?- powtórzył pytanie.
Cisza zdawała się trwać w nim niczym z nicości
-Dokąd mam się udać?- nie ustępował.
Chociaż podświadomie wiedział, że nie otrzyma odpowiedzi.
-Uciekaj... dokąd...uciekaj. - powtórzył za sobą niczym mantrę.
Wiersz trzymający go przy życiu.

-Uciekaj-

 

    Otworzył oczy. Słońce zdawało się palić jego kark, kiedy leżał spokojnie pod drzewem. Cień uciekł wraz z czasem, niewiadomo gdzie i dokąd. Basior uniósł się na swoich długich nogach i rozciągnął, dając ulgę zdrętwiałym mięśniom. Dzień zapowiadał się pięknie. Ptaki kwiliły głośno i zewsząd przyprawiając go o lekkie zawroty głowy, jednak to była natura. Nieokiełznana i nielicząca się ze swoimi dziećmi i ich pragnieniami, a jednocześnie będąca znamienitą matką i opiekunką żyjących. Spoglądając na otoczenie swoim ślepym i pustym okiem wywęszył swoją małą ofiarę na popołudniowy obiad. Na wszelki wypadek rozciągnął swoje mięśnie jeszcze raz, gdyż zdarzało mu się dość często potknąć o własne nogi. Zadowolony z efektu ruszył na polowanie.
    Siedząc przy brzegu wody, wśród różanego zapachu i delikatnie szumiącego wodospadu pożerał niewielkiego zająca, którego udało mu się uchwycić za 2 próbą. Posiłek ten co prawda nie był najznamienitszy, jednak wystarczający dla tego mało ruchliwego basiora. Nie było bowiem dla niego pracy. W tej watasze zarówno wojna jak i rozmnażanie nie zdawały się być zagrożeniem dla jego spokojnych i leniwych dni, spędzanych na wylegiwaniu się w słońcu i chłonięciu dźwięków otoczenia. Niekiedy pojawiały się wizje, nie mające większego sensu i pełne bredni i spokoju. Zupełnie nieistotne dla życia kogokolwiek w watasze, a tym bardziej jego samego. Kiedy uchylał swoje oczy nocą nie widział też za wiele dusz, jakby nie za wiele osób umierało we własnych domach, a pogrzebane były z dala od wilczego wzroku.
    Zatem nudził się niezmiernie pośród terenów pełnych życia i miłości. Sam, samotny, bez większego sensu i uznania, celu i kochania, jeśli można tak to ująć.
    Dzień upłynął szybko, za szybko i nadeszła noc. Cichymi skowytami gdzieś w oddali ułożyła świat do snu. Anubis wstał w końcu znad wody, gdyż szum przybrał na sile i swojskiej ciszy nocnej. Odszedł pomiatając ogonem w kierunku lasu, stawiając kroki powoli. Jego zamknięte powieki skrywały jego oczy o niezwykłych umiejętnościach. Nie miał tego czasu ochoty na patrzenie na białe kształty, bez sensu snujące się nad światem. Bez sensu, mowy i większego powołania. Był w stanie znaleźć w tym pewną analogię do samego siebie. Ironiczne.
    Znalazł sobie miejsce na noc, gdyż tułał się z miejsca na miejsce ciągle, bez konkretnego domu, jaskini czy nory. Odpowiadało mu to i nie przeszkadzało w byciu tym kim był. To odznaczało go od innych. Ułożył się wygodnie na kupce mchu, kryjąc pod głazem całe ciało, w razie deszczu, który miał nie nadejść i uchylił oczy. Oba na raz, aby zobaczyć przez sobą bal dusz. Było ich więcej w tym miejscu, jednak dalej zdawało się być pusto i niemrawo. Zaskakująco cicho...

-W nieznane?-

<CDN>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz