czwartek, 26 sierpnia 2021

Od Kenaia CD Hermiony – „Nierozłączni”

- Dziwaków? – ku zaskoczeniu Kenaia, powiedziała Kanna. Jej pysk wykrzywił się na sam wydźwięk tego słowa, ale w jej słowach nie było słychać złości. – Dziwaków to ja tu nie widzę… - ostatnie zdanie wypowiedziała już cicho, jakby bardziej do siebie niż do nas. Ja jednak słyszałem ją doskonale, wiedziałem też, że pierwsza wściekłość na nowo przybyłych ustąpiła miejsca ciekawości zabarwioną typową dla niej nieśmiałością.

- Możemy zaprowadzić was do alfy, choć to tylko formalność. Jeszcze nie zdarzyło się by kogoś nie przyjął. – powiedziałem z lekkim uśmiechem, przejmując dowodzenie nad naszą grupą. Może i ten biały adonis posiadał umiejętność zagadania innych swym monologiem, jednak nadal był to mój… nasz teren. Już ruszyłem kilka kroków na przód, kierując naszą eskapadę we właściwym kierunku, gdy usłyszałem podniesiony głos Delty:

- Kenai! – zastrzegłem uszami, po czym spojrzałem lekko w kierunku poruszającej się za mną czwórki.

- Poczekajcie chwileczkę, dobrze? – przerzucając wzrok na każdego po kolei, uzyskałem nieme przyzwolenie na odejście. Cóż… prawie. Kanna spojrzała niepewnie na nieznajomych, a potem na mnie i bez zbędnych ceregieli poszła za mną zostawiając gości samym sobie.

- O i Kanna! Dobrze. – powiedziała Flora gdy znaleźliśmy się wewnątrz jaskini medycznej. – Kończą nam się zioła, a jak wiecie ostatnio opuścił nasz zielarz. Wiecie, gdzie czego szukać?

- Emm… - zająknąłem się, co wadera dobrze odebrała jako odpowiedź przeczącą. Po kilku sekundach już opisywała zioła, które są najbardziej potrzebne i gdzie możemy je znaleźć. Mój mózg zgubił się przy trzecim ziele i choć bardzo chciałem wszystko zapamiętać, nie byłem w stanie.

- Wszystko jasne? – na kolejne pytanie medyczki już miałem kiwać przecząco głową, gdy zauważyłem, że Kanna przytakuje Florze, dając do zrozumienia, że wszystko zapamiętała. Wyszliśmy z jaskini i od razu zwróciłem się do siostry.

- To może ty idź po zioła, a ja odprowadzę tą parkę do Agresta.

- Mam iść… sama? – zapytała zdziwiona. Po kilku chwilach w jej oczach pojawił się także strach.

- Zapamiętałaś wszystkie zioła jakie są potrzebne?

- Tak. – westchnęła ciężko jakby przeklinając w myślach swoją pamięć.

- Więc sobie poradzisz. Nie mamy czasu na robienie tego razem, zioła są potrzebne na już, a nasi nowi członkowie nie będą na nas czekać godzinami.

- Nie może ich ktoś inny odprowadzić? – zapytała z naburmuszeniem.

- Kan, nie mogę być zawsze przy Tobie. Potraktuj to jak przygotowanie do życia beze mnie, okey? – powiedziałem patrząc lekko błagalnym wzrokiem na Kannę.

- Jak to bez Ciebie? – spytała wadera jakby bez zrozumienia. – Czemu miałabym żyć bez Ciebie?

- No… - zacząłem, ale gdy nie znalazłem odpowiednich słów, po prostu powiedziałem:

- Spotkajmy się pod jaskinią jak już każde z nas załatwi swoje zadanie, dobrze?

Mała waderka westchnęła ponownie, ale kiwnęła lekko głową i biorą ode mnie niewielką torbę na zioła odeszła w stronę plaży. Ja za to poszedłem do miejsca, w którym zostawiliśmy naszych nowych znajomych. Dopiero teraz miałem dobrą sposobność na dokładne przyjrzenie się tej dwójce. Biały basior, którego imię jeszcze nie doszło do moich uszu, był wyjątkowo wysokim i chudym wilkiem. Choć jednak jego masa nie była duża, przyjazny i energiczny chód i postawa sprawiały, że można było poczuć się przy nim nieswojo. Hermiona za to, nakrapiana na biało, brązowa wadera uważnie wsłuchiwała się w każde słowo swojego towarzysza. Patrzyła na niego wzrokiem, którego jeszcze u nikogo nie widziałem. Wydawało mi się to pomieszaniem miłości i wdzięczności, możliwe że także czegoś jeszcze, czego nie udało mi się wcześniej poznać. Mimo wszystko, gdy wadera tylko zobaczyła mój zarys pomiędzy drzewami, automatycznie schowała się za białym basiorem, patrząc na mnie nieufnie, ale i z ciekawością. „Słodkie” pomyślałem bezwiednie.

- Możemy iść. – powiedziałem z lekko władczym tonem i ruszyłem dumnie przed siebie nie patrząc zbyt dokładnie na reakcje dwójki. Gdy usłyszałem, że oboje ruszyli za mną bez cienia wątpliwości, uśmiechnąłem się lekko. Poczułem lekkie spełnienie, odgrywając rolę kierującego. Miałem nadzieje na cichą wycieczkę do jaskini alf, jednak cisza szybko została przerwana, przez lekko mi już znanego, białego adonisa.

<Loczek?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz