∾ Oczami Skinterifiri ∾
Lisica wciąż pamiętała tamten dzień. Przez całe rano zastanawiała się, gdzie są te trzy debile, co przez jakiś czas ciągle przesiadywali razem - nawet jeśli zaprzyjaźnienie się Sodrokniwy z Deltą wydawało się mieć bardzo marne szanse, co jednak zostało cudem niebios obalone. Zdenerwowana Skinka miała już się wprost spytać Dekriyefiri, czy może ich nie widziała, kiedy jej drogę do nory zastąpił nie kto inny, jak starszy, ukochany braciszek. Wtedy się uśmiechał, był taki pełen życia, choć pod oczami widniały wgłębienia sugerujące brak snu. Oczy świeciły lisią złośliwością, która nie groziła w żaden sposób liszce. Bo przecież spryciarze siedzą pośród siebie w pokoju.
– Skinka! – zawołał wesoło, jego zęby błyszczące po wilczemu, choć cała mimika twarzy wcale do lisich nie należała. – Szukałem cię! Jakoś nie było cię w twojej starej norze.
– Zabawne. Ciebie w twojej też nie było i musiałam cię szukać – odpowiedziała zgryźliwie samica, sama się uśmiechając, tylko że w o wiele bardziej niebezpieczny sposób. Podczas gdy Paki uśmiechał się miękko niczym leśny mech z poukrywanymi tylko gdzieniedzie malutkimi patyczkami, Skinka miała uśmiech podobny do brzytwy przyciśniętej do gardła, która w każdej chwili mogła je rozciąć. Uśmiechy niby przeciwieństwa, tak jak rodzeństwo, które je nosiło. Skinter zawsze szczyciła się, że pomimo różnic dogadują się tak świetnie z bratem.
Basior zawirował oczami, zupełnie jakby chciał zajrzeć do środka swojej głowy, żeby sprawdzić, czy mózg jeszcze jest na swoim miejscu. Miał taki charakterystyczny sposób zachowywania się przy swojej siostrze, którego sam osobiście nie dostrzegał, ale z łatwością widzieli to wszyscy dookoła i śmiali się zawsze z tego na boku.
– No to się zgadaliśmy... Słuchaj, muszę cię gdzieś zabrać, ale to niespodzianka, okej? Jest, yy... Ważna sprawa do załatwienia. Taka ważna, że nie może czekać. Muszę cię zabrać teraz, już, natychmiast.
– A śniadania nie mogę zjeść? – Lisica przymrużyła zabawnie oczy, jakby chciała w twarzy Paketenshiki wychwycić jakieś kruczki. Jakby szukała, czy nie jest to przypadkiem potwór, który przybrał postać jej brata.
– Śniadanie... czeka na ciebie na miejscu. – Kłamstwo. Nie umiesz kłamać, Paks. Na pewno nie własnej siostrze. Ale dobrze, Skinka postanowiła udawać, że daje się nabrać. Przynajmniej będzie zabawnie. Będą to potem razem wspominać ze śmiechem i z miodem pitnym w łapach... Ta... Razem... – Wszystko jest na miejscu, tylko ciebie nie ma na miejscu. Idziesz?
– Jasne, spoko. W takim razie zaprowadź mnie niczym wierny służący księżniczkę.
Wilk chciał coś ewidentnie odpowiedzieć, ale postanowił ugryźć się w język. Lepiej dla niego, jeszcze wypaplałby za dużo i cała niespodzianka poszłaby się kochać. Mimo to samica postanowiła stać na straży, uważnie się rozglądać i wychwytywać wszelkie znaki, które mogłyby jej zdradzić, co też planuje jej szczwany braciszek. Mogła mu zaufać, oczywiście, że mogła, jednak chciała zachowywać się jak na lisa przystało. Nie ufaj nikomu, nawet własnej rodzinie. Jeśli masz możliwość wyłapania, co też planują twoi bliscy, nie zmarnuj tego. Przede wszystkim dlatego, że nie wiesz, co może im siedzieć w głowach i kiedy planują cię zdradzić. Te twarde zasady zostały zaimplementowane po zdradzie jednego ze starszyzny, który napuścił sforę myśliwskich psów na całą rodzinę lisów. Od tego czasu ciężko było o zaufanie. Nawet pomiędzy tak zgranym rodzeństwem jak Skinterifiri i Paketenshika.
Nie minęło dużo czasu, kiedy Paki nagle się zatrzymał, zdjął swój szal i nałożył go siostrze tak, by nie mogła nic zobaczyć. Teraz już Skinka musiała zdać się na prowadzenie swojego brata, i choć rozum kazał być ostrożniejszym, serce podpowiadało i ekscytowało się razem z właścicielką, że czeka ją wspaniała niespodzianka, której nie zapomni przez całe życie. Miała wtedy rację. Pamięta ją do dnia dzisiejszego.
Wywlókł ją gdzieś na jakąś polanę, co stwierdziła po nagłym podmuchu powietrza i braku szumu drzew nad głową. Także podłoże się zmieniło, z szorstkiego, leśnego podłoża na milusią trawę sięgającą jej niemal do brzucha. Co on, zabić ją chce i zostawić w wysokiej trawie na pożarcie krukom? W sumie dla niego ta trawa nie była wysoka... Po kiego czorta ten drań ją tu wyniósł?! Miała szczerą nadzieję, że szybko dowie się prawdy, bo już powoli ta sekretna niespodzianka zaczęła ją irytować.
Szalik nagle zniknął z oczu, a przed nimi ukazała się całkiem niewysoka, płaska skała, na szczycie której siedział... Sodrokniwa. Z martwym zającem, wyraźnie świeżo upolowanym, najpewniej jej obiecane śniadanie. Paks musiał wysłać wiadomość za pomocą piasku w ziemi. Ten cwaniak był niesamowity i wyjątkowy w swoich małych przekrętach. Tuż obok łap czarnego lisa leżało małe zawiniątko, które ze wszystkich tu rzeczy chyba najbardziej zaintrygowało lisiczkę.
Zaintrygowało ją tak bardzo, że ledwo zauważyła siedzącego na skraju polany niebieskiego małego wilka, do którego właśnie podchodził Paketenshika. A potem zniknęli. Poszli sobie w las na spacerek, zostawiając Skinkę i Sodę samych, z truchłem i tajemniczym zawiniątkiem z liści i traw. Cwaniaczki, cholerka.
– Zgaduję, że to ty jesteś tą niespodzianką, o której mówił Paki? – liszka odezwała się pierwsza, zupełnie nie przejęta, jak dziwnie na swój sposób wygląda ta cała sytuacja. I że coś jest na rzeczy z tym wszystkim.
– Wychodzi na to, że tak. – Soda przesunął się kawałek, robiąc miejsce dla drugiej osoby na kamieniu. – Podobno zażyczyłaś sobie śniadanie, moja pani. Mam nadzieję, że to mięso przypadnie ci do gustu.
Skinka z pewną konsternacją zbliżyła się do kamienia. Zając pachniał smakowicie, świeżutki, pełen krwi i miękkiego mięsa, aż ślinka sama ciekła do ust. Wreszcie lisica postanowiła wziąć udział w tej dziwnej zabawie, jaką sobie wymyśliły te trzy głąby i wskoczyła na kamien, by zająć się jedzeniem.
Tak właśnie Skinterifiri zaczęła chyba najlepszy dzień swojego życia, w którym poznała - a przynajmniej poznała lepiej, bo znali się od dawna - kogoś, kto spokojnie mógłby nosić tytuł jej partnera. Wreszcie samica poczuła się doceniona, a resztki pamięci o Dinakaratie odeszły w niepamięć, zastąpione nowymi, szczęśliwymi wspomnieniami z Sodrokniwą.
Teraz pozostała tylko jedna rzecz. Wrócić do domu, do watahy Srebrnego Chabra, z dodatkowym lisem na pokładzie.
I przekazać rodzicom nowinę. I starszyźnie. Bo w oczach lisów, w momencie związania się Sodrokniwy ze Skinterifiri nastąpiło związanie dwóch stad i według tradycji lisia rodzina - rodzina partnera - miała swego rodzaju obowiązek oddać w prezencie jakiś majątek, czy byłyby to kosztowności, wiedza, czy tereny. I niestety, choćby nowa para chciałaby z całego serca uniknąć tych formalności, sam Paki zmusiłby ich, by stawili się u rodziny. No tak, takich rzeczy nie idzie uniknąć.
<Niespodzianka! Delta, Twoja kolej! Jak dasz radę to daj mi pociągnąć rozmowę ze starszyzną, cały międzyczas (spacer, itd.) jest Twój>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz