wtorek, 3 sierpnia 2021

Od Nymerii CD Rubida - "Wyblakłe Słońce" cz. 5.2

Umysł zasłany chaosem poganiał moje łapy do szybszego biegu. Myśli przecinały moją podświadomość z każdym krokiem zmieniając ich tok i stawiając kolejne pytania sensu mojej egzystencji. SKOK Pytania, które odpowiedzi nie miały, ale i takie których odpowiedź zdecydowanie mnie nie usatysfakcjonowała. Mój stan jednak był czymś czego mogłam się spodziewać. SKOK „Prawdziwa ja” odzywała się co jakiś czas popędzając mnie i szepcząc do ucha swoje niewyobrażalne plany. Pomimo mojego uporu nie mogłam odegnać myśli o chęci znaczenia w watasze i swoim własnym życiu… no bo skoro sama dla siebie nic nie znaczyłam to jak moje życie mogło znaczyć coś dla kogoś innego? SKOK Na razie jednak miałam jeden cel, który wypełniałam sumiennie od maleńkości. Nie pozwolić bo moje życie stoczyło się w stronę niechcianej przeze mnie drogi. SKOK Choćbym miała być beznamiętna i nic nieznacząca do końca swojego życia to niech tak będzie. Byleby moje życie nie zmieniło się w jeden z koszmarów, który kiedyś wyśniłam. SKOK „A jakbym chociaż trochę posunęła się po szczeblach kariery? Jakbym w ten sposób mogła pomóc i sobie, i watasze…?” Szybka myśl przeleciała przez mój umysł przerwana jednak przez nieproszonego gościa.

- Smukła Choinka – rozległo się w mojej głowie. Automatycznie odwróciłam głowę w stronę z której dotarła do mnie ta krótka wiadomość, jednak od razu poczułam, że coś jest nie tak. Obraz zaczął mi się rozmazywać ukazując ciemny grunt zupełnie jakbym… Zapomniała skoczyć. Poczułam ból w dolnej części grzbietu, a później do moich uszy dobiegł odgłos łamiących się kości. O nie, o nie, o nie. Westchnęłam ciężko próbując dojść do stanowczego spokoju jaki towarzyszył mi przez całe moje życie.

- Jesteś cała? – usłyszałam z góry, jak się okazało dalekiej góry. Patrząc na nieznajomego mi basiora zobaczyłam kręcące się mroczki przed własnymi oczami.

- Mhm… - mruknęłam nie do końca świadoma własnych słów. Próbując wstać jęknęłam przeciągle, co na moje szczęście przykuło uwagę wilka czekającego powyżej.

- Pobiegnę po medyka. – powiedział i ciemna plama zniknęła sprzed mojego okna na światło. Położyłam się z powrotem i zamknęłam oczy by odpocząć od galopujących kształtów przed oczami. Jak się okazało po ich zamknięciu kształty nie zniknęły. Ukazywały się nadal na ciemnym tle nicości, dając mi do zrozumienia, że nie tak łatwo się ich pozbyć.

- Emm… powiesz mi gdzie jest medyk? – usłyszałam znajomy już głos, jednak skupienie się na jakimkolwiek zadaniu było w moim stanie wyjątkowo trudne.

- Nie. – warknęłam zła na własną niedołężność.

- Nie znam tych terenów, pomogę Ci jak wskażesz mi drogę. – niepokój i zdenerwowanie w głosie basiora pozwoliło mi na niewielkie skupienie w celu własnego ratunku. Koślawo pokierowałam nieznajomego mając nadzieje, że moja zdolność do rozróżnienia kierunków nie została zachwiana w wyniku wypadku. Wilk ponownie zniknął z zasięgu mojego wzroku, a ja pozwoliłam sobie po raz drugi na błogi odpoczynek. Pomiędzy milionem złych skutków mojego upadku znalazłam jeden dobry. Mój umysł zdołał uspokoić gonitwę myśli która towarzyszyła mi od kilku miesięcy, ustępując miejsca jednej myśli: Czy fakt, że nie czuje tylnych kończyn oznacza coś złego?

 

---

 

Kiedy po kilku godzinach udało się mnie przetransportować do jaskini medycznej, czułam się prawie jak nowo narodzona. Szkoda, że tylko psychicznie. Te kilka godzin drzemki bez myślenia o przyszłości, tylko o teraźniejszości podziałało na mnie lepiej niż kubeł zimnej wody. Co za różnica co będzie jutro czy za miesiąc, a nawet za rok. Jeżeli nie skupie się na tym co się dzieje teraz, możliwe, że nawet nie dożyje tego czasu.

- Jak się czujesz Nymerio? – zapytała Flora jak tylko posadowili mnie na jednym z wolnych miejsc.

- Bywało lepiej. – burknęłam nie patrząc na waderę, nie chcąc by zobaczyła w moich oczach strach.

- No dobrze… pozwól, że wszystko sprawdzę. – badanie Flory dłużyło mi się niemiłosiernie. Co chwila pytała mnie czy coś mnie boli i czy coś czuje, a gdy odpowiadałam, zgodnie z prawdą, że nie, zawsze kwitowała to krótkim i małoznaczącym „hmm…” Gdy medyczka skończyła oględziny, bez słowa wyszła z pomieszczenia bo po kilkunastu minutach wrócić ze swoim pomocnikiem u boku. Niewielki Delta stał obok Flory, a na jego twarzy mieszał się strach ze zdziwieniem.

- Będziemy musieli przeprowadzić małą operacje. Nie martw się jednak, masz tylko zwichnięte biodro, to dość częste przy tego typu upadkach. Niestety jednak kość biodrowa ułożyła się tak, że naciska na jeden z Twoich nerwów, stąd brak czucia w kończynach dolnych. Dlatego też potrzebna będzie operacja. Odbędzie się z samego rana, a teraz odpocznij ile jesteś w stanie, a ja opatrzę inne twoje rany.

Kiwnęłam tylko głową na słowa medyczki i pozwoliłam jej na dalszą opiekę. Ahh.. gdybym tylko mogła być teraz Ciri. Wiedziałam, że mój próg bólu należał do raczej wysokich, jednak sama myśl o operacji wywoływała we mnie zawroty głowy.

- Jak ona się czuje? – usłyszałam za plecami, gdy Flora kończyła zakładać opatrunek na moją przednią łapę.

- A czemu nie zapytasz bezpośrednio? – spytałam ledwo patrząc na przybysza. Podniosłam głowę lekko odchylając się do tyłu. Z jego umysłu dochodziły do mnie urywki myśli, małoznaczące i niemożliwe do ułożenia w jakikolwiek sens. Zupełnie jakby basior z premedytacją nie pozwalał mi ujrzeć więcej. Nie żebym chciała, to wszystko zawsze działo się automatycznie i nie byłam w stanie tego zatrzymać.

- Kim ty właściwie jesteś? – zapytałam bez cienia emocji w głosie i spojrzałam na nieznajomego, który ledwie kilka godzin temu uratował mnie przed prawdopodobną śmiercią.

— Jestem kelnerem – odpowiedział z uśmiechem, a ja podniosłam jedną brew ewidentnie zaskoczona jego odpowiedzią. — Jedną z rzeczy, jakie serwuję na tacy, jest propozycja pomocy dla wilków niemogących wydostać się z bagna, w jakie same się wciągnęły...albo z dziury. A ty?

- Nymeria. – powiedziałam nie dodając nic więcej i przeszywając wzrokiem rozmówcę. Nastąpiła chwila ciszy, która sama niechętnie przerwałam. – Słuchaj, dziękuje za Twoją pomoc, ale nie musisz się już martwić. Lepiej będzie jak sobie pójdziesz, Panie Kelner. – powiedziałam i ostentacyjnie odwróciłam głowę w stronę Flory. Westchnęłam szczęśliwie widząc, że medyczka już skończyła opatrunki i zamierza zostawić mnie w końcu samą. Położyłam głowę i zamknęłam oczy błagając świat o szybki sen.

 

<Rubid?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz